Rozwód na szczytach władzy

Co z koalicją AWS-UW? Jak to co – przecież od dawna nie istnieje Gdy w poniedziałek wieczorem zarząd Unii Wolności ogłaszał, że wycofuje swoich ministrów z rządu, większość posłów AWS sądziła, że to kolejne dąsy słabszego koalicjanta. – W Akcji najpierw przyjęto oświadczenie zarządu Unii o wyjściu unijnych ministrów z rządu, jako bluff – opowiada jeden z posłów AWS. – A potem, kiedy Unia upierała się przy swoim, zapanowała panika. I zaczęto szukać winnych. O, proszę, mówiono na przykład, że to spisek grupy Tomaszewskiego, która specjalnie skłóciła Unię z Akcją, po to, by wywołać kryzys. – Początkowo Unia wcale nie zamierzała wychodzić z koalicji – mówi inny z naszych rozmówców. – Groźba wycofania ministrów miała służyć zdyscyplinowaniu AWS-u, wymuszeniu na Akcji wycofania Hermana i poparcia dla gospodarczych pomysłów Balcerowicza. Ale gdy zarząd Unii ogłosił, że chce wyjść z koalicji, unijne doły zareagowały z entuzjazmem. I wymusiły na liderach usztywnienie stanowiska. Trudno tę opinię zweryfikować. W każdym razie mogliśmy w ub. tygodniu obserwować, jak Unia ewoluowała. I z każdym dniem stawała się coraz bardziej twarda. Mieliśmy więc taką sytuację, że politycy AWS coraz bardziej nerwowo pytali Unitów, czegóż chcą, a w odpowiedzi słyszeli wyniosłe milczenie. Dopiero gdzieś w okolicach czwartku Unia ułożyła listę swoich pretensji. Brzmiała ona mniej więcej tak: koalicja musi zmienić premiera, trzeba odwołać warszawskiego komisarza, AWS musi się zadeklarować, że będzie popierać w Sejmie wszystkie projekty Ministerstwa Finansów. Unia de facto zaproponowała Akcji nową umowę koalicyjną. Znacznie bardziej niekorzystną dla AWS niż obecna. Ba, wręcz upokarzającą. Gdyż – zdaniem Unitów – gwarancją skuteczności jej obowiązywania byłyby, nie – jak dotychczas – podpisy Leszka Balcerowicza i Mariana Krzaklewskiego, ale podpisy wszystkich parlamentarzystów Unii i Akcji. Gruzy po Akcji Nie dziwmy się temu pomysłowi. Leszek Balcerowicz już wielokrotnie miał okazję się przekonać, że sam podpis Mariana Krzaklewskiego w sumie niewiele znaczy. Bo Krzaklewski zobowiązuje się do czegoś, a później, podczas głosowania, posłowie, radni AWS głosują zupełnie inaczej, niż ich lider postanowił. Tak było podczas głosowania nad wprowadzeniem 3-procentowej stawki VAT w rolnictwie, tak było podczas głosowania nad wotum nieufności wobec ministra Wąsacza, tak było podczas głosowania nad powołaniem Pawła Piskorskiego na stanowisko prezydenta Warszawy. Wtedy stosowną umowę o sojuszu warszawskim AWS-UW podpisał sam Marian Krzaklewski. A potem kilku radnych Akcji głosowało przeciwko Piskorskiemu. Praktycznie od styczniowego głosowania nad wotum nieufności wobec Wąsacza klub AWS nie istniał. Bo 30 posłów ulokowanych na prawicy AWS nie zamierzało słuchać poleceń Krzaklewskiego i głosowało według własnej woli i sumienia. Proces rozkładu nasilił się podczas niedawnych sporów, związanych z wyłanianiem kandydata Akcji w wyborach prezydenckich. Pomysł prawyborów był de facto pomysłem na wotum nieufności wobec Krzaklewskiego. I, mimo że lider Akcji także tę bitwę jakoś przeszedł, było to pyrrusowe zwycięstwo. Bo okazało się, że nie zamierza popierać go SKL. A i inne partie tworzące AWS – ZChN i Partia Chrześcijańskich Demokratów, stawiają warunki. W AWS dokonało się więc coś na kształt rozbicia dzielnicowego. Partie i frakcje (np. słynna “spółdzielnia”, z którą współpracował swego czasu Janusz Tomaszewski) usamodzielniły się tak, że zaczęły prowadzić własną politykę. Zaś Marian Krzaklewski zaczął przypominać XIII-wiecznego princepsa. Niby był szefem Akcji, ale jego władza ograniczała się jedynie do “Solidarności” i RS AWS. A i to nie całego. Do nieposłuszeństwa liderów poszczególnych frakcji zachęcało kilka czynników. Po pierwsze, nic za to nie groziło. Od kilku co najmniej miesięcy grupy posłów Akcji głosują, jak chcą, nie bacząc na jakąkolwiek dyscyplinę, i nie spotykają się z żadną reakcją kierownictwa klubu. Po drugie, do nieposłuszeństwa zachęca sytuacja w kraju i w samej Akcji. Jak jest w kraju, każdy widzi. A zwłaszcza szeregowi posłowie, którzy wracają do swoich okręgów i spotykają się z wyborcami. Tak więc fakt, że głosują wbrew rządowi, nie oznacza, że postradali zmysły, ale to, że jeszcze nie oderwali się od swojej bazy. A jak jest w Akcji? W ub. tygodniu opublikowano kolejne sondaże popularności partii politycznych – gdyby wybory odbyły się w połowie maja,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 22/2000

Kategorie: Wydarzenia