Przed wyborami Niemcy zapomnieli o gospodarce. Wolą debatować o Iraku Niemal pewne było, że po 22 września władzę w Berlinie obejmie koalicja konserwatywno-liberalna. Do Edmunda Stoibera, kandydata chadeków, przyjaciele zwracali się już: „Panie kanclerzu”. Niespodziewanie jednak polityczny klimat nad Łabą i Renem zmienił się zasadniczo. W sondażach SPD zrównała się z CDU/CSU. Według ankiety przeprowadzonej przez Bayrische Rundfunk, socjaldemokraci wyprzedzają nawet rywali o jeden punkt procentowy. Obecnie nie sposób przewidzieć, jaka konstelacja polityczna powstanie w Niemczech po wyborach, tym bardziej że sondaże zazwyczaj okazują się niedokładne. Z pewnością to wielka fala powodziowa zepchnęła Schrödera z politycznej mielizny. Przywódca SPD znakomicie sprawdza się jako menedżer kryzysu. Kanclerz brodził po zalanych miastach w kaloszach, obiecywał miliardową pomoc z kasy federalnej („Cash, powtarzam, cash!”). Jego konkurent, premier Bawarii Edmund Stoiber, bardzo się starał się, ale niewiele mógł szefowi państwa przeciwstawić. Także z pojedynku telewizyjnego oglądanego przez rekordową liczbę 16 mln obywateli, Schröder wyszedł zwycięsko. Przy elokwentnym, agresywnym, medialnym kanclerzu kostyczny Stoiber, mający „charyzmę” wiejskiego nauczyciela, wyglądał, mówiąc słowami „Süddeutsche Zeitung”, jak „krzykacz z prowincji”. Obaj konkurenci posługiwali się innym językiem. Premierowi Bawarii nie schodziło z ust bezrobocie. Ulubionym tematem kanclerza był Irak. Kiedy w 1998 r. koalicja socjaldemokratów i Zielonych wygrała wybory, Gerhard Schröder zapewniał, że zmniejszy liczbę bezrobotnych do 3,5 mln i właśnie na tej podstawie chce być oceniany. Obecnie wciąż ponad 4 mln obywateli RFN pozostają bez pracy, to niewiele mniej niż pod koniec ery Kohla. Przypuszczalnie w styczniu 2003 r. liczba bezrobotnych wyniesie 4,3 mln. Zbiorowe zwolnienia zapowiedziały takie okręty flagowe niemieckiej gospodarki jak BASF, Dresdner Bank, Deutsche Bank, Linde, Deutsche Telekom i Siemens. W tym roku zbankrutuje 40 tys. przedsiębiorstw. Niemcy z lokomotywy europejskiej gospodarki zmieniły się w czerwoną latarnię. Niepokój budzi stan oświaty. Jak dowodzą wyniki tzw. Studium Pisa, młodzież w RFN wykształceniem nie błyszczy, przy czym stan szkolnictwa jest szczególnie opłakany w rządzonych przez socjaldemokratów landach. Stąd też nawet przychylny czerwono-zielonej koalicji tygodnik „Der Spiegel” określa bilans jej czteroletnich rządów jako przeciętny. Schröder i jego ministrowie bronią się, podkreślając (w znacznym stopniu słusznie) że gospodarczą mizerię spowodował zastój 16-letnich rządów Kohla i obecne załamanie światowej koniunktury. Kanclerz zwraca uwagę, że jego gabinet podniósł o 30% wydatki na oświatę, które poprzednio były systematycznie redukowane. Wydawało się, że pod ciężarem czteromilionowego bezrobocia czerwono-zielona łódź koalicji pójdzie na dno. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się nagle, że społeczeństwo nie chce słuchać lamentów na temat braku pracy, lecz woli walczyć o pokój. 85% Niemców przeciwnych jest amerykańskiej zbrojnej wyprawie na Irak, 65% sprzeciwia się udziałowi Bundeswehry w tym przedsięwzięciu, nawet w ramach mandatu ONZ. Nastroje te doskonale zrozumiał i natychmiast wykorzystał Schröder. Kanclerz żegluje obecnie na wielkiej fali pacyfizmu i antyamerykanizmu, którą sam niebezpiecznie spiętrzył wichrem graniczącej z populizmem propagandy. Doprowadził tym samym do bezprecedensowego w historii RFN spięcia w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. Żadne z państw Unii Europejskiej – nawet Francja – nie odważyło się posunąć tak daleko. Jak ujął to „Der Spiegel”, kanclerz zachowuje się tak, jakby Niemcy po czterech latach czerwono-zielonej polityki zagranicznej powinny być traktowane jak mocarstwo ze stałym miejscem w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Szef rządu federalnego i jego współpracownicy licytują się w antyamerykańskich wypowiedziach. Schröder oświadczył, że pod jego kierownictwem Niemcy nie wezmą udziału w irackiej „awanturze” nawet z błogosławieństwem ONZ, nie będą też „trzaskać obcasami” przed amerykańskim sojusznikiem. Sekretarz generalny SPD, Franz Müntefering, wykluczył także wsparcie finansowe irackiej operacji. Kanclerz nie zamierza telefonicznie porozumieć się z prezydentem Bushem, a federalny minister obrony, Peter Struck, nie spotka się ze swym amerykańskim kolegą. Kiedy ambasador USA, Dan Coats, oświadczył, że dotychczasowa polityka izoluje Berlin nawet w UE, został wezwany do MSZ i pouczony, aby nie mieszał się w wewnętrzne sprawy Niemiec.
Tagi:
Krzysztof Kęciek