Ma wysokość piętrowego autokaru, jego oczy znajdują się tak głęboko w wodzie, że ich nie widzimy. One jednak widzą nas Prujemy z Hugonem przez Vestfjorden, ale w połowie drogi proszę go, żeby przyhamował, bo muszę zdjąć kombinezon termiczny. Nigdy wcześniej gorąco nie stanowiło dla mnie problemu na tych wodach. Ściana Lofocka jest już bliżej, ale lekka mgiełka sprawia, że jej kontury są zamazane, jakby góry raptem zmiękły i zaczęły się topić. Gdy tylko Hugo znowu dodał gazu, nieco po prawej, nad sterburtą, dostrzegam wznoszący się pionowo nad taflą słup wody, oddalony od nas o wiele kilometrów. Odwracam się i wskazuję go Hugonowi, który kiwa głową i daje całą naprzód. Szybko zbliżamy się do tego czegoś, co teraz wygląda jak wyszorowana do błysku płaska, skalista wysepka i skrzy się w słońcu. Jesteśmy jednak na otwartym morzu, gdzie nie ma żadnych wysepek, w dodatku ta się porusza. Widzieliśmy już wiele morświnów, lecz to zwierzę jest najwyraźniej czymś innym. Hugo zaczyna głośno myśleć. – W każdym razie nie jest to płetwal karłowaty. Może to stado grindwali? Z odległości wielu setek metrów Hugo dochodzi do wniosku, że jednak się myli. To coś przed nami nie ma długiej płetwy grzbietowej, która charakteryzuje grindwale. Poza tym to nie stado, lecz jedno olbrzymie zwierzę. Przez ułamek sekundy rozważam, czy nie może to być łódź podwodna. (…) Od tego czegoś dzieli nas zaledwie kilkaset metrów, gdy Hugo wykrzykuje: – To kaszalot! Mamy przed sobą grzbiet największego wśród zębowców. Gdy się zbliżamy, zaczyna go wyginać, a kiedy podpływamy na odległość 30 m, po raz ostatni wypuszcza słup wody i zanurza łeb w morzu. Płetwa ogonowa i tylna część tułowia wystają pionowo – jak symbol na rysunku naskalnym – w swojej naturalnej wielkości, a potem tafla zamyka się nad zwierzęciem i waleń znika jak w rurze odpływowej za pociągnięciem sznurka. Hugo wyłącza silnik. Blisko 50 lat pływa po morzach, a po Vestfjorden tyle że niemal można go zaliczyć do jego fauny. Przez ten czas widział prawie wszystko. Stada grindwali to nieledwie rutyna, nie wspominając o płetwalu zwyczajnym, morświnach czy skoczkach typu delfina białobokiego albo białonosego. Natomiast ani razu przez te wszystkie lata nie widział kaszalota. Pozostaje więc tylko czekać. Wprawdzie kaszalot potrafi wstrzymać oddech na 90 minut – dłużej niż jakiekolwiek stworzenie oddychające płucami – kiedyś jednak musi wypłynąć na powierzchnię. KASZALOT SPERMACETOWY (Physeter macrocephalus, kaszalot, potwal) jest nie tylko największym mięsożernym zwierzęciem na świecie, lecz także największym mięsożercą, jaki kiedykolwiek istniał na Ziemi. (…) Egzemplarz, który zobaczyliśmy, był samotnym samcem długości ok. 20 m i wadze ponad 50 ton. Samice i samce potwala różnią się od siebie. Samice ważą jedynie trzecią część tego, co samce, i żyją w stadach, pilnując cieląt – również sobie nawzajem, gdy któraś nurkuje za pożywieniem. Młode samce pływają w grupach. Kiedy zbliżają się do trzydziestki, mija okres ich dojrzewania i do końca życia mają dość towarzystwa. Od tej pory samiec potwala staje się samotnym myśliwym na oceanach świata. Ten, na którego się natknęliśmy, mógł przypłynąć aż z Oceanu Południowego. Gdy napotka stado samic, może z nimi pokopulować, ale zaraz potem umyka na swoje szlaki. Potwale potrafią być agresywne, także wtedy, gdy spotykają inne kaszaloty spermacetowe. Może to frustracja seksualna każe samcom bić się ze sobą nawet na trzeźwo? Zdaniem Hugona, taki kaszalot w okresie godowym bywa równie stuknięty jak słoń, gdy mu szaleją hormony. Potwal, który zniknął w morskiej toni, być może zapolował na ośmiornicę albo kałamarnicę olbrzymią, która dochodzi do 500 kilo wagi. Podczas nurkowania waleń może wgryźć się w głowonoga i roztrzaskać go o dno. Jeżeli nic nie złowi, płynąc w dół, to ma jeszcze szansę podczas wypływania na powierzchnię. Na dnie kładzie się na grzbiecie, by obserwować sylwetki pojawiające się w słabym świetle, które przenika wodę od góry. Kaszalot spermacetowy ma z przodu głowy system sonarów, którego używa do namierzania ławic ryb lub głowonogów. Jeśli odkryje coś interesującego, wrzuca wyższy bieg i połyka zdobycz pyskiem tak wielkim, że pomieściłby łódkę, w której siedzimy z Hugonem – w poprzek. Wyrzucone na brzeg kaszaloty znajdowano z głębokimi śladami