Plan Morawieckiego rozbije się o fatalny stan polskiej nauki Według „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, ogłoszonej 29 lipca przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego, rząd chce wspierać rozwój nowoczesnych, innowacyjnych firm, takich jak produkująca drukarki 3D olsztyńska spółka Zortrax, o której sukcesach rozpisują się media. 2 maja, w Dniu Flagi RP, prezydent Duda wręczył prezesowi i założycielowi tej firmy Rafałowi Tomasiakowi symboliczną biało-czerwoną flagę. Dwa miesiące później w siedzibie spółki zjawił się wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. Jak podano w komunikacie prasowym, „minister był pod wielkim wrażeniem potencjału i innowacyjności firmy”. O Zortraksie zrobiło się głośno na początku roku 2014, gdy spółka podała informację o podpisaniu kontraktu z amerykańskim koncernem komputerowym Dell na dostawę 5 tys. drukarek. „Podpisali kontrakt wart 10 mln dolarów”, głosiły tytuły. Sukcesem polskiego start-upu zainteresowały się Onet, Wirtualna Polska, „Newsweek”, a nawet zachodnie media. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie drobiazg… Otóż – jak się okazało w ostatnich dniach – takiej umowy nigdy nie było. Delikatnie mówiąc, ktoś minął się z prawdą. Czyżby rewelacje o umowie z Dellem miały jakiś związek z ówczesnymi planami emisji przez spółkę obligacji o wartości 10 mln zł? Ryzyko było niewielkie, bo który polski dziennikarz będzie sprawdzał amerykański koncern? To typowa historia dla działających w naszym kraju firm innowacyjnych. Na początku jest duży szum w gazetach i w internecie. Potem bierze się dotacje unijne, sięga po kredyty i emituje obligacje. Jeśli się uda, wchodzi się na rynek NewConnect i zgarnia kasę. Następnie kolejne kredyty… A kiedy coś pójdzie nie tak (większość start-upów upada), można sprzedać spółkę bezrobotnemu słupowi albo ogłosić upadłość i wystartować z nowym rewelacyjnym projektem według przepracowanego schematu. Czy wicepremier Morawiecki, ogłaszając swoją „Strategię”, której kluczowym elementem jest rozwój firm innowacyjnych, miał świadomość, że podobnych przypadków będą nie setki, lecz tysiące? W dokumencie zapisano np., że w najbliższych latach ma się rozwinąć w Polsce produkcja samochodów elektrycznych i autobusów. Tyle że dotychczasowe doświadczenia w tej materii nie są najlepsze. Trzy lata temu na łamach PRZEGLĄDU opisaliśmy, jak to Agencja Rozwoju Regionalnego MARR SA z Mielca realizowała projekt „Budowa rynku pojazdów elektrycznych, infrastruktury ich ładowania – podstawa bezpieczeństwa energetycznego”. Dotacja unijna przekroczyła 17 mln zł. Skończyło się na budowie jednego samochodu o nazwie ELV00. Była to pewnie najdroższa bryka na świecie. Nowy dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju prof. Maciej Chorowski wspomniał o tym na początku lipca w wywiadzie udzielonym portalowi Money.pl: „Kwotą co najmniej 20 mln zł Centrum wsparło badania nad samochodami elektrycznymi. Pierwsze pytanie, jakie zadałem w kwietniu, obejmując stanowisko dyrektora w NCBR, to czy w garażu stoi jakiś samochód, który jest produktem NCBR. – I co, stoi? Nie, ani jeden”. W „Strategii” zapowiedziano również budowę kilku elektrowni jądrowych i być może stworzenie… przemysłu kosmicznego. Krytycy tych planów zwracają uwagę na problemy związane z finansowaniem tak ambitnych celów. Wszak budowa jednej tylko elektrowni atomowej to wydatek rzędu 50-60 mld zł. A na realizację wszystkiego rząd planuje wydać 1,5 bln zł. Można się obawiać, że „Strategia” rozbije się o fatalny stan polskiej nauki. Dziś środowisko profesorskie, inżynierskie i doktorskie nie jest w stanie skutecznie wesprzeć działań rządu. Tymczasem jeśli w roku 2020 przeciętny dochód rozporządzany brutto gospodarstw domowych na jednego mieszkańca ma stanowić 80% średniej unijnej, a PKB na głowę Polaka 78%, to bez znaczącego podniesienia poziomu innowacyjności rodzimej gospodarki osiągnięcie tych celów jest niemożliwe. Pieniądze w błocie W tegorocznym unijnym rankingu innowacyjności The European Innovation Scoreboard Polska zajęła dopiero 23. pozycję. Jak zwykle wyprzedziliśmy Litwę, Łotwę Bułgarię i Rumunię oraz Chorwację, która do Unii wstąpiła w roku 2013. Czyli jesteśmy w tym samym miejscu, co w roku 2008 (wtedy nie uwzględniano Chorwacji). I nie powinno to dziwić. W latach 2008-2016 wałęsaliśmy się w ogonach wszelkich możliwych „innowacyjnych” statystyk, tak europejskich, jak i światowych. Ów kompromitujący stan osiągnęliśmy mimo tego, że od roku 2007