W Brodnicy filmy pornograficzne z udziałem nieletnich kręcił powszechnie szanowany obywatel delegowany do opieki nad dziećmi Krzysztof P. – po czterdziestce, wysoki, dobrze zbudowany. Zawsze uśmiechnięty, uprzejmy. Właściciel mieszkania, dobrego samochodu, sklepu spożywczo-przemysłowego w Brodnicy. W kategoriach małomiasteczkowych – „ktoś”. Nieważne, że przed kilkoma laty opuściła go żona, zabierając ze sobą córkę i syna. To może się zdarzyć każdemu mężczyźnie. Dlaczego odeszła? Tego nie wiadomo. Na pewno nie z powodu alkoholu. Bo choć sąsiedzi widywali czasami P. lekko wstawionego, nigdy nie słyszeli żadnych awantur czy kłótni. Poza tym na dobre imię Krzysztofa P. pracował również jego brat, Mieczysław – przed laty zaangażowany w tworzenie lokalnej „Solidarności”, dziś słynący z działalności społecznej na rzecz dzieci. Niech się odczepią Policjanci z Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji w Brodnicy dostali cynk, że na terenie miasta działa dwóch mężczyzn zajmujących się kręceniem filmów pornograficznych z udziałem dzieci. Po jakimś czasie ustalono, iż chodzi właśnie o Krzysztofa P. i 22-letniego Wojciecha R., również mieszkańca Brodnicy. W jakiś sposób mężczyźni dowiedzieli się, że policja prowadzi wobec nich działania operacyjne. – Kiedy byliśmy już bliscy postawienia im formalnych zarzutów, Krzysztof P. odwiedził Komendę Wojewódzką Policji w Bydgoszczy i poskarżył się na naszych funkcjonariuszy – mówi podinspektor Edward Milewski, zastępca komendanta KPP w Brodnicy. – P. twierdził, że miejscowa policja węszy wokół niego i stara się rozbić mu rodzinę. Na tym wspólnicy nie poprzestali. Zaraz po wizycie w Bydgoszczy naszli mieszkanie jednego z funkcjonariuszy zaangażowanego w dochodzenie. Zagrozili policjantowi i jego rodzinie pobiciem, jeśli się od nich nie odczepi. Dopiero kilka dni po tym incydencie sąd wydał nakaz aresztowania Krzysztofa P. i Wojciecha R. Zdaniem policjantów, podejrzani mogli w tym czasie zniszczyć część nagranych przez siebie kaset wideo. – W sumie zarekwirowaliśmy 20 taśm – mówi nadkomisarz Kazimierz Bartnicki z KPP w Brodnicy, bezpośrednio nadzorujący śledztwo. – Są na nich dobrze widoczne twarze osób uczestniczących w nagraniach. Najczęściej pojawia się dziesięć osób, w większości nieletnich dziewcząt i chłopców. Filmy kręcono w mieszkaniu Krzysztofa P. i w jego samochodzie. Widać wiele drastycznych scen. Niektóre dzieci mogły być gwałcone w trakcie realizacji filmów. Na razie zatrzymanym postawiono zarzuty współżycia z osobami poniżej 15. roku życia oraz najścia, groźby i próby szantażowania funkcjonariusza. Dzieci z dobrych domów Najstarsze z odnalezionych w mieszkaniu Krzysztofa P. kaset datowane są na rok 1993. Z policyjnych ustaleń wynika, że mózgiem przedsięwzięcia był właśnie Krzysztof P. To on organizował sprzęt i pisał „scenariusze”. Wojciech R. wyszukiwał i namawiał małoletnich do udziału w zdjęciach. W tym celu odwiedzał brodnickie gimnazja i szkoły średnie. Gdy już znalazł i doprowadził na „plan” ofiary, obydwaj panowie aktywnie uczestniczyli w sesjach pornograficznych. Osobiście preferowali zbliżenia z udziałem chłopców, jednak rejestrowali też masowe orgie obojga płci. Z zeznań, które wykorzystane dzieci złożyły na policji, wynika, że przed przystąpieniem do kręcenia organizatorzy częstowali je alkoholem. Część małoletnich nie zdawała sobie sprawy, w czym uczestniczy, co potwierdza policyjne przypuszczenia o dokonywaniu gwałtów. Jednak przesłuchujący dzieci policjanci podejrzewają, że spora grupa „aktorów” dobrowolnie brała udział w sesjach. Niektóre przychodziły do mieszkania Krzysztofa P. wielokrotnie – pierwszy raz z jego wspólnikiem – naganiaczem, później już z własnej woli. One nabierały się na lep prezentów: tanich dezodorantów, słodyczy i innych drobiazgów. Dla wielu gratyfikacją była sama możliwość seksualnego zbliżenia. Większość dzieci pochodziła z tak zwanych dobrych domów. Ujawnienie sprawy wywołało szok wśród mieszkańców Brodnicy. Rodzice z niedowierzaniem przyjmowali wiadomość, iż proceder trwał przez wiele lat, a jego sprawcy pozostawali niezauważeni. Przecież Krzysztof P. mieszka w wielorodzinnym bloku, gdzie wszyscy wszystkich znają i nie sposób ukryć wielkiej tajemnicy. A poza tym Brodnica to niespełna 30-tysięczne miasto… Ucieczka w prywatność – Tracimy kontakt z naszym otoczeniem, nie angażujemy się we wspólne działania, wybierając kontakty z najbliższymi – wyjaśnia prof. Andrzej Zybertowicz z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. – Tymczasem brak takich więzi oznacza kryzys kontroli społecznej na poziomie lokalnym. Te sąsiedzkie relacje, a właściwie ich brak, można ująć takim
Tagi:
Marcin Ogdowski