Żołnierze ONZ w Kongu wykorzystywali 13-letnie dziewczęta Mieli chronić uchodźców w kongijskim mieście Bunia. Żołnierze w błękitnych hełmach urozmaicali sobie jednak służbę, uprawiając seks z nieletnimi dziewczętami. Jako sutenerzy występowali ośmio-, dziesięcioletni chłopcy, którzy w zamian za trochę żywności lub kilka centów przyprowadzali nastolatki do wojskowego obozu. Żołnierze płacili swym ciemnoskórym kochankom niewiele. Pewna 14-latka w zamian za seks dostała dwa jajka. Następny klient w mundurze podarował jej karton mleka oraz 1,6 dol. Inna dziewczyna po spędzonej w koszarach błękitnych hełmów nocy wróciła do namiotu z czekoladowym batonem i bochenkiem chleba. „Jesteśmy tym zaszokowani i oburzeni, ten proceder przyprawia nas o mdłości”, oświadczył William Lacy Swing, specjalny wysłannik sekretarza generalnego ONZ do Demokratycznej Republiki Konga. Żołnierze Narodów Zjednoczonych powinni przecież ochraniać ofiary seksualnej przemocy, a oni jeszcze bardziej je krzywdzą. Przepisy Narodów Zjednoczonych jednoznacznie zresztą zabraniają personelowi ONZ uprawiania seksu z osobami poniżej 18. roku życia. Nie wszyscy ich przestrzegają. 13-letnia Faela przebywa w obozie dla uchodźców w Bunia. Troszczy się o sześciomiesięcznego syna Josepha. „Jeśli chodzę w nocy do żołnierzy, niekiedy dadzą mi coś do zjedzenia, może banana albo ciastko. Muszę to robić, bo kto się zajmie moim dzieckiem? Mój syn ma tylko mnie”, mówi dziewczyna. Faela przeżyła gehennę w swej wiosce, do której wdarli się rebelianci. Każdej nocy wyciągali młode dziewczęta z chat i gwałcili je bezlitośnie. „Wkładali mi lufę karabinu między piersi, czasem między nogi. Bardzo się bałam”, opowiada nastolatka. Udręczona, postanowiła uciec do obozu uchodźców, strzeżonego przez żołnierzy ONZ. Następstwem nieustannych gwałtów była ciąża. Swego syna urodziła w dżungli. Na pomoc najbliższych nie mogła liczyć – rodząc nieślubne dziecko, okryła przecież hańbą swą rodzinę. Ale wieść o „hańbie” dotarła także do obozu. Inni uchodźcy szykanowali Faelę, zabierali jej żywność. Szukała pomocy u urugwajskich i marokańskich żołnierzy MONUC (tak się nazywa pokojowa misja Narodów Zjednoczonych w Demokratycznej Republice Konga). Ci wszakże oczekiwali, że młoda matka zrewanżuje się seksem. Pełen namiotów obóz dla 15 tys. uchodźców oddalony jest o zaledwie kilka metrów od otoczonej drutem kolczastym bazy MONUC w Bunia. Faela niekiedy przechodziła przez płot, innym razem spotykała się z klientami w budkach wartowniczych lub w gęstych zaroślach. Wiele innych dziewcząt wykorzystywanych przez żołnierzy było w podobnej sytuacji – samotne matki, bez mężczyzny, który mógłby stanąć w ich obronie. Żołnierze w błękitnych hełmach cynicznie wykorzystywali tę sytuację. Podobno najbardziej cenili dziewice, które nie zarażają wirusem HIV. Jako pierwszy o tym skandalicznym procederze poinformował w lutym 2004 r. brytyjski dziennik „The Independent”. W czerwcu William Lacy Swing wysłał zaszyfrowaną depeszę do Jeana-Marie Guehenna, podsekretarza generalnego ONZ, odpowiedzialnego za operacje pokojowe. Zgodnie z tym dokumentem, żołnierze MONUC z Maroka, Pakistanu i Tunezji zostali oskarżeni o 50 przypadków wykorzystywania seksualnego. W 42 przypadkach ofiara była nieletnia. Według depeszy Swinga, pewną dziewczynę zgwałcono w transporterze opancerzonym ONZ, a personel lotniska MONUC korzystał z usług prostytutek młodszych niż 18 lat. Potem liczba oskarżeń wzrosła do 72. ONZ wysłała misję dochodzeniową, jednak śledztwo przebiegało powoli. Nie zapewniono programu ochrony świadków, toteż przekupione lub zastraszone dziewczyny odwołały zeznania. Niektórzy dowódcy odmawiali współpracy z ekipą śledczą. Żołnierze także nie przejmowali się dochodzeniem i dosłownie pod nosem inspektorów nadal sprowadzali nieletnie dziewczęta. Dochodzenie objęło tylko miasto Bunia położone w równikowej dżungli w północno-wschodniej części wielkiego państwa w prowincji Ituri. Wiadomo jednak, że personel Narodów Zjednoczonych szuka przygód z nieletnimi Kongijkami także w innych częściach kraju. W mieście Goma 13-letnia Nadia czeka na klientów w barze Oxygen. Jej matka zmarła na malarię, a ojciec zginął na wojnie. Dziewczyna została prostytutką, aby utrzymać dwie siostry i brata. „Niekiedy mężczyźni z ONZ zabierają mnie samochodem do hotelu. To jest dobre, bo wtedy mogę wziąć prysznic, którego nie mam w chacie. Mężczyźni z ONZ zawsze ostrzegają mnie, abym nie opowiadała, z kim byłam, bo pożałuję. Ale nie zawsze są źli. Dają mi dobre
Tagi:
Marek Karolkiewicz