Kreatywną politykę sprzedawania złudzeń PiS prowadzi w sposób mistrzowski Stefan Chwin – (ur. w 1949 r.) pisarz, eseista, historyk literatury, profesor Uniwersytetu Gdańskiego. Członek Rady Języka Polskiego. Ma w dorobku takie tytuły jak „Hanemann” (1995), „Esther” (1999), „Dziennik dla dorosłych” (2008), „Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni” (2010), „Panna Ferbelin” (2011), „Miłosz. Interpretacje i świadectwa” (2012), „Zwodnicze piękno” (2016), „Srebrzysko. Powieść dla dorosłych” (2016). Myślał pan, że dożyje takich czasów jak obecnie? Jeszcze 10 lat temu? – A skądże! Należałem do tej części inteligencji, która uwierzyła, że idee liberalno-demokratyczne weszły w krew polskiemu społeczeństwu. Teraz wiem, że się myliłem. Co takiego się stało, że nie weszły? Żyliśmy ułudą? – To nie jest sprawa tylko ostatnich lat. Po prostu inteligencja liberalno-demokratyczna, jak moglibyśmy ją nazwać, nie rozpoznała trafnie sytuacji. Mylące było to, że tak łatwo udało się przekonać polskie społeczeństwo do tego, żebyśmy weszli do Unii Europejskiej. Za łatwo poszło? – Nie przedstawiano argumentów opartych na tym, czym rzeczywiście jest Unia Europejska, tylko forsowano argument wielkiej szansy ucieczki ze wschodu na zachód. Że uciekamy przed Rosją! I to był mechanizm, który pozwolił nam samookłamywać się, że powszechny w Polsce akces do Unii jest też masowym akcesem do systemu wartości europejskich. A tak nie było. Bo Europa Wschodnia weszła do Europy Zachodniej i obco się poczuła? – Dokładnie. Wybrano strategię szoku kulturowego Ale przecież coś musiało się stać, że ten nastrój wschodnioeuropejski został pobudzony. W roku 2004 był na dalekim planie, a teraz został wciągnięty na sztandary. – Ależ on był bardzo silny już wtedy! Nie wiem, czy pan pamięta, że w trakcie przystępowania do Unii pojawiły się radykalne głosy eurosceptyków, bardzo hałaśliwe. Nieskuteczni byli tylko dlatego, że szli pod prąd tej ogólnonarodowej ucieczki od Rosji na zachód. Ale ich głos już zabrzmiał, i to mocno! A do tego został popełniony kolejny błąd. Jaki? – Strona zwycięska, proeuropejska, prounijna, zapomniała zupełnie o tym, że w polskiej kulturze istnieje pewne wyobrażenie wolności, którego granic nie wolno przekraczać. Najbardziej radykalnym błędem z tego punktu widzenia było przekroczenie tej granicy w kierunku gender – dla bardzo dużej liczby Polaków absolutnie nie do przyjęcia. I przeciwnicy Unii wykorzystali to natychmiast, podnosząc larum, że ci, którzy są za Unią, są po stronie zboczenia seksualnego. Ja uważam, że w ogóle sprawa życia seksualnego w Polsce, rozmaitych restrykcji, obsesji i fobii, które wynikają z tego, że jesteśmy społeczeństwem katolickim, jest bardzo poważną sprawą. A to zostało zupełnie zlekceważone. To znaczy? – Wybrano strategię szoku kulturowego – że wreszcie nadeszła chwila, w której możemy dokonać wielkiej przemiany polskiej świadomości. Więc idziemy do końca! I pójście do końca było przekroczeniem tej niewidzialnej granicy przede wszystkim dla bardzo dużej liczby ludzi mniej wykształconych, znajdujących się pod silnym wpływem Kościoła katolickiego. To było dla nich po prostu uderzenie w samo serce! Pamiętam, jak znakomicie kwestię gender wygrywała propaganda pisowska przed wyborami. Posuwając się do nadużyć, wniebogłosy krzyczano, że ci pro-Europejczycy, ci prounijni chcą w naszych przedszkolach przerabiać naszych chłopców na dziewczynki, a dziewczynki na chłopców. Czyli robić z nich homo-nie-wiadomo! Propagandowo to był strzał w dziesiątkę! Nie jakaś tam abstrakcyjna opowieść o tym, że w zgniłej Europie naruszane są jakieś wartości. Tylko mocny konkret. – Puszczono twardy komunikat: oni chcą to robić z naszymi, polskimi dziećmi! Przerabiać płeć naszych niewinnych maleństw! A jeszcze jak wyszła sprawa edukatorów seksualnych… W tym momencie polskie serca aż się skurczyły z przerażenia. Znakomite uderzenie! Oczywiście gadka była absurdalna i podła, bo jednak gender nie ma tego rodzaju ambicji, ale skutek odniosła. Bo trafiła w sam środek polskich strachów? – W sam środek. Uważam zresztą, że wysunięcie przed wyborami na pierwszą linię kwestii mniejszości seksualnych było – i nadal jest! – dostarczaniem pokarmu polskiej prawicy. Tak jakby na tacy ktoś jej to podawał. Nie musiała się namyślać nad strategią, bo ta już była gotowa! Oczywiście jestem absolutnie za tym, żeby wszelkie formy dyskryminacji wobec wszystkich grup mniejszościowych przestały obowiązywać, ale równocześnie mam wrażenie, że błąd strony liberalnej polegał na tym, że naprawdę uwierzono, że można wszystko zmienić metodą szoku kulturowego! Nigdy