Jeśli ktoś nie wierzy, że mądra polityka zagraniczna państwa jest wypadkową kompetencji ekipy i ciągłości kadr dyplomatycznych, niech popatrzy na polski eksperyment kadrowy. Przypadkowi ludzie, znajomi znajomych dostali do ręki wszystkie potrzebne instrumenty. Szkopuł w tym, że nie potrafią na nich grać. Bo nawet nie znają nut. Dyplomacja od zawsze była rzemiosłem. Finezyjnym, ale rzemiosłem. Wymagającym dużej wiedzy, znajomości języków, kultury i zręczności. Na świecie drogą do ministerialnych foteli są, a w Polsce kiedyś były, staże na placówkach dyplomatycznych, posady radców, praca w różnych krajach i specjalistycznych instytucjach czy fundacjach. Najzdolniejsi awansowali szybciej, ale nie był to sprint. Piszę o tym, patrząc na niekończący się blamaż ludzi, którzy w Polsce odpowiadają za politykę zagraniczną. Polityka zagraniczna rządów PiS, z dodatkiem w osobie prezydenta Dudy, przypomina ruletkę. Nikt już nie wie, czego i po kim można się spodziewać. Prezydent Duda bezradność wobec wydarzeń, zwłaszcza nagłych, nadrabia groźnymi minami i okrzykami. Od tej strony jest najbardziej bojowym politykiem w Unii Europejskiej. I tak bezgranicznie naiwnym, że potrafi powiedzieć, że swoje stanowisko przedstawi dopiero wtedy, gdy usłyszy, co powie Donald Trump. Oczywiście wszyscy wiemy, jak bardzo Duda i PiS są zależni od polityki USA. Ale gdyby mieli choć nikłe umiejętności dyplomatyczne, potrafiliby owinąć ten amerykański gwóźdź w maskujące opakowanie. Jakie kolejne warunki będzie musiała Polska spełnić, by Amerykanie byli zadowoleni z rządów PiS? Co jeszcze będziemy musieli kupić drogo i bez sensu? Kogo jeszcze trzeba będzie zwolnić z podatków? Jakie interesy amerykańskich firm trzeba będzie pilotować na żądanie urzędników ambasady USA? To są uzasadnione pytania. Bo przecież taki polityk jak Duda i ta ekipa mogli podpisać coś, co postawi Polskę w stan zagrożenia. Maszerowanie z Trumpem pod rękę jest równie mądre jak pieszczoty z grzechotnikiem. Wygląda na to, że niczego nas nie nauczyły Irak i Afganistan. Nazywamy te wojny misjami. Nie wiem, czy jest bardziej załgane słowo. Misje szkoleniowe, pokojowe itp. Może łgarstwa pójdą jeszcze dalej i uzbrojonych po zęby żołnierzy nazwiemy misjonarzami? Władze mówią, że Polska jest bezpieczna pod ich rządami. I oczekują od opozycji poparcia. Słuchanie ludzi bawiących się zapałkami na beczce prochu to absurd. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint