Pozbawionym pomocy finansowej Palestyńczykom grozi nędza i chaos Unia Europejska, USA i Izrael wstrzymały pomoc finansową dla Autonomii Palestyńskiej. Politycy argumentują, że nie można wspierać islamskich fundamentalistów z Hamasu, którzy są terrorystami. Arabscy komentatorzy przeważnie potępili ten krok. Egipska gazeta „Al Akbar” napisała, że rozpoczęto politykę głodzenia narodu palestyńskiego, która doprowadzi do walk wewnętrznych i przemocy wśród Palestyńczyków, a także zmusi ich do podjęcia akcji militarnych przeciwko Izraelowi. Budżet Autonomii Palestyńskiej wynosi 1,6 mld euro rocznie. Z tego aż 1,5 mld napływa z zagranicy jako pomoc od rządów, organizacji międzynarodowych i humanitarnych. Unia Europejska przekazywała władzom palestyńskim 500 mln euro rocznie, a Izrael 55 mln dol. miesięcznie ze specjalnych dochodów podatkowych. Tylko dzięki tym subwencjom samorząd terytoriów palestyńskich mógł w ogóle funkcjonować. Wypłata pensji dla około 140 tys. urzędników, policjantów, funkcjonariuszy rządowych i nauczycieli, utrzymywanie szkolnictwa, opieki zdrowotnej, wywóz śmieci, zaopatrzenie w wodę pitną – to wszystko było możliwe tylko dzięki wsparciu zagranicznemu. Władze Autonomii są największym pracodawcą na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy, wypłacane przez nie pensje zapewniają środki do życia jednej trzeciej ludności palestyńskiej (liczącej około 3,8 mln). Co się stanie, kiedy wyschnie ten strumień pieniędzy? Władze w Brukseli i Waszyngtonie zapewniają, że nadal będą wspierać infrastrukturę palestyńską, ale nie za pośrednictwem władz Autonomii, lecz poprzez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, agendy ONZ czy inne organizacje pozarządowe. Ale nie będzie to łatwe. Hamas nie tylko tworzy rząd, lecz także prowadzi liczne szkoły, szpitale i instytucje charytatywne. Być może za pośrednictwem organizacji pozarządowych uda się dostarczyć tylko 20% niezbędnej pomocy. Kryzys rozpoczął się 25 stycznia br., kiedy to w wyborach do parlamentu palestyńskiego zwyciężył Hamas, zdobywając 76 ze 132 mandatów. Trwające 40 lat rządy świeckiego ugrupowania Fatah skończyły się po zaledwie 14 miesiącach od śmierci Jasira Arafata. Polityka „demokratyzacji” Bliskiego Wschodu, którą ogłosił prezydent George W. Bush, przyniosła niespodziewane rezultaty – Palestyńczycy zagłosowali wprawdzie demokratycznie, lecz poparli tych, których, zdaniem zachodnich polityków, wybrać nie powinni – muzułmańskich radykałów z Hamasu. Ludność palestyńska opowiedziała się za Hamasem nie ze względu na program islamistów. Wyborcy chcieli po prostu pozbyć się, uznawanej za skorumpowaną, starej gwardii Arafata. Działacze Hamasu uchodzą za nieprzekupnych i takich, którzy troszczą się o potrzeby prostych ludzi. Hamas też się nie spodziewał tak świetnego zwycięstwa i niejako wbrew swej woli objął rządy (obrażeni dygnitarze Fatahu nie zgodzili się na stworzenie koalicji). Premierem został Ismail Hanija, wcześniej współpracownik duchowego przywódcy Hamasu, Szejka Jassina, zabitego w izraelskim ataku w 2004 r. USA, Izrael, Unia Europejska uważają Hamas za organizację terrorystyczną. Islamiści twierdzą, że prowadzą usprawiedliwioną walkę zbrojną przeciwko „okupantowi”. Bojówkarze Hamasu dokonali prawie 60 zamachów samobójczych, w których straciło życie około 300 obywateli Izraela. Siły bezpieczeństwa państwa żydowskiego w odpowiedzi zgładziły wielu przywódców i partyzantów Hamasu. Od ponad roku ta organizacja utrzymuje jednak kruchy rozejm. Po przejęciu rządów palestyńscy islamiści znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Działacze Fatah nie są skłonni do współpracy, liczne struktury policyjne kontroluje wywodzący się z Fatahu prezydent Mahmud Abbas, który dąży do wzmocnienia swojej władzy. Bojówkarze Fatahu ostrzeliwują niekiedy rakietami terytorium izraelskie, co skłania armię państwa żydowskiego do krwawego odwetu. 15 Palestyńczyków zginęło w ciągu jednego weekendu. Kasa Autonomii okazała się pusta i funkcjonariusze rządowi nie dostali pensji za kwiecień. USA i Unia Europejska domagają się, aby Hamas uznał prawo Izraela do istnienia, wyrzekł się przemocy i respektował dotychczasowe porozumienia pokojowe. Tylko wtedy islamiści mogą stać się partnerem w rozmowach. Ze strony Hamasu napływały w tej sprawie sprzeczne sygnały. Szejk Adnan Asfur, przywódca organizacji w Nablusie, deklarował: „Izraelczycy nie muszą się nas lękać. Teraz jest dobra okazja, aby zakończyć bliskowschodni konflikt raz na zawsze”. Minister spraw zagranicznych w nowych władzach palestyńskich, uważany za ekstremistę Mahmud Zahar, wysłał list do sekretarza generalnego ONZ, w którym dawał do zrozumienia, że islamiści są gotowi zaakceptować podział Palestyny
Tagi:
Jan Piaseczny