Szeroka koalicja partii lewicowych zawaliła się pod ciężarem własnych sprzeczności. Może to być jednak szansa na odrodzenie w upadku Ulica Solferino. Już sama nazwa kojarzy się ze zwycięstwem. Nadano ją przecież, aby uczcić francuski triumf w jednej z największych bitew XIX stulecia. I właśnie tam, w VII dzielnicy Paryża, pod numerem 10, stoi imponujący, a zarazem szykowny budynek. Dawniej była to siedziba Partii Socjalistycznej (PS). Prawie 4 tys. m kw. i dekady wspomnień. W międzywojniu mieściła się tam centrala związków zawodowych; reżim Vichy odebrał im gmach i ulokował w nim swoje ministerstwo propagandy; lewicowi partyzanci wzięli go szturmem w czasie powstania w Paryżu 28 czerwca 1944 r. i już nie oddali. Przez kolejne lata adres ten zrósł się w świadomości Francuzów z główną formacją lewicową, jak u nas Nowogrodzka z ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego. Pisano zatem: „Solferino zapowiada…”, „Solferino ogłasza…”, „Solferino odmawia komentarza”. To w tym gmachu François Mitterrand świętował wybór na najwyższy urząd w 1981 r. i ostatni raz przemówił jako głowa państwa 14 lat później. Tak samo uczynił triumfujący w 2012 r. François Hollande. Nie gdzie indziej Lionel Jospin cieszył się z nieoczekiwanej wygranej w wyborach parlamentarnych (1997), a po jeszcze bardziej zaskakującej klęsce w prezydenckich (2002) zapowiedział wycofanie się z polityki. Popularne „Solfé” było siedzibą drugiej, obok gaullistów, naturalnej partii władzy. Do rangi symbolu urasta zatem fakt, że w 2017 r. zapadła decyzja o sprzedaży historycznego budynku podmiotowi prywatnemu. Prawdziwy kryzys zaczął się jednak rok wcześniej. W lutym 2016 r. socjalistom wyrósł poważny rywal na lewicy: Francja Niepokorna (LFI) Jeana-Luca Mélenchona, która szybko zaczęła przyciągać wyborców oczekujących większej dozy społecznego radykalizmu. PS szykowała się jednak nie do walki z nowym przeciwnikiem, ale do wojny domowej. Latem cała Francja mogła oglądać w wieczornych wiadomościach iście szekspirowski dramat. Dwóch młodych polityków o prezydenckich ambicjach postanowiło pochować żywcem urzędującego szefa państwa, François Hollande’a. Obydwaj chcieli zająć jego miejsce, ale każdy miał na to inny plan. Premier Manuel Valls wystąpił z otwartą przyłbicą. Argumentował, że Hollande’a popiera ledwie 4% Francuzów, on sam jest zaś liderem sondaży. Z kolei popularny minister gospodarki Emmanuel Macron od szpady wolał sztylet. Podkopywał prezydenta dyskretnie, samemu metodycznie pozyskując sojuszników, pieniądze i przychylność mediów. Gdy poczuł się dość silny, rozpoczął frondę, która doprowadziła do powstania nowej formacji: En Marche! (dziś: Renaissance, Odrodzenie). Odebrała ona socjalistom parlamentarzystów, lokalnych działaczy, ale przede wszystkim gros centrolewicowych wyborców. A skoro o Odrodzeniu mowa, Valls, niczym renesansowy książę, „przewidział wszystko oprócz własnej śmierci”, tj. wymusił ustąpienie Hollande’a, ale niespodziewanie przegrał prawybory z kompletnym outsiderem, jakim był Benoît Hamon. Ten ostatni podobał się aktywowi partyjnemu, ale jak na gust przeciętnego Francuza miał za mało wyrazistą osobowość i aż nadto wyraziste poglądy. Niedostatecznie rozpoznawalny i nadmiernie lewicowy poległ w wyborach prezydenckich, uzyskując najgorszy wynik w dziejach partii – 6,8%. Fakt, że rozwścieczony Valls wezwał swoich zwolenników, aby głosowali na Macrona, też tu nie pomógł. Niedługo później Hamon opuści PS i założy własne ugrupowanie, Génération.s, co z kolei nadszarpnie lewe skrzydło partii. Ostateczny cios spadnie z tej samej strony. Wspomniany Mélenchon wziął w wyborach prezydenckich 19,5% głosów, co z miejsca uczyniło go głównym rozgrywającym na lewo od centrum. Pięć lat później poprawi on swój wynik do 21,95%. W tej samej elekcji kandydatka socjalistów Anne Hidalgo uzyska ledwie 1,74%. Jak rzymskie legiony „My jesteśmy jak rzymskie legiony, wy jak skłócone galijskie plemiona”, miał się chełpić Mélenchon w rozmowie z przywódcami pozostałych partii lewicowych. Istotnie, słabnąca „republikańska” lewica stale dzieliła się na coraz mniejsze ugrupowania, podczas gdy lewica skrajna nie tylko pozostawała zjednoczona, ale i rosła w siłę. Aby ratować, co się da, PS zgodziła się na powołanie szerokiej koalicji pod wodzą LFI, w skład której weszli także zieloni oraz komuniści. Nowo powstały blok nazwano NUPES, akronim od słów: Nowa Unia Ludowa, Ekologiczna i Społeczna. Otrzymał on natychmiastową premię za jedność w wyborach roku 2022: 151