Rząd klęski narodowej

Rząd klęski narodowej

Żołnierz Wojska Polskiego i cywile we wrześniu 1939 roku w Warszawie wiki

Polska do wojny z Niemcami nie była przygotowana na żadnym odcinku Sprawozdanie mjr. Edmunda Galinata nt. Wojska Polskiego i wojny 1939 r. (…) Wojna z Niemcami była nieuniknioną koniecznością. Literalnie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę od wielu lat. A jednak nie miała żadnych realnych reperkusji w naszym życiu. „Klejenie” przyjaźni z Niemcami było oczywistym złem, ale złem, które wszyscy przyjęli z ulgą. Wreszcie łudzono się, że znajdzie się jakieś „cudowne” wyjście bez wojny, a byli i tacy, którzy zasugerowali się „cudotwórczymi” praktykami naszego „sprytnego” MSZet. To MSZet miało „jakoś tę wojnę odwrócić”, ale jak to się miało stać, z tego nikt sobie sprawy nie zdawał. A w tymże czasie wszystkie brutalne fakty mówiły, że wojna jest przygotowywaną. Te fakty musiały być znane wszystkim czynnikom odpowiedzialnym za losy państwa. Podjęcie kontrprzygotowań było naglącą koniecznością. Wymagały one olbrzymich ciężarów i poświęceń ze strony społeczeństwa. Trzeba było przełamać pokojowo nastrojone społeczeństwo i narzucić realne czynności przedwojenne. Tego nie uczyniono. Wszystko natomiast, co uczyniono, to było szamotanie się znienacka napadniętego człowieka. Trzeba więc powtórzyć twardo komunał: do wojny z Niemcami Polska nie była przygotowaną na żadnym odcinku, (…) o czym Niemcy zdawali sobie sprawę bardzo dobrze. Nie znalazła się żadna siła w RP, która by zawróciła życie ludności z łożyska mizernej pokojowej wegetacji na drogę zdecydowanych przygotowań wojennych. Polska z ogólnej masy dochodu narodowego (oczywiście wg orientacyjnych obliczeń) zużywała na cele wegetatywno-konsumpcyjne około 90%. Zaledwie 10% szło na cele inwestycyjne, łącznie z przygotowaniami wojennymi. Odpowiedzialność społeczeństwa jest więc ogólną, ale oczywiście nie równomierną. Czynniki kierownicze zbyt wiele energji i uwagi poświęcały na utrzymanie politycznego status quo i nie usiłowały przełamać pokojowego marazmu nawet za cenę rezygnacji z kierownictwa. Nie chciały przełamywać, nie chciały narażać swego stanu posiadania. A przełamać ten marazm można było, stawiając wyraźnie przed oczyma społeczeństwa grozę położenia. Czy były dane wskazujące na grozę położenia – moim zdaniem tak. Chronologicznie te dane, w bardzo pobieżnym rzucie, przedstawiają się następująco: 1. za „pacyfistycznych” czasów [Gustawa] Stresemanna i [Heindricha] Brueninga – w oficjalnej szkolnej literaturze i na wszystkich mapach, jakie od traktatu wersalskiego były w Niemczech wydane – zaznaczano bez osłonek cele dążeń narodu niemieckiego, t.z. rozbiór Polski oraz całą masą innych wydawnictw szerzono nienawiść do Polaków jako tych, którzy „za darmo” – „za niemiecką krew” – odbudowali swoje państwo. Taki był kurs oficjalny i nigdy na serio z niego nie zrezygnowano. Rozbicie Polski uważano za pierwsze minimum rewanżu. Te rzeczy musiały być znane naszym czynnikom kierowniczym. 2. Hitleryzm jedynie urealnił i zdyskontował zakonspirowane przygotowywania Republiki Weimarskiej. Z okresu przedsudeckiego miałem możność zebrać w Düsseldorfie i w Norymberdze, zaś profesor Zygmunt Wojciechowski w Prusach Wschodnich – materjały bezpośrednio wskazujące na przygotowywanie rozbioru Polski. Materjały te dostarczyłem wojskowym czynnikom decydującym. Charakterystyczną była reakcja na te materiały: „pokazać je w MSZet”. Tak jak gdyby to MSZet było zdolne cudotwórczo zażegnać wojnę i wyperswadować niemcom ich apetytów. Niestety MSZet chętnie brało na siebie rolę „cudotwórcy” w rozmowach z wojskiem i wszelkimi siłami łagodziło „alarmy wojenne”. W rezultacie reakcje na oczywiste dowody niemieckich przygotowań wojennych moralnych i materialnych w Polsce były przeważnie manifestacyjne, ale nie egzekutywne. Pocieszano się i pokrzepiano się byle czem. Sztucznie pomniejszano możliwy wysiłek Niemców i wg tej strusiej skali kombinowano polską obronę. Jedynie wojsko w tym dopiero czasie zaczęło działać realnie, ale było za późno. A poza tym w społeczeństwie wprowadzono zły obyczaj sztucznego lekceważenia i świadomego przeinaczania sił wroga („Tandetne” czołgi, głodujące Niemcy, „rewolucja” przeciw hitleryzmowi w razie wojny itp.). W rezultacie w przededniu wojny zamiast wykuwania zbrojeń moralnych i materialnych kupowaliśmy licencje na niemieckie samochody (Wspólnota Interesów uskuteczniła wpłaty w sierpniu 1939 r.) i byliśmy dumni, że Niemcy jedzą mniej masła od nas. A społeczeństwo nie bardzo miało za złe, że od niego grozę wojny się odsuwa – chociażby sztucznie. Nie miałem ani jednej wzmianki w całej prasie polskiej bez różnicy orientacji (którą z obowiązku służbowego studiowałem) o konieczności stopniowego wprowadzania w życie Polski zasad gospodarki wojennej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2020, 2020

Kategorie: Historia