Schröder walczy do końca

Schröder walczy do końca

Kampania wyborcza w Niemczech pokazuje, że w polityce znów wszystko jest możliwe W niemieckiej polityce wszystko może się zdarzyć. Wydawało się, że po wyborach 18 września chadecy i liberałowie przejmą władzę, Angela Merkel zostanie zaś kanclerzem. Gerhard Schröder, najbardziej szczwany lis w politycznym lesie republiki, walczy jednak do końca, z tym większą energią, że nie ma nic do stracenia. „Medialny kanclerz” stoczył z przewodniczącą CDU wspaniały telewizyjny pojedynek. Notowania SPD natychmiast wzrosły o 4%. Według instytutu FORSA, socjaldemokraci mogą obecnie liczyć na 34-procentowe poparcie. Schröder zachęca swoich do ostatniego, rozstrzygającego wysiłku. Jeśli uda się odebrać konserwatystom jeszcze 4%, SPD powtórzy wynik z 2002 r. i w koalicji z Partią Zielonych pozostanie przy sterze w Berlinie. Wówczas, jak zapowiada kanclerz, w kraju rząd będzie kontynuował politykę reform, a w polityce zagranicznej „umocni pozycję Niemiec jako pokojowego mocarstwa średniej wielkości”. Nie wiadomo, czy socjaldemokratom się uda. Ale potencjalny rząd Angeli Merkel już teraz nie ma większości. CDU/CSU może liczyć na głosy 42% elektoratu, a partner koalicyjny chadeków, liberałowie z FDP, na 6%. Obóz lewicowy jest silniejszy – teoretycznie SPD mogłaby utworzyć gabinet w sojuszu z innymi partiami lewicy – Zielonymi (7% poparcia) oraz Linkspartei (czyli Partią Lewicy, 8%). Linkspartei powstała z połączenia Partii Demokratycznego Socjalizmu, PDS, spadkobierczyni NSPJ Ericha Honeckera, mającej wierny elektorat w nowych landach, oraz aktywistów i związkowców z Zachodu, rozczarowanych z powodu prowadzonej przez rząd polityki obcinania zasiłków społecznych. Na czele Linkspartei stoi nieubłagany wróg Schrödera, były przewodniczący SPD, Oskar Lafontaine, którego socjaldemokraci uważają teraz za „nikczemnego zdrajcę”. Sam „Czerwony Oskar” bezpardonowo oskarża zaś kanclerza o „wyprzedaż lewicowych ideałów”. Dlatego trudno sobie wyobrazić, aby Partia Lewicy weszła w koalicję z SPD ze Schröderem jako kanclerzem. Ale w polityce niczego nie można wykluczyć, a słodki zapach władzy pozwala zapominać o dawnych konfliktach. Błyskawiczny sukces Linkspartei zmienił na niemieckiej scenie politycznej wiele. Socjaldemokraci muszą szukać nowych dróg i nowej tożsamości. Oficjalnie kanclerz Schröder i jego najbliżsi współpracownicy zapowiadają kontynuowanie koalicji z Zielonymi. Ale socjaldemokratyczni ministrowie pogodzili się już z myślą o wielkiej koalicji w Berlinie – z chadekami. Młode pokolenie aktywistów partyjnych skłania się do „zjednoczenia lewicy” i przymierza z Linkspartei. Przy obecnym układzie sił możliwe są różne warianty i scenariusze. 1. CDU/CSU i FDP zdobywają większość. Angela Merkel, jako pierwsza kobieta i pierwszy polityk z dawnej NRD, zostaje kanclerzem. 2. Merkel tworzy rząd mniejszościowy z konserwatystów i liberałów. Takiego rozwiązania w Niemczech jeszcze nie było, ale wykluczyć go nie można. 3. Chadecy montują czarno-zieloną koalicję rządową. Federalny minister spraw zagranicznych oraz ikona Partii Zielonych, Joschka Fischer, zapewnia, że z powodu różnic programowych nie może być o tym mowy. Ale czy to ostatnie słowo Zielonych w tej sprawie? 4. Schröder lub inny socjaldemokratyczny polityk formuje rząd mniejszościowy, tolerowany przez Linkspartei. Taka konstelacja wywołuje grozę wśród prawicowych polityków. Rząd Niemiec „zależny od postkomunistów”! „Straszna” koalicja – napisał o powyższym układzie „Die Welt”. 5. W Berlinie powstaje, jak to obrazowo określił dziennik „Bild”, „polityczny poroniony płód”, czyli wielka koalicja CDU/CSU i SPD, zapewne z Merkel na czele, ale bez Schrödera. Większość społeczeństwa opowiada się właśnie za takim rządem. Wielka koalicja zazwyczaj powoduje wzrost popularności małych ugrupowań, także skrajnych, odsuniętych przez nią na boczny tor. Oskar Lafontaine stawia na wielką koalicję, gdyż jak twierdzi, SPD w rządzie uniemożliwi chadekom przeprowadzenie kolejnych cięć w strukturze państwa socjalnego. Lider Linkspartei zdaje sobie także sprawę, że w Niemczech wielkiej koalicji jego ugrupowanie będzie postrzegane jako jedyny obrońca emerytów, pracobiorców i bezrobotnych, prawdziwy chorąży lewicowego sztandaru. Potencjalny czerwono-czarny sojusz „wielkich partii ludowych” nad Łabą i Renem miałby jednak mizerne szanse na przetrwanie. Zbyt ostre są sprzeczności między SPD a chadekami. Taki układ właściwie już istniał, zanim w maju Schröder zdecydował się na pokerową zagrywkę – przedterminowe wybory. Chadecy mieli bowiem przewagę w Bundesracie, wyższej izbie parlamentu, i w praktyce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 37/2005

Kategorie: Świat