Rijad wspierany przez Waszyngton próbuje stłumić wolnościowe dążenia Arabów Rok 2011 rozpoczął się Wielką Rewolucją Arabską. Obecnie trwa kontrrewolucja. Wszczęła ją skrajnie konserwatywna monarchia absolutna Saudów przy cichym wsparciu Waszyngtonu. Rijad hojnie wspiera zaprzyjaźnionych władców arabskich miliardami petrodolarów. Bahrajn i Oman, które były areną protestów społecznych, dostały ogółem 20 mld, Jordania – 400 mln. Rządzący Egiptem wojskowi otrzymają 4 mld. Ale ta pomoc ma swoją cenę. Saudyjczycy żądają w zamian bezwzględnego tłumienia wszelkich dążeń do wolności i demokracji jako „niezgodnych z duchem islamu”. W Egipcie Rijad wspiera Braci Muzułmanów, których konserwatywne skrzydło nawiązało współpracę z generałami w Kairze i urządza ataki na chrześcijan. Egipscy wojskowi, zachęcani przez teokratyczny reżim Saudów, są coraz mniej skłonni do demokratycznych reform. Także po upadku prezydenta Hosniego Mubaraka, co nastąpiło 11 lutego br., kobiety aresztowane za udział w manifestacjach poddawano w egipskich więzieniach upokarzającemu „testowi dziewictwa”. 13 czerwca egipscy wojskowi poinformowali miejscowych obrońców praw człowieka, że od czasu upadku Mubaraka sądy wojskowe skazały na kary więzienia 7 tys. cywilów. Rijad naciska na egipskich generałów, by Mubaraka nie stawiano przed sądem. Saudowie od początku ostro potępiali zrywy wolnościowe w krajach arabskich. To w Rijadzie schronił się prezydent Tunezji Ben Ali. Opozycyjne ugrupowanie saudyjskie w Londynie wezwało poprzez Facebooka do urządzenia 11 marca Dnia Gniewu. Udział w nim zgłosiło ponad 30 tys. ludzi. W odpowiedzi władze zakazały wszelkich manifestacji, marszów i protestów „jako sprzecznych z prawem szarijatu, saudyjskimi tradycjami i obyczajami”. Wojskowi SMS-ami ostrzegali obywateli, że będą strzelać do protestujących. 11 marca w centrum Rijadu zgrupowano tak liczne oddziały sił bezpieczeństwa, że dla demonstrantów dosłownie nie było miejsca i nikt nie ośmielił się protestować. Tydzień później w telewizji wystąpił król Arabii Saudyjskiej, ciężko chory 87-latek. Drżącym głosem podziękował poddanym za lojalność i obiecał im różnego rodzaju prezenty, subwencje i dobrodziejstwa o łącznej wartości aż 70 mld euro. Według wiarygodnych informacji, przekazanych przez portal internetowy Asia Times, saudyjscy dyplomaci zawarli też tajny układ z Waszyngtonem. Stany Zjednoczone zamierzały podjąć interwencję zbrojną przeciwko reżimowi płk. Kaddafiego w Libii, który brutalnie tłumił protesty społeczne i zapowiadał utopienie rebelii we krwi. Interwencja, oprócz pomocy dla opozycji przeciwko Kaddafiemu, ma z pewnością jeszcze inny cel – zdobycie lukratywnych kontraktów na eksploatację libijskiej ropy. Wiadomo było jednak, że Rada Bezpieczeństwa ONZ bez zgody Ligi Arabskiej nie uchwali rezolucji legitymizującej interwencję przeciwko Kaddafiemu. Arabia Saudyjska z pomocą klientowskich państewek z Rady Współpracy Zatoki przeforsowała przyjęcie odpowiedniej uchwały. Saudyjski król nienawidzi Kaddafiego, który planował zamachy na jego życie. Z 22 członków Ligi Arabskiej tylko 11 wzięło udział w głosowaniu, w tym sześć państw z Rady Współpracy Zatoki. Po rozstrzygnięciu w Lidze Arabskiej także Rada Bezpieczeństwa ONZ wyraziła 17 marca zgodę na interwencję w Libii, „w celu ochrony ludności cywilnej”. W zamian za to wsparcie Waszyngton dał jednak Saudyjczykom wolną rękę na Półwyspie Arabskim, przede wszystkim zgodę na interwencję zbrojną w Bahrajnie. Tym razem Amerykanie nie przejmowali się ochroną cywilów ani prawami człowieka, liczyły się tylko stabilizacja i bezpieczny dostęp do ropy. Bahrajn to maleńkie (760 km kw.) wyspiarskie państewko w Zatoce Perskiej, połączone z Arabią Saudyjską 25-kilometrowym mostem. Jest bazą V Floty USA, strzegącej interesów amerykańskich w tym strategicznym, bogatym w ropę regionie. W Bahrajnie rządzi sunnicka dynastia Chalifa, jednak większość ludności stanowią szyici, którzy skarżą się na dyskryminację ze strony władz. Monarchia sprowadza z zagranicy lojalnych osadników sunnickich. To przede wszystkim szyici wszczęli w lutym protesty na placu Perłowym w stolicy, Manamie, domagając się równouprawnienia i wprowadzenia monarchii konstytucyjnej. Siły bezpieczeństwa otworzyły ogień, byli zabici i ranni. 14 marca do Bahrajnu wkroczyło 1000 żołnierzy saudyjskich oraz 500 policjantów ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Saudowie obawiali się, że władze w Manamie zdecydują się na reformy i że państewko dostanie się pod wpływy szyickiego Iranu. Arabia Saudyjska ma własną mniejszość szyicką, której lojalność nie jest pewna. Oficjalnie
Tagi:
Marek Karolkiewicz