Sado-maso Urban

Wielka radość zapanowała w polskim środowisku dziennikarskim po skazującym wyroku dla Jerzego Urbana. Bo wreszcie trafiło w drwiącego ze wszystkiego i ze wszystkich publicystę i wydawcę. Bo trudny w polemicznych pojedynkach felietonista dostał wyrok, a jego polityczni przeciwnicy argument sprzyjający potępieniu, ewentualnemu wykluczeniu z debat Urbana. Bo sąd utarł nosa człowiekowi sukcesu, a ludzi sukcesu w Polsce zwykle się nie lubi. Bo łatwo jest zapiać w chórze potępiającym, wszak Urban targnął się na ostatnią w kraju żyjącą świętość – papieża Polaka. Chór potępiających piał dwoma głosami. Redaktorzy bulwarówek, jak „Fakt” czy „Super Express” i szefowa kanapowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich wyrażali bezkrytyczną radość z wyroku na człowieka z branży. Ręka podniesiona na papieża Polaka powinna być od razu odrąbana. Publicyści z gazet przeznaczonych dla Czytelnika choć trochę myślącego wili się w moralnorozsądkowych łamańcach. Strach było przyznać, że Urban nie powinien być skazany, że wyrok jest jawnym łamaniem wolności słowa. Bo jaki Urban, jest każdy widzi. Zatem pojawiły się przecudnej urody konstrukcje publicystyczne – np. profesor socjologii, Jacek Kurczewski, w „Rzeczpospolitej” uznał, że Urbanowi należy się kara, ale za to, że był rzecznikiem rządu w stanie wojennym. Wątpliwości nie miały organizacje broniące wolności słowa: Reporterzy bez Granic, Międzynarodowy Instytut Prasy. Zainteresowanie wyrokiem wyrazili posłowie Komisji Kultury (Podkomisja ds. Mediów) Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Wszyscy oni dziwili się, że w Polsce obowiązuje w kodeksie karnym art. 136 § 3, pozwalający na ściganie z urzędu osoby „znieważającej” „głowę obcego państwa”, nawet w piśmie o satyrycznym charakterze. Zapis o XIX-wiecznym charakterze. Stosowany wybiórczo przez prokuraturę, ściślej tylko w odniesieniu do głowy „państwa watykańskiego”. Czemu krajowa prokuratura nie ściga autorów artykułów piszących niezwykle krytycznie o Putinie, Bushu czy Kim Dzong Ilu? Każde dziecko wie. W tym procesie nie chodziło o obronę czci papieża, tylko ukaranie Urbana. Wyrok na Urbana może mieć precedensowy charakter, bo pani sędzia Laskowska napisała: „Wolność prasy nie ma i nie może mieć charakteru absolutnego, nie może mieć postaci nieskrępowanej niczym swobody działania, a tym bardziej nie sposób jej traktować jako samoistnego źródła wartości”. To współbrzmi z orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, lecz tamten nie dotyczył ochrony osoby publicznej, głowy państwa. Cieszący się z wyroku na Urbana krajowi dziennikarze i wydawcy nie chcą widzieć, że takim rozstrzygnięciem kręcą sobie bicz, radośnie godzą się na ograniczenie pola swojej działalności. Prawa do wolności. Ale tak bezmyślnie postępują nie tylko dziennikarze. Posłowie zbulwersowani, wstrząśnięci przez media za występki grupy swych kolegów zaczynają ograniczać swe prawo do immunitetu. Podstawy parlamentaryzmu. Ludzie kultury zniesmaczeni sporami, intrygami w telewizji publicznej, zaczynają dawać przyzwolenie na rozwiązanie problemu poprzez prywatyzację TVP. Czyli jej likwidację. Wszyscy oni, kiedy się obudzą, pewnie dostrzegą, co stracą. Urban zaś pomimo wyroku, dalej „obrażać” będzie. Ale on dzięki swej pozycji intelektualnej i materialnej jest jedynym absolutnie niezależnym publicystą w kraju. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2005, 2005

Kategorie: Blog