Odnoszę wrażenie, że szef CBA chciał, by informacja z podsłuchów dotarła do jak największej liczby osób. Po to, żeby w razie przecieku trudno było ustalić, skąd on nastąpił Z gen. Gromosławem Czempińskim, który w polskim wywiadzie przeszedł wszystkie stopnie kariery, był szefem UOP rozmawia Robert Walenciak – Jak ocenia pan współpracę szefa CBA, Mariusza Kamińskiego, z premierem Tuskiem? – Pan Kamiński dostał dowód zaufania od Donalda Tuska na samym początku, gdy tworzył się nowy rząd. Wiele osób mówiło wtedy, że premier powinien zmienić szefa CBA. A on tego nie zrobił. Czego więcej można sobie życzyć? Szef służby, który przyszedł z nominacji przeciwnej partii, uchodzący za człowieka najbliższego poprzedniej władzy – zostaje. Marzenie! To oznaczało, że premier Tusk uznał, iż ta instytucja jest potrzebna, a po drugie, że pan Mariusz Kamiński spełni oczekiwania, jakie wobec CBA są kierowane. – Naiwnie? – Myślę, że na początku jakoś to funkcjonowało. I jak znam życie, pan premier nie wtrącał się w pracę CBA, dając tej służbie swobodę działania. Nie otrzymywał także od niej żadnych niepokojących informacji. Premier wiedząc, że przy prywatyzacjach jest szereg pokus, dał polecenie służbom, nie wiem ilu, ale co najmniej ABW i CBA, żeby sprawowały ochronę kontrwywiadowczą nad tymi procesami. Tyle że w takim przypadku trzeba było zadać sobie pytanie, i pan premier oraz pan minister Cichocki powinni próbować sobie na nie odpowiedzieć, co to oznacza. Bo jak ktoś, z jednej strony, ma niewielkie wyobrażenie o służbach, a z drugiej strony, możemy mieć człowieka mało doświadczonego i żądnego sukcesu, to oznaczać to może, w skrajnym przypadku, że wszyscy urzędnicy zaczną być podsłuchiwani. Kamiński-Tusk: w cztery oczy – Oceńmy zachowanie Kamińskiego. Ma materiały z podsłuchu stawiające w złym świetle wysokich rangą urzędników. Czy powinien poinformować o tym szybko premiera, czy też je trzymać? – Służba stale analizuje i ocenia uzyskane materiały. A czy szef CBA powinien poinformować o nich premiera? Nie musiał mówić wszystkiego premierowi na początku, mógł powiedzieć tak: „Panie premierze, wykonujemy pana zalecenia, sprawy prywatyzacji objęliśmy nadzorem, ale na razie nie ma niczego, co mogłoby budzić niepokój”. Jeżeli premier nie dociekał, a minister Cichocki nie wiedział, co to znaczy – to można powiedzieć, że CBA dostało akceptację do dalszych działań. – I działali… – Służba pracuje tak długo, jak długo jest przekonana, że działania obserwowanych osób mogą zmierzać do popełnienia przestępstwa. – To jest kwestia subiektywnej oceny. – To prawda. Jest pytanie: jak to ocenić? Można zakładać, że w przypadku afery hazardowej szef CBA miał słuszne przekonanie, że trzeba przede wszystkim pilnować ludzi związanych z hazardem, którzy ewentualnie zaprowadzą ich do dalszych osób. Dlatego odnotowali kontakty biznesmenów z liderami Platformy. I zarejestrowali ich rozmowy telefoniczne potwierdzające, że wiedzą, co dokładnie chcą osiągnąć. CBA powinno ocenić wówczas, czy należy ostrzec urzędników o ich nagannych kontaktach i zadziałać prewencyjnie, czy też pozwolić sprawie rozwijać się. Nie jest to łatwe, ale jednym z zadań służb jest chronienie elit politycznych przed tego typu kontaktami. Szef CBA powinien poinformować o sytuacji premiera. – Jak? – Powinien przedstawić premierowi swój pogląd na sprawę. I powiedzieć np.: sprawa ma charakter wyczerpujący znamiona przestępstwa. Należy skierować ją do prokuratury, aby dalsze czynności odbywały się pod jej nadzorem. Ale rozmowa premier-szef CBA mogła wyglądać inaczej. Szef CBA mógł np. mówić jedynie, że w ramach ochrony kontrwywiadowczej wychwycili szereg niepokojących kontaktów, ale nie mówić, że są to ministrowie. Premier wówczas pyta: „A czy są znamiona przestępstwa?”. I słyszy: „Budzą nasz niepokój, ale nie ma wyraźnych znamion przestępstwa. Kontrolujemy”. W takiej sytuacji premier dziękuje i prosi, by dalej działać. I go informować. – Taka rozmowa może być pułapką na premiera. Bo jeśli nie zgłosi do prokuratury – to krzykną, że chroni przestępców. Jeśli zgłosi – to zawołają, że pali świetnie zapowiadającą się operację… – Premier nie jest od tego, żeby oceniać, czy ktoś jest podejrzany, czy nie jest. To sprawa służby. Ona mu przyniosła materiały i mówi, że nie ma jeszcze żadnej dokumentacji o charakterze procesowym. Premier przyjmuje to do wiadomości. Ale powinien wówczas zapytać: „Czy pan nie uważa, że tych ludzi powinno się ostrzec, że utrzymują niewłaściwe kontakty? Że się niewłaściwie angażują?”. Rolą służby
Tagi:
Robert Walenciak