Rozliczmy współczesność
Zapiski polityczne 2 stycznia 2002 r. Szaleństwo rozliczeniowe trwa. Nie ustają wezwania do rozliczenia ludzi i czasów przeszłości, bez czego nie może ponoć nastąpić powszechna szczęśliwość w Polsce. Nawet rozsądny zawsze arcybiskup lubelski, profesor filozofii, Życiński ostrzega nas – jak wyczytałem w gazecie telewizyjnej – przed retuszowaniem historii i unikaniem refleksji nad trudnymi momentami w dziejach Polski. Mówiąc o widocznej w sondażach fascynacji epoką lat 70., arcybiskup zauważa, iż „wielu pamięta tylko, że kupili sobie malucha lub dostali paszport, a zapominają, że łamano prawa człowieka. O tym nie wolno zapominać”. Ten pojawiający się nawet w wypowiedziach biskupów wątek rozliczania przeszłości jest jawnie sprzeczny z głoszoną przez polskiego wszak papieża nauką o przebaczaniu. Nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia, mówi wyraźnie Ojciec Święty. Mnie samemu ta nachalność rozliczeniowa bardzo się nie podoba. Może dlatego, iż nie odczuwam żadnej potrzeby rozprawiania się z moimi krzywdzicielami, a przecież należę do pokolenia szczególnie udręczonego w przeszłości. Już jako piętnastolatek trafiłem do więzienia i do sali przesłuchań szpiegów – za jakiego to potwora uchodziłem w oczach bolszewickich speców od wymuszania zeznań. Zaliczyłem także „białe niedźwiedzie”, wywalono mnie z pracy na uczelni i wiele razy później siedziałem w kryminale lub traciłem pracę z tytułu nazwiska i wpierw akowskiej, a później solidarnościowej przeszłości. No i co z tego wynika? Taki był przecież los całego naszego pokolenia, dziś już przeważnie leżącego w grobie z prostej przyczyny upływu czasu. Nie poczuwam się do obowiązku wrzeszczenia, gdzie tylko można, o konieczności rozliczeń, gdyż bliższa mi jest mądra papieska nauka o przebaczeniu niż ciągoty głupców do ustawicznego rozliczania przeszłości. W inaugurującym IV kadencję Sejmu RP przemówieniu także mówiłem, jeszcze zanim papież ogłosił swoją naukę, o konieczności przebaczania – ale to wezwanie utonęło w politycznym gwarze, jaki towarzyszył mojej wypowiedzi. Powiem więcej. Należę do wcale nie małego grona ludzi, którzy nie tyle powinni domagać się rozliczeń, ile prosić społeczeństwo o wybaczenie katastrofalnych skutków nieudanej transformacji ustrojowej, za co ponosimy bezpośrednią odpowiedzialność my, ludzie dawnej „Solidarności”, a potem posłowie na Sejm, który zadecydował o szybkości przemian ustrojowych, tak źle wpływających na los milionów ludzi w Polsce. Ksiądz biskup Źyciński wspomina o łamaniu praw człowieka w latach 70., czyli w epoce Gierka. Czcigodny księże arcybiskupie, czy nie dostrzega wasza ekscelencja tego, co się dzieje teraz z prawami człowieka? Oficjalnie trzy, a praktycznie blisko pięć milionów bezrobotnych – czyli jakieś dwa miliony rodzin – jest pozbawionych możliwości zaspokojenia elementarnych potrzeb życiowych. Czy to aby nie jest jawne łamanie praw człowieka? A bezsilność i bezradność sądów w wymierzaniu sprawiedliwości? Siedzi w więzieniu od wielu miesięcy pan Jacek Bochiński podejrzany o udział w napadzie. Podejrzenie opiera się na bardzo słabym materiale dowodowym, a młody pracownik Muzeum Historycznego Miasta Warszawy ma w swoim środowisku dobrą opinię, zaś prokurator wnioskujący do sądu o przedłużanie aresztu nie ma niczego konkretnego na uzasadnienie zarzutów. Mimo tego młody naukowiec tkwi w rozpaczliwej sytuacji więźnia zapomnianego przez wymiar sprawiedliwości. Złą rolę gra w tym dramacie lubelski Sąd Apelacyjny (to tak na marginesie zbieżności lokalizacyjnej metropolii lubelskiej z tamtejszym Sądem Apelacyjnym), biorący udział w tej tragedii ograniczania elementarnych praw człowieka do sprawiedliwego sądu. Nie ulega wątpliwości, że dzisiaj bardziej niż rozliczanie przeszłości potrzebne jest nam rozliczanie teraźniejszości, także z naruszania elementarnych praw człowieka. Nie zdziwiłbym się, gdyby nadeszła chwila rozliczenia nas, posłów Sejmu kontraktowego, z lekkomyślnego przyzwolenia na terapię szokową Balcerowicza, będącą w rezultacie przeogromnym atakiem na prawa człowieka do minimum egzystencji, atakiem na godność życia milionów ludzi – ale zdumiewa mnie, choć i śmieszy zarazem, że jestem sądownie ścigany za walkę z ogromnym wynaturzeniem wymiaru sprawiedliwości przez powrót do hańby sądownictwa, jaką są rozprawy lustracyjne w trybie tajnym, czyli za zamkniętymi drzwiami, co stanowi jawne naruszenie podstawowych norm europejskiego wymiaru sprawiedliwości i jest oczywistym powrotem do praktyk stalinowskich. Dające się słyszeć dość powszechnie wezwanie do rozliczania przeszłości ma – w moim przekonaniu – podtekst polityczny. Nie zaistniałoby, gdyby zwycięzcami w wyborach parlamentarnych okazali się spadkobiercy innej tradycji politycznej niż lewicowa, której zawsze można wypominać