Samotność sprzyja zapominaniu – rozmowa z prof. dr hab. n. med. Marią Barcikowską-Kotowicz

Być może badania nad komórkami macierzystymi dadzą nadzieję cierpiącym na chorobę Alzheimera   Z prof. dr hab. n. med. Marią Barcikowską-Kotowicz – kierownik Kliniki Neurologii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA rozmawia Agata Grabau Liczba pacjentów z chorobą Alzheimera rośnie z roku na rok. – To zjawisko związane ze starzeniem się społeczeństwa. W tej chwili w Polsce żyje ok. 250 tys. osób z alzheimerem, drugie tyle to ludzie otępiali z różnych innych powodów. Łącznie – około pół miliona osób. Ta liczba rośnie, bo rośnie liczba ludzi starszych, po 65. roku życia. Kiedy 20 lat temu zaczynałam badania nad chorobą, osoby w tym wieku stanowiły ok. 10% populacji kraju, dziś stanowią prawie 15%. To oczywiście wielki sukces medycyny, edukacji, propagowania zdrowego stylu życia, rozsądniejszego odżywiania – ale oznacza również wzrost liczby chorych, bo w tej grupie zawsze ok. 10% osób cierpi z powodu różnych form otępienia. Dawniej wiele osób umierało, zanim choroba Alzheimera zaczęła dawać pierwsze objawy. A jeśli nawet one się pojawiały, choroby nie diagnozowano. Kiedy wypytuję chorych, u których podejrzewam mutację jednogenową, o historię rodziny, zwykle okazuje się, że faktycznie gdzieś na wsi był szalony wujek, jakaś zdziwaczała ciotka – bardzo często uważano ich za chorych psychicznie, nieraz hospitalizowano. Skąd się bierze choroba? – W mózgu osoby cierpiącej na alzheimera znajdują się toksyczne białka, które powodują obumieranie neuronów. Neurony przestają produkować transmitery – acetylocholinę, odpowiedzialną za pamięć, i serotoninę. A skoro zanikają funkcje tych transmiterów, pojawiają się zaburzenia nastroju, zachowania, pamięci. Obraz neuropatologiczny choroby jest oczywisty, znamy białka, które ją powodują. A wiemy, dlaczego powstają? – Wiadomo, że odpowiedzialne są geny. Dokładna genetyka choroby jest poznana tylko we wspomnianym dziedziczeniu jednogenowym, czyli w ok. 1,5% przypadków. Pozostała część, tzw. przypadki sporadyczne, zapewne jest spowodowana patologią wielu genów – trwają nad tym intensywne badania. Znamy już genom ludzki i możemy go przebadać, więc być może jesteśmy w przededniu stworzenia mapy uszkodzeń, które prowadzą do choroby. Wiadomo, czego szukamy, wiadomo, co jest przyczyną choroby, nie wiadomo tylko, jak ją leczyć. Zawiedzione nadzieje Lekarze wciąż jedynie hamują rozwój alzheimera, a i to tylko w niewielkim stopniu. – Możemy podwyższać poziom acetylocholiny przez unieczynnienie enzymu, który ją rozkłada. To jednak pomoże jedynie wtedy, kiedy acetylocholina jest produkowana przez mózg w wystarczającej ilości, inaczej zablokowanie enzymu nic nie da. Kolejny lek wpływa na inny układ transmiterowy – glutaminianów. Chroni błonę komórkową przed rozkładem i zachowuje integralność komórki. Ale to leki objawowe, skuteczne w niewielkim stopniu. Jeśli są podane odpowiednio wcześnie, pozwalają funkcjonować w miarę samodzielnie mniej więcej półtora roku dłużej. U osób, u których objawy zaczynają się ok. 80 roku życia, te półtora roku to coś, o co warto walczyć. Jednak kiedy choroba jest w pełni rozwinięta, niewiele można zrobić. A rozwija się przez lata. – To prawda. Jej przebieg jest bezobjawowy nawet przez 20 lat. W mózgu już powstają toksyczne białka, beta-amyloid i tau, komórki obumierają, natomiast chory nie odczuwa dolegliwości lub odczuwa je bardzo subtelnie. Objawy kliniczne – zaburzenia pamięci, nastroju, zachowania, pojawiają się po wielu latach, kiedy obumarło już więcej niż 60% neuronów odpowiedzialnych za pamięć. Wtedy leczenie jest już właściwie niemożliwe – nawet jeśli zahamujemy proces odkładania się toksycznych białek, to neuronów już nie odbudujemy, przynajmniej na razie. Naukowcy pracują nad komórkami macierzystymi i procesami wspomagania neurogenezy – być może za kilka lat będziemy świadkami przełomu. Jest nadzieja? – To interesujący cel, ale bardzo trudno przewidzieć rezultaty badań. Przez ostatnie 20 lat byłam świadkiem mnóstwa ogromnych klęsk, tym większych, im większe były oczekiwania. Bardzo mocno wierzyłam w szczepionkę. Miała rozpuszczać złogi beta-amyloidu. Niestety jej skuteczność w momencie, kiedy neurony już były zniszczone, była niewielka. Powinno się ją podać na samym początku, kiedy progowa liczba neuronów jeszcze nie została przekroczona. Ale do tego trzeba by rozpoznać

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 45/2011

Kategorie: Zdrowie
Tagi: Agata Grabau