Badania DNA mogą wyjaśnić zagadkę zaginionego w Chinach legionu Marka Krassusa Z całą pewnością pochodzę od Rzymian! – twierdzi 43-letni Sung Guorong. Ten mieszkaniec wsi Zhelaizhai w prowincji Ganzu jest lokalną gwiazdą i ulubieńcem mediów. Wysoki (1,82 cm), o orlim nosie, jasnych włosach i niebieskich oczach, nie wygląda jak typowy mieszkaniec Chin. Lubi spotykać się z zachodnimi dziennikarzami, którym opowiada o swoich rzymskich protoplastach. Cai Junnian, pochodzący z tej samej okolicy, ma jasną skórę i zielone oczy. W szkole koledzy nazywali go Cai Luoma, czyli Cai Rzymianin. Za pieniądze lokalnych władz poleciał do Szanghaju i złożył wizytę we włoskim konsulacie, aby poznać swych domniemanych krewnych. We wsi Zhelaizhai, która do VI w. n.e. prawdopodobnie nazywała się Liqian, wystawiono portyk z klasycznymi kolumnami, który ma stać się atrakcją turystyczną i przypominać o chwalebnej, „rzymskiej” przeszłości ubogiej osady, położonej w północno-zachodnich Chinach na skraju pustyni Gobi, w odległości 300 km od najbliższego miasta. W Jongczang, stolicy okręgu, na głównej ulicy wzniesiono posąg chińskiego mędrca, po którego prawej stronie stoi kobieta z muzułmańskiej mniejszości Hui, a po lewej – rzymski legionista. Pomnik symbolizuje harmonię współżycia różnych ras. Umieszczony na nim napis głosi, że Rzymianie przyczynili się do „społecznego postępu i rozwoju ekonomicznego miasta”. W Jongczang można też doskonale się zabawić w barze karaoke o dumnej nazwie Caesar. Dlaczego jednak mieszkańcy biednego regionu Azji, oddalonego o ponad 5 tys. km od Italii, powołują się na swe rzymskie korzenie? Jakim sposobem synowie Romulusa mogliby znaleźć się w Państwie Środka, o którego istnieniu mieli bardzo mgliste pojęcie? Jako pierwszy opowieść o przygodach legionistów w Chinach nakreślił w 1955 r. Homer Dubs, brytyjski historyk z Oksfordu. W tym czasie w Państwie Środka twardą ręką rządził Przewodniczący Mao, uważający wszelkie cudzoziemskie wpływy w swoim kraju za czyste zło. Dlatego minęło niemal 40 lat, zanim hipoteza prof. Dubsa została przyjęta życzliwie za Wielkim Murem. Badacz z Oksfordu połączył legendę o zaginionym legionie Marka Licyniusza Krassusa z informacjami starożytnych chińskich kronik. Słynący z bogactwa Krassus był człowiekiem wpływowym i przebiegłym. Wspólnie z Juliuszem Cezarem i Pompejuszem Wielkim utworzył pierwszy triumwirat, nieformalną „grupę trzymającą władzę” w imperium rzymskim. Krassus był dobrym żołnierzem, który dowiódł swych militarnych umiejętności podczas wojny ze zbuntowanymi sprzymierzeńcami w Italii oraz z niewolniczą armią Spartakusa. Zazdrościł jednak innym triumwirom sławy wielkich wodzów. Dlatego w 53 r. p.n.e. wyruszył na niemal prywatną wyprawę wojenną przeciwko Partom, znakomitym konnym wojownikom, którzy utworzyli rozległe państwo, obejmujące dzisiejszy Iran i część Iraku. Poprowadził za Eufrat siedem legionów. Krassus do dziś jest oskarżany o to, że przez swą lekkomyślność i głupotę spowodował druzgoczącą klęskę pod Karrai (Carrhae, biblijny Haran, w południowo-wschodniej Turcji). Trzeba jednak przyznać, że Rzymianie wcześniej nie spotkali się z takim przeciwnikiem jak Partowie. W partyjskiej armii nie było piechoty, lecz tylko 10 tys. znakomitych konnych łuczników oraz hufiec ciężkozbrojnych kawalerzystów okrytych żelazem i spiżem. Partyjscy jeźdźcy zasypywali rzymskich piechurów gradem strzał i uciekali przed bezpośrednim starciem. Krassus miał za mało konnicy i lekkozbrojnych, aby poskromić takiego nieprzyjaciela. Panika ogarnęła rzymskich żołnierzy. Zmuszony przez własnych ludzi do rozpoczęcia rokowań triumwir został podstępnie zamordowany przez Partów. 20 tys. żołnierzy Krassusa poległo pod Karrai, a 10 tys. poszło w pęta. Jak zaświadcza rzymski uczony Pliniusz Starszy, zwycięski król Partów Orodes osadził jeńców spod Karrai w krainie zwanej Margiana (obecnie Merw), aby strzegli granic przed najazdami stepowych nomadów. W 20 r. p.n.e. cesarz Oktawian August zbliżył się z wielką armią do granic Partów. Ci, pragnąc uniknąć wojny, oddali siedem rzymskich znaków wojskowych, zdobytych w bitwie, zwrócili też wolność jeńcom, ale tylko nielicznym. Do dziś nie jest pewne, co się stało z tysiącami Rzymian, pojmanymi pod Karrai. Prof. Dubs przypuszcza, że niektórzy uciekli, podążyli na wschód i przyłączyli się do wojowniczych Hunów. Państwo chińskie pod wodzą prężnej dynastii Han prowadziło wtedy wojny z Hunami. Chiński historyk Ban Gu (32-92 n.e.) napisał „Dzieje Dawnej Dynastii
Tagi:
Krzysztof Kęciek