Sentyment czy racja stanu?

Sentyment czy racja stanu?

Rzecznik interesu imigracyjnego jest bardziej Polakom potrzebny niż wielu innych… Bożena Kamińska, prezes Centrum Polsko-Słowiańskiego w Nowym Jorku – Z waszego centrum, które jest organizacją powołaną do lepszego integrowania imigrantów z amerykańskim otoczeniem i realizowania ich potrzeb, wyszła niedawno idea powołania w Polsce rzecznika interesu imigracyjnego. O co tu chodzi? – Polska jest od wieków krajem emigracyjnym z jej punktu widzenia i imigracyjnym z punktu widzenia krajów osiedlenia naszych rodaków. Można dyskutować, czy z punktu widzenia państwa odpływ jego mieszkańców jest pozytywny, czy negatywny. Państwo może też stosownie reagować na trendy migracyjne. Jednak kiedy już następuje „pożegnanie ojczyzny”, państwo w żadnym razie nie powinno obrażać się na wychodźców, tylko starać się im pomóc, zadbać o ich imigracyjny interes. Stać za nimi murem w obronie ich interesu u władz lokalnych. Lobbować na rzecz swojej grupy etnicznej. – A nie odwrotnie? To emigracja powinna lobbować u siebie na rzecz starej ojczyzny. – Powinno być i jedno, i drugie. Przy czym do tej pory to diaspora zdaje znacznie lepiej egzamin niż macierz. Banalnie tylko przypomnę o idącej w miliardy pomocy płynącej do Polski z zagranicy, o wsparciu, bez którego zapewne nie byłoby „Solidarności”, bezkrwawej polskiej rewolucji czy wejścia do NATO. Bez wysiłku i pomocy Polonii nie byłoby sukcesu Polski. Czy Polska może to również o sobie powiedzieć? – Czy towarzystwo Wspólnota Polska jest niewystarczającą odpowiedzią? – Nie. Wspólnota Polska jest polską pozarządową organizacją kulturalno-oświatową. Wspomaga tradycję, wiarę i język, prowadzi działania integracyjne i sentymentalne. Nie ma tytułu do interweniowania czy egzekwowania interesu imigracyjnego. Nie może się o Polaków upomnieć, na przykład, w Waszyngtonie, gdy dzieje im się krzywda. To instytucja zacna, zasłużona, ale nieposiadająca umocowania do działań, o jakich mowa. – MSZ też nie? – MSZ prowadzi generalnie politykę zagraniczną Polski, a nie imigracji polskiej. To niekoniecznie i nie zawsze musi być to samo. Służę przykładem. Kiedy dzień po wykluczeniu Polaków z amerykańskiej loterii wizowej, na podstawie wątpliwych argumentów, polski minister powiedział, że rodakom współczuje, ale Amerykanów rozumie, czułam się zdegustowana. Czy nie mógł poprosić o dodatkowe wyjaśnienia i informacje, czy też – czymś ograniczany – nie mógł lub nie chciał? Rzecznik interesu imigracyjnego po prostu musiałby z urzędu takie pytania zadać. Jeżeli trzeba, spierać się z szefem dyplomacji, wymuszać na nim stosowne działania. To samo na ministrze finansów, choćby w bolesnej kwestii podwójnego opodatkowania zarobków. Idźmy jeszcze dalej. Od Episkopatu żądać na przykład wzmocnienia personalnego parafii, gdzie są Polacy, a brakuje polskich księży. Itd. Generalnie idzie o to, żeby problem wychodźstwa podnieść do rangi, jaka mu się należy. To powinien być specjalistyczny resort, a nie jakieś substytuty. Racja stanu, a nie sentymentalny kaprys. – A służba konsularna? Przecież ona ma się opiekować obywatelami RP. – Właśnie: o p i e k o w a ć. Imigracja jako przedmiot opieki, a konsulat jako podmiot. Władza – obywatel. Tu chodzi o coś innego. O aktywne kreowanie interesu Polaka imigranta, a nie o dobroczynność. – Na jakich krajach moglibyśmy się wzorować? – Na Irlandii i Meksyku. Ta pierwsza zawsze potrafiła uzyskać dla siebie specjalne warunki imigracyjne, jak choćby zniesienie wiz w czasach Johna F. Kennedy’ego, kiedy inni mogli o tym śnić. Wzorem troski o swego obywatela jest Meksyk. Ich rząd wydrukował nawet specjalny podręcznik dla… nielegalnych imigrantów przechodzących granicę z USA. Piszą tam m.in., jak się przygotować do drogi, co zabrać (ile wody, jaką żywność, środki medyczne), jak zachowywać, kiedy zatrzyma patrol graniczny, jakie są wtedy prawa itd. Ten podręcznik był krytykowany w Stanach, ale argument jest taki, że lepiej, aby amatorzy przeprawy przez pustynie czy Rio Grande wiedzieli, jak to przeżyć, niż ginęli. Czy polski minister, który boi się zapytać o dyskryminację wizową, dałby zgodę na taki podręcznik? – Taki rzecznik miałby działać w jedną stronę? – Nie. Miałby też artykułować oczekiwania polskiej grupy za granicą wobec Polski i jej władz. Z tego też powinien być rozliczany przez polską diasporę. Również z jej udziałem wyłaniany. – Kto powinien, pani zdaniem, odpowiedzieć na pomysł powołania rzecznika interesu imigracyjnego? Nie boi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2006, 2006

Kategorie: Świat