Seks, amfa i kasety techno

Parada Miłości: 21 milionów pocałunków, 50 mln marek za narkotyki Gdyby w ów weekend nasze prababki wstały z grobów i znalazły się w Berlinie, nie miałyby wątpliwości – oto trafiły w sam środek piekła. Gniazdo rozpusty, szaleństwa i upojenia, a wszystko to w atmosferze wielkiej radości, wyzwolenia seksualnego i całkowitego braku wyrzutów sumienia. Oto, co powstało z syntezy elementów punka, hipisów i japońskich komiksów. Na tegoroczną Paradę Miłości w rytmie techno przyjechało ponad 1 700 000 osób. Większość z nich poniżej 18. roku życia. Wszyscy – nastawieni na zabawę do upadłego. Na pierwszej imprezie w roku 1989 pojawiło się zaledwie 150 osób. Był to rok zjednoczenia Niemiec i z Berlina Wschodniego wszyscy tłumnie uciekali na Zachód. Opuszczone dzielnice zaczęli zajmować artyści i studenci z całego świata. Być może dlatego – a może ze względu na fakt, iż Berlin nie pozmieniał “komunistycznych” nazw ulic, które do dziś stanowią wielką atrakcję dla ludzi z Zachodu – do miasta zaczęło przyjeżdżać coraz więcej młodych turystów. W roku 1992 na Love Parade przyjechało przeszło 15 tysięcy osób. W tym roku impreza objęła praktycznie całe miasto. Młodzi ludzie przyjeżdżali już w piątek rano. Większość pociągami, które zamiast wagonów restauracyjnych miały dyskoteki, część samochodami lub stopem. Już od rana przy sklepach młodzieżowych i na placach organizowano imprezy techno. Szarzy berlińczycy nikli w tłumie szeleszczących, ortalionowych kreacji i kosmicznych, barwnych fryzur. W metrze hiszpański mieszał się z angielskim, zagłuszanym przez polski, norweski czy japoński. Trzynastoletnia Uli i jej koleżanki uciekły z domu i przyjechały stopem z Regensburga. Tu jest wszystko to, czego w domu nie wolno – alkohol, seks, narkotyki. Oprócz alkoholu niczego jeszcze nie zdążyły spróbować, ale mają nadzieję, że nareszcie to nadrobią. Giordi i Esther przyjechali z Hiszpanii i byli trochę rozczarowani, że z powodu zimna tak mało w tym roku nagości. Dziewiętnastoletni Japończyk Koi-Chi z dziewczyną są w trakcie podróży po Europie. Na paradzie są już trzeci raz. Tomek z podwarszawskich Mor wybrał się sam. Kaśka przyjechała ze znajomymi samochodem z Krakowa. Spośród licznych narodowości największą grupę stanowią właśnie Polacy. Ktoś liczy polskie flagi łopocące ponad ciżbą. Jest ich sześć. Jednak nie po flagach rozpoznaje się Polaków. Większość z nich nie jest przebrana i stanowi kontrast w stosunku do kreskówkowych kreacji reszty uczestników. Oficjalny początek parady – sobota, godzina 16.00. Przy akompaniamencie ogłuszających wiwatów półtora miliona osób z dwóch końców ulicy 17 lipca rusza w stronę Kolumny Zwycięstwa kilkadziesiąt autokarów-dyskotek. Będą tak jeździć – do Bramy Brandenburskiej i z powrotem – aż do późnej nocy, kiedy to większość z nich utworzy olbrzymią technotekę wokół Kolumny Zwycięstwa. Każdy autobus ma dwupiętrowy parkiet taneczny oraz zespół tancerzy i disc jockeyów. Atmosfera gorąca, ludzie krzyczą i gwiżdżą na gwizdkach. Cały zgiełk zagłusza potężna dawka muzyki. Szał, nieprzytomne spojrzenia i ekstaza taneczna. Jak w tańcu plemiennym. Ludzie podążający za statecznie sunącymi autobusami powoli wchodzą w trans. Nikola ze Skopje studiuje w Niemczech dopiero od dwóch miesięcy i nie mógł przepuścić takiej okazji. – U nas to nie do pomyślenia – mówi zachwycony – tu po prostu wszystko wolno. W jednym z autobusów, którego pasażerowie ubrani są w skąpe stroje z lateksu, przy akompaniamencie wiwatów publiczności mocno rozebrana para uprawia seks. Po zapadnięciu zmroku w krzakach młodzi uczestnicy wprowadzają w czyn hasła wolnej miłości. W końcu to Parada Miłości, dla podkreślenia tego faktu każdy, kto kupił specjalny, trzydniowy bilet komunikacyjny – No Limits Ticket, dostał w prezencie prezerwatywę. Fluorescencyjną i perfumowaną – odlotową jak cały zjazd. A klimaty rzeczywiście są odlotowe. Widać je po tęczówkach czarnych od ekstazy, amfetaminy i koki. W zeszłym roku miasto na paradzie zarobiło 180 milionów marek, a dealerzy 50 milionów. W tym roku jest więcej ludzi, więc i wpływy z narkotyków będą większe. Co chwila słychać karetki pogotowia. Ratują ofiary przedawkowania. Thomas, 16-latek z Hamburga, zdziwiony jest pytaniem o to, czy coś brał: – No jasne, a jak inaczej wytrzymać dwie noce? Poza tym dzięki dragom łapie się klimat. W pobliskim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 29/2000

Kategorie: Wydarzenia