Rok Różewicza: kartoteka prawnuków

Rok Różewicza: kartoteka prawnuków

Fot. Bartosz Krupa/East News. Warszawa 13.03.2018. Przedstawienie "Kartoteka Rozrzucona" w rezyserii Radoslawa Rychcika w teatrze Studio. N/z: Bartosz Porczyk

Utwór Tadeusza Różewicza staje się kluczem do opisu świata dla kolejnych pokoleń Kiedy demonstracyjnie krytyczna wobec ówczesnego teatru „Kartoteka” Tadeusza Różewicza pojawiła się na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie (1960), Jan Kott z rozbrajającą szczerością stwierdził, że „Różewicz napisał naprawdę tradycyjny dramat narodowy”. Za nim powtarzali to inni, dodając, że to dramat pokolenia porażonych wojną, wciąż przeżywających traumę i z trudem znajdujących miejsce w powojennej rzeczywistości. Tego rodzaju interpretacja pozbawiała „Kartotekę” wymiaru uniwersalnego, a tymczasem utwór staje się kluczem do opisu świata dla kolejnych pokoleń: synów, wnuków, a nawet prawnuków. Taki sposób czytania dramatu podtrzymał i wzmocnił sam poeta, reżyserując wraz z aktorami Teatru Polskiego we Wrocławiu „Kartotekę rozrzuconą” (1994), czyli nowy wariant dramatu w zmienionych okolicznościach historycznych. A jak jest dzisiaj? Czy „Kartoteka” zachowała zdolność krytycznego narzędzia rzeczywistości polskiej XXI w.? I czym jest dla pokolenia prawnuków Bohatera? Czy nie tylko zabytkiem, czy nie tchnie anachronizmem? Młodzi reżyserzy, wnukowie i prawnukowie Bohatera próbują dowieść, że tak nie jest, choć sięgają po ten tekst dość rzadko – wśród dwudziestu kilku realizacji sztuki Różewicza w pierwszych dwóch dekadach XXI w. zaledwie sześć jest dziełem pokolenia prawnuków Bohatera. Zainteresowanie „Kartoteką” wykazują niemal wyłącznie mężczyźni, choć to kobieta – niedoceniana reżyserka Wanda Laskowska – wprowadzała ten utwór na polską scenę niemal na własne ryzyko, ponieważ władze nie udzieliły zezwolenia na jego wystawienie i dopiero po próbnym pokazie spektakl został zatwierdzony do eksploatacji w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy. Dlaczego młodzi reżyserzy tak rzadko sięgają po „Kartotekę”, skoro – a widać to po rezultatach ich prac – spotkania z dramatem Różewicza kończą się dość szczęśliwie, często oceniane jako odkrywcze? Jako pierwszy wnuk odważył się na konfrontację Paweł Kamza (rocznik 1963) w Teatrze Współczesnym w Szczecinie (1997). Przedstawienie miało sportretować powojenne pokolenia, a zwłaszcza pokolenie rocka. Reżyser poszatkował utwór, dowolnie montując w nową całość, wyrzucił niepotrzebne mu doświadczenia ojców, dopisał (scenicznie) dziesiątki obrazków, sugerujących osadzenie akcji w epoce rockandrollowców. Nietrudno wskazać źródło takich pomysłów – jest nim „Kartoteka rozrzucona”, w której pojawia się drugi Bohater, a przeżycia ich obu są przemieszane. W „Kartotece” Kamzy też jest dwóch Bohaterów, ale na tym podobieństwo się kończy. O ile bowiem zarówno dawna, jak i nowa wersja dramatu są drapieżnym komentarzem, przypisanym do powojennej historii, o tyle wypreparowany z „Kartoteki” scenariusz Kamzy przypomina gumową kość do obgryzania. Można bezpiecznie się nią bawić, nikomu przykrości nie sprawi. Reżyser cierpi na nadmiar pomysłów. Nie tylko niemiłosiernie kroi tekst, ale przestawia kwestie, przypisuje je innym postaciom, niektóre powtarza. Drugiemu z grupy wnuków, Pawłowi Kruszczyńskiemu (rocznik 1967), który przyznawał się publicznie, że inspiracją jego „Kartoteki” był spektakl Kazimierza Kutza w Teatrze Narodowym (1999), powiodło się lepiej. Jego „Kartoteka” z Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie (premiera 21 listopada 1999) wyróżniała się przemyślaną kompozycją scenariusza. Wychodząc od „Kartoteki rozrzuconej”, reżyser wpisał ją w „Kartotekę” klasyczną. Ten zabieg pozwolił mu na wykorzystanie niektórych scen z nowej wersji dramatu, a zarazem na wprowadzenie na scenę dwóch Bohaterów. Sygnalizowało to podwójną optykę opowieści, będącej z jednej strony relacją o sytuacji duchowej pokolenia wojennego, a z drugiej próbą ukazania rozterek młodego pokolenia. Kruszczyński odmłodził „Kartotekę”, odnajdując w niej motywy bliskie dzisiejszej młodej generacji. Ożywczym pomysłem było przeobrażenie Chóru Starców w chór raperów, przedstawicieli „starej młodzieży”, jak to wyjaśniał reżyser. Ci młodzi zblazowani rockmeni byli bowiem w istocie prawdziwymi starcami, już wszystko wiedzieli, niczym się nie cieszyli, byli starzy od urodzenia. Prawdziwe trzęsienie w krytycznej interpretacji utworu Różewicza przyniosła kolejna, bodaj najgłośniejsza przygoda prawnuka z „Kartoteką” – spektakl Michała Zadary (rocznik 1976) we Wrocławskim Teatrze Współczesnym (2006). Jak wiadomo, Tadeusz Różewicz w swoim radykalnie zamierzonym dramacie otwartym chciał zrezygnować z Bohatera, ale uległ perswazji teatru i w końcu go ocalił, a nawet zmusił do działania. Zadara nawiązał do pierwotnego zamysłu autora i zaczyna „Kartotekę” tam, gdzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 36/2021

Kategorie: Kultura