Sceny szyte na miarę

Sceny szyte na miarę

Latem teatry państwowe są pozamykane, jedynie prywatne oferują spektakle Przez lata równocześnie z wakacjami szkolnymi zaczynały się teatralne. Dziś wprawdzie teatry państwowe i samorządowe nadal zamykają się na lato, ale coraz bogatsza jest oferta tych prywatnych. W Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego mówią o takich teatrach: nieinstytucjonalne. Trudno określić ich liczbę, czasem bowiem są to przedsięwzięcia okazjonalne. Działają w formie spółek z o.o., stowarzyszeń albo fundacji. Borykają się z ogromnymi trudnościami finansowymi. Niektóre cudem dotrwały do wakacji, zamykając sezon pustą kasą albo długami. Wprawdzie mogą pozyskiwać środki z wielu źródeł, ale o mecenasów i sponsorów nie jest łatwo. A po dotacje z Ministerstwa Kultury, urzędów miast czy UE ustawia się kolejka. I jak zawsze kołdra okazuje się za krótka. W ubiegłym roku w ramach programu „Promocja Twórczości” MKiDN dofinansowało 12 wnioskodawców kwotą 535 tys. zł, czyli średnio na jeden projekt – przygotowanie premiery lub zorganizowanie festiwalu – przeznaczyło 44,6 tys. zł. Pozornie kwoty to ogromne, ale premiera na kameralnej scenie kosztuje nawet do 70 tys. zł. Małgorzata Owsiany, dramatopisarka i współzałożycielka warszawskiego Teatru Wytwórnia, mówi, że musiała się nauczyć zaczynać rozmowę w taki sposób: „Nie mamy pieniędzy, ale czy może pan z nami współpracować?”. Zdobywanie środków na działalność teatralną to jedna z podstawowych umiejętności niezbędnych do funkcjonowania teatru prywatnego. Chyba że właścicielem jest nie uboga fundacja, ale tak bogaty podmiot jak firma ITI, która w ramach swojej działalności prowadzi także Kino-Teatr Bajka w Warszawie. Studio Buffo – dwanaście lat bez dotacji Kiedy 12 lat temu powstawało Studio Buffo, dawano mu najwyżej pół roku. A ono ma trwałe miejsce na teatralnej mapie stolicy. – Nigdy nie korzystaliśmy z pieniędzy publicznych – mówi z pewną dumą prezes Spółki z o.o. Studio Buffo, Janusz Stokłosa. Ale też nigdy o dotacje nie występowali. Kiedy na audiencji u kolejnego ministra przedstawiali problemy finansowe, słyszeli: „Pracujcie, pracujcie”. I odbierali to tak: „Wy róbcie swoje, a my zadbamy o resztę”. Ale dotacje nie wpływały. Dwa lata temu myśleli o zamknięciu teatru. Ale przetrwali. Musieli jednak zrezygnować z prowadzenia restauracji oraz studia dźwiękowego. W maju tego roku po raz pierwszy wystąpili do ministra kultury o dotację. Janusz Stokłosa kończy sezon z mieszanymi uczuciami. – Uważam, że był dobry, bo mieliśmy publiczność – mówi. – Wprawdzie od dwóch lat nie przygotowaliśmy premiery, ale nasza publiczność przychodzi na spektakle po kilka lub kilkanaście razy. Daliśmy 164 przedstawienia, a obejrzało je około 700 tys. widzów. Jednak kondycja finansowa teatru nie jest dobra, codziennie walczymy o przetrwanie. Teraz zastanawiamy się, jak obniżyć koszty działalności. Koszty stałe teatru to około 110 tys. zł miesięcznie. Za wynajem teatru i zaplecza spółka płaci ponad 30 tys. zł miesięcznie. Do tego dochodzą rachunki telefoniczne, zatrudnienie na etacie 18 osób, ZUS. Stokłosa przyznaje, że ani on, ani Janusz Józefowicz nie utrzymaliby się z pensji. Z powodu oszczędności latem on jako prezes dostaje około 800 zł brutto! Wokaliści, tancerze, muzycy pracują na umowy. – Obniżka honorariów nie wchodzi w rachubę – uważa prezes. – I tak płacimy dużo mniej niż muzyczne teatry instytucjonalne. Do dziś spłacają długi, które były konsekwencją wystawiania przez rok spektaklu „Romeo i Julia” na Torwarze. Żeby nie zbankrutować, musieli zrezygnować z własnych tantiem autorskich za muzykę do spektaklu i choreografię. Jednak prezes wierzy, że w przyszłym sezonie uda im się nie tylko zgromadzić środki na pokrycie długów, ale nawet przygotować premierę. Chociaż to koszt 300-400 tys. zł! Teatr muzyczny wymaga rozmachu. – Podnosiłem wielokrotnie, że sceny publiczne są hojnie dotowane, a w większości proponują to samo co my – lekki repertuar – mówi. – Słyszymy: założyliście sobie piekarnię, więc jak piekarz musicie sami na siebie zarobić. A my ciągle mamy nadzieję, że nie jesteśmy piekarnią, ale instytucją użytku publicznego. Montownia – wreszcie w swoim basenie Teatr Montownia jest zaledwie dwa lata młodszy od Buffo, ale w przeciwieństwie do tamtego nie miał własnej siedziby. – Aż do ubiegłego roku zajmowaliśmy się wyłącznie przygotowywaniem spektakli i wystawianiem ich na obcych scenach, więc nawet nie musieliśmy mieć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 29/2006

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Rogowska