PiS jest jedynym ugrupowaniem, które odwołuje się do potrzeb osób niezamożnych Dr Przemysław Sadura – socjolog z Instytutu Socjologii UW Poparcie dla PiS przebiło sufit 40%. Dużą część elektoratu tej partii stanowią osoby niezamożne i niewykształcone. Co możemy o nich powiedzieć? – To robotnicy, rolnicy, pracownicy fizyczni zatrudnieni w firmach prywatnych i publicznych. Oprócz tego pracownicy sektora usługowego, którzy wykonują prace niewymagające wysokich kwalifikacji, nisko płatne: sprzedawcy, kasjerzy w marketach, telemarketerzy, a na dole tej struktury jeszcze np. ludzie zagrożeni bezrobociem. Skąd w tej grupie tak duże poparcie dla partii rządzącej? – Pamiętajmy, że PiS wygrywa także wśród Polaków o wyższym statusie ekonomiczno-społecznym. To jedna z formacji adresujących swój przekaz do niemal wszystkich grup społecznych. Jej wyższe poparcie w środowiskach nieuprzywilejowanych wynika z tego, że jest właściwie jedynym ugrupowaniem, które wprawdzie w bałamutny sposób, ale zawsze, odwołuje się do wartości i potrzeb tych osób. Widać to przede wszystkim w polityce społecznej i sferze usług publicznych. Skupmy się na sztandarowym projekcie polityki społecznej PiS, którym jest program 500+. – Mamy do czynienia z pierwszym tak dużym transferem socjalnym po 1989 r. W dodatku w formie żywej gotówki. Pozytywny stosunek tych ludzi do programu 500+ jest zrozumiały. Wyższa dzietność i niższe zarobki powodują, że w relacji do klasy średniej w większym stopniu korzystają oni z programu. Można go też postrzegać jako instrument wyzwalający z przymusu ekonomicznego. Każdy, kto otrzymał taką sumę pieniędzy, wie, w jakim stopniu przybliżyło go to do życia w poczuciu bezpieczeństwa. Jak wynika z badań, takie bezpośrednie wsparcie finansowe jest w stanie zredukować odsetek żyjących w skrajnym ubóstwie. Udało się nakarmić głodnych, rodziców stać na nową kurtkę i buty dla dziecka. W ten sposób zaspokojono realne potrzeby tych ludzi? – Nie do końca. Program bezpośredniego wsparcia najbardziej potrzebujących nie musi być tak kosztowny, a jeśli jest tak drogi, powinien oferować dużo więcej. Dysponując 23 mld zł, można dać znacznie więcej ludziom o niższym statusie ekonomicznym i społecznym, inwestując w dobre wyposażenie wiejskich szkół, żłobków, przychodni zdrowia. Państwo, które finansowałoby usługi publiczne realizowane na wysokim poziomie i troszczyło się o powszechny dostęp do nich, lepiej dbałoby o interesy tych ludzi. Czasami ludzie sobie to uświadamiają. Krytykują program, z którego sami korzystają? – Pod koniec ubiegłego roku badałem opinie, jakie m.in. o programie 500+ mieli mieszkańcy „polskiej prowincji”. Okazało się, że pracujący mieszkańcy śląskich miasteczek, kaszubskich wsi czy byłych pegeerów na Warmii bywają także krytyczni wobec niego. Zwłaszcza kiedy myślą o osobach trwale zmarginalizowanych, trapionych przez dziedziczne ubóstwo, brak pracy i uzależnienia. Uważają, że program jest w ich przypadku zbyt hojny, powinien mu towarzyszyć nakaz pracy itp. Zamożniejsze części społeczeństwa podejrzewają, że ci, którzy są niżej od nich, mogą źle wykorzystać pomoc finansową? – Tak. Uważa się, że to ci, którzy upadli, nie chcą na siebie pracować, nie potrafią się zatroszczyć o rodzinę. Nie są traktowani jak ludzie tej samej kategorii. Natomiast zamożniejsza część oczekuje od państwa wiele, a legitymizuje te roszczenia swoją aktywnością na rynku pracy. Zauważmy, że cechą charakterystyczną starszych pokoleń robotników i rolników był i – jak wynika z badań – wciąż jest silny etos pracy. To, że środki z 500+ trafiają do „patologii” i bogatych, było zgrzytem i spotykało się z negatywnymi komentarzami. Ostatecznie przeważał jednak argument, że program daje „konkretny pieniądz”. Przez ostatnie kilkanaście lat nasze społeczeństwo miało się opierać na klasie średniej. Jak na jej tle wypadają osoby, które do niej nie należą? – Dla nich ważne jest przywiązanie do familiarności, kolektywizmu, wspólnego przeżywania i uczestnictwa. Widać w tym też silnie zarysowany pragmatyzm, a dużą rolę odgrywa wspomniana już etyka pracy. Styl życia klasy średniej opiera się na innych wartościach. Ważne są aspiracje, liczenie się z tym, jakie normy dominują w kulturze. Natomiast duża część obywateli nie przejmuje się np. tym, że inteligentny człowiek nie uważa disco polo za formę kultury. Dlatego w mediach społecznościowych i w komentarzach liberalnych publicystów tak często brzmi pogardliwy ton wobec disco polo?