Sarkozy na drodze do klęski

Sarkozy na drodze do klęski

Francuska lewica zdobyła Senat i chce przejąć władzę nad Sekwaną We Francji doszło do historycznego przełomu. Po raz pierwszy od 1958 r., czyli od powstania V Republiki, lewica zdobyła większość w izbie wyższej parlamentu – Senacie. Zdaniem konserwatywnej gazety „Le Figaro” jest to dla kraju „jak uderzenie pioruna”. Dziennik „Liberation” ogłosił polityczne trzęsienie ziemi. Siedem miesięcy przed wyborami prezydenckimi „czerwony Senat” to zły omen dla Nicolasa Sarkozy’ego. Gospodarz Pałacu Elizejskiego traci poparcie. Obywatele są zniechęceni z powodu ekonomicznej mizerii i programu oszczędnościowego rządu. Blisko związani wcześniej z prezydentem dygnitarze zostali oskarżeni o udział w aferze korupcyjnej. Wybory, które przeprowadzono 25 września, były pośrednie. 71.890 elektorów zadecydowało o składzie połowy 348-osobowego Senatu. Socjaliści, komuniści oraz ich sprzymierzeńcy po raz pierwszy zdobyli większość w tym gremium. „To znaczące wydarzenie dla całego narodu, policzek dla prawicowców. A lewica idzie naprzód w szyku marszowym”, cieszył się Jean-Pierre Bel, lider frakcji socjalistów w Senacie. Ma on szansę zostać przewodniczącym izby wyższej. W przypadku śmierci lub choroby prezydenta to przewodniczący Senatu przejmuje obowiązki szefa państwa. Izba wyższa była tradycyjnym bastionem konserwatystów. 95% elektorów to burmistrzowie oraz radni, reprezentanci francuskiej prowincji, miasteczek i wsi, zazwyczaj tradycjonaliści, szacowni notable, katolicy, twardo stąpający po ziemi, nieskłonni do eksperymentów. Przez dziesięciolecia taki właśnie był skład Senatu, mającego siedzibę w Pałacu Luksemburskim w Paryżu, z dala od medialnego zgiełku i politycznych kontrowersji dnia codziennego. Dla wielu zasłużonych polityków Senat stał się swego rodzaju honorową i lukratywną emeryturą. Zasiadający w nim pobierają sowite pensje, mają niewiele obowiązków i rozkoszują się jedzeniem z senackiej restauracji, często określanej jako najlepsza na świecie. Po zdobyciu w 2007 r. prezydentury przez prawicowego polityka Nicolasa Sarkozy’ego sytuacja zaczęła się zmieniać. Opozycja – socjaliści, komuniści, Zieloni – zwyciężała we wszystkich wyborach: w 2008 r. w komunalnych, w 2009 w kantonalnych, w 2011 w regionalnych. Francuscy samorządowcy i regionalni politycy byli rozgoryczeni tym, że rząd centralny ograniczał ich kompetencje, przyznając coraz większą władzę prefekturom. Paryż przeprowadził reformę terytorialną, w wyniku której tysiące radnych utraciło ciepłe posady. Niezadowolenie władz lokalnych wywołała zmiana podatku dla przedsiębiorców. Zredukowanie dotacji dla regionalnych urzędów i legislatyw mocno zniechęciło elektorat. W wyniku wyborów lewica urosła w siłę w ratuszach, władzach regionów i departamentów, co zmieniło skład kolegium elektorskiego. Konsekwencją tego stał się „czerwony Senat”. Były przewodniczący Partii Socjalistycznej François Hollande, który być może zostanie kandydatem swego ugrupowania na prezydenta, uznał triumf lewicy w Senacie za oznakę rozpadu systemu Sarkozy’ego. Zwycięstwo pozornie ma charakter symboliczny. Uprawnienia izby wyższej są ograniczone – ma ona inicjatywę ustawodawczą, może proponować poprawki do ustaw przyjętych przez izbę niższą, Zgromadzenie Narodowe, jak również zgłaszać sprzeciw wobec nich, choć jeśli zawiodą próby pośrednictwa poprzez odpowiednie komisje, Zgromadzenie Narodowe może ostatecznie uchwalić nowe prawo wbrew opinii Senatu. Izba wyższa będzie jednak z całą pewnością opóźniać proces legislacyjny i utrudni rządzenie ekipie Sarkozy’ego oraz premiera François Fillona. Tym bardziej że lewicowi senatorowie traktują swe obowiązki bardzo poważnie. Drobiazgowo studiują projekty ustaw i przygotowują nowe. Gospodarz Pałacu Elizejskiego zamierza wprowadzić do konstytucji zapis ograniczający wysokość długu państwowego, na co nie zgadzają się socjaliści. Ustawę zasadniczą może zmienić jedynie 60% deputowanych połączonych izb parlamentu. Wbrew lewicowemu Senatowi rząd nie ma szans na realizację tych planów. Sarkozy jest w coraz większych tarapatach. Nad Sekwaną panują smętne nastroje. W drugim kwartale wzrost gospodarki Francji był zerowy. Bezrobocie przekroczyło 10%. Połowa obywateli ma roczne dochody poniżej 19 tys. euro, a 13,5% społeczeństwa żyje poniżej oficjalnej granicy ubóstwa. Nadciąga druga fala kryzysu. Mimo stanowczych zaprzeczeń władz analitycy są pewni, że francuskie banki znalazły się w bardzo złej sytuacji. Być może znów trzeba będzie ratować takie instytucje finansowe jak BNP Paribas, Société Générale i Crédit Agricole dziesiątkami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 40/2011

Kategorie: Świat