Rozwód z biedy

Rozwód z biedy

Dwa i pół razy więcej par niż przed rokiem złożyło pozwy o separację. Powodem jest nie kres miłości, lecz szansa na pieniądze – Jak o mieszkania było trudno w PRL-u, też się rozwodzili fikcyjnie, a dzieci odchowali uczciwie – mówi Jadwiga S. (szkoła zasadnicza, ukończony kurs administratora biurowego, w CV w punkcie zalety napisane: pracowitość, punktualność, empatia – czyli niewiele). Najpierw się wahała z decyzją. Poszła do księdza, powiedzieć, że jest pod murem, musi wnieść sprawę. Ksiądz wyciągnął dwie czekolady i długo mówił o moralności. No to powiedziała: skoro w ręce Boga sprawy oddać nie można, oddaję w ręce sądu. Razem z mężem napisali w uzasadnieniu: współmałżonek utrzymuje kontakty z inną. Wystarczy. Zameldowany jest, to mieszkać może. Najwyżej zamek się dorobi do dużego pokoju. – Jak udowodnię? Niejedna pójdzie za świadka, że uciekam do niej przed pijakiem. Beata J. też nie myślała o rozwodzie, zanim państwo nie podsunęło pomysłu. Siedli z mężem i wyliczyli, że to będzie jakiś pieniądz w domu. – Lepiej mieć coś, niż nie mieć nic – kwituje desperacko. Tego typu zachowania odnotowali księża, Anna Popis, kierownik USC w Łodzi, gdzie wydaje się znacznie więcej odpisów zupełnych z aktu małżeństwa, i pan Włodzimierz, strażnik w tutejszym urzędzie miasta, z racji swojej pracy obserwator. Właściwie małżonkowie zaczęli się rozstawać nagle, z marca na kwiecień tego roku. Gdy już było wiadomo, że majowe zmiany przepisów o zasiłkach rodzinnych wejdą w życie, w sądach ruszyła pierwsza fala. Do XII Wydziału Cywilnego Rodzinnego Sądu Okręgowego w Łodzi wpłynęły wówczas 533 pozwy o rozwód (dla porównania z tym samym okresem ubiegłego roku – 354 sprawy). Ale rekordy pobiły separacje, których liczba w tych samych miesiącach wzrosła ponaddwukrotnie. Łódź nie uplasowała się pod tym względem w krajowej czołówce, ale i tu niejedna żyjąca dotychczas po bożemu para podliczyła domowy budżet. Wyszło jasno – skoro wraz z likwidacją Funduszu Alimentacyjnego w życie wchodzi nowe świadczenie, 170 zł z tytułu samotnego macierzyństwa, wypłacane wszystkim po równo, skoro inaczej rząd biednym, ale pełnym rodzinom pomóc nie chce, dlaczego nie skorzystać? Rządowy pomysł łatania dziury budżetowej też niby był jasny – zamiast alimentów z państwowej kasy miał być dodatek dla najuboższych samotnych matek. A ponieważ wedle nowych przepisów samotna matka to panna, wdowa lub chociaż rozwódka, zaczęło się coś, czego nikt nie przewidział. O fikcyjnych rozwodach w Łodzi dobrze wiedzą w kolejce przy ul. Urzędniczej, gdzie jeszcze do niedawna godzinami stało się z wnioskami po zasiłki. – Jak państwo pokazało sposób, już nie było rady – nerwowo patrzy na zegarek kobiecina w przyciasnym sweterku. Jeszcze chciałaby podjechać z dzieckiem do lekarza, ale pewnie już nie uda się zmieścić w jednym bilecie (8,80 zł dobówka) i trzeba będzie na piechotę. – Poszli na łatwiznę. Jak państwo nie chce wyręczać tych… tych… bandziorów, niech poprawi ściągalność. Gdzie mam go teraz szukać? – matka z dzieckiem na ręku nie ma fikcyjnych intencji, ale na chleb dla dzieci też za chwilę może nie mieć. Formalnie jeszcze zamężna, dotychczas korzystała ze świadczenia, bo „bandzior” zapadł się pod ziemię, gdy urodził się drugi syn. Teraz musi się rozstać z „bandziorem” w majestacie prawa do maja przyszłego roku. Tyle czasu na rozwód dały jej nowe przepisy. Takich jak ona, zmuszonych przez ustawę do potwierdzenia rozłąki przed sądem, jest sporo. Ale nie większość. Większość po rozwodowe rozwiązanie sięgnęła z konieczności i rozpaczy. Z biedy, na którą matki w Łodzi nie mają już sposobu. – Z biedy i tak człowiek od dawna żył jak pies z kotem – tłumaczą zmobilizowane nagle do przemyślenia spraw. Przy okazji jest i trochę hochsztaplerki. Ustawa przypomniała jeszcze innym, najzaradniejszym, że „z niego to taki pożytek, że najwyżej tapetę raz na cztery lata w mieszkaniu wyłoży”. Też postanowiły zmienić swój stan. Te, które są „na lipę”, pan Włodzimierz rozpoznaje na pierwszy rzut oka z okienka swojej kanciapy. – Popatrz, pani, jakimi furami podjeżdżają dołączyć wniosek o zasiłek – zerka na auto, z którego wysiada pani w cekinowej kurtce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 42/2004

Kategorie: Reportaż
Tagi: Edyta Gietka