Przywódcy państw nie powinni ulegać emocjom, ale pamiętać o dziejach własnych narodów Transformacja jastrzębi w gołębie (lub odwrotnie) stanowi zagadkę dla ornitologów. Ale dla politologów to oczywiste: narody, państwa, rządy, które zanadto wychylą się ku bagnie totalitaryzmu albo ku anarchicznemu bezhołowiu po pewnym czasie pałają żądzą zmiany swej orientacji o 180 stopni. Militarystyczna Japonia stała się pod nadzorem Jankesów wzorowo pacyfistyczna, a cudownie łagodna Kuba, Jankesom na przekór, przepoczwarzyła się w ponurą tyranię. W Europie metamorfozy przebiegają powolnie, bo nasz poczciwy kontynent wszedł w wiek, w którym wszelkie emocje ulegają stępieniu. I lubi się Europa jednoczyć. Woli konsensus niż awanturnictwo. Dlatego prezydenta Chiraca tak oburzyli Polacy, zachowujący się jak niesforna dzieciarnia, którą wabi zaatlantycki blichtr. Więc nas skarcił. Kapryśne dzieci wschodnioeuropejskie są źle widziane w tej „starej”, prawdziwej Europie, która skrzykuje się wokół Francji i Niemiec. Te – od czasu Karolingów – dwa filary europejskiej tożsamości już przed ośmiu laty ogłaszały się „twardym rdzeniem” Unii, zapraszając do dobrego towarzystwa jeszcze Beneluks i ewentualnie Włochy. Cała reszta to peryferie. Co innego Rosja, o wiele bardziej atrakcyjna niż wschodnioeuropejska drobnica. Prestiżowa „Niezawisimaja Gazieta” doniosła, iż kanclerz Schröder opuszczał Moskwę bardzo rad. Putin także rad: już na carskim dworze w Petersburgu fascynowano się przecież Niemcami i to Rosjanom – mimo paru wojen – pozostało w podświadomości. A z Chiraca radość wręcz emanuje. Francuzi już w XIX w. przepadali za gośćmi w futrzanych papachach i z kabzą złotych rubli, którzy kąpali baletniczki w szampanie. O Polakach zaś paryska ulica mówiła: „Biedni Polacy, dzielni Polacy”. Kluczowe państwa kontynentalne – Niemcy, Francja i Rosja – szparko zabrały się tedy do budowania Trójkąta Wielobocznego, solidniejszego niż ten niewydarzony Trójkąt Weimarski, z Polską w roli rachitycznej przyczepki zastępczej. Może się uda skonstruować nawet Czworobok? Na czwartego w cichości szykują się ogromne Chiny. My, Polacy, powinniśmy czym prędzej przeprosić zacną starą Europę (i Chiny?) za grzeszny flirt z Jankesami. Skruszonych może jednak przygarną do jednoczącej się Europy (Eurazji?). A milej być pod skrzydełkami gołąbków, choćby mutantów, niż pod szponami jastrzębi wojny i sępów zagłady. Tych, co stłamsili miłujących pokój Serbów. Tych, co przegnali bogobojnych talibów. Tych, co masakrują mężnych Irakijczyków, którzy poziomem edukacji brylują wśród wszystkich Arabów. Oni w świecie muzułmańskim stoją wyżej niż aroganccy niedowiarkowie – Czeczeni (których zresztą, jak oznajmił był niedawno filozof Łagowski, w ogóle nie ma) i wyżej niż agresywni Palestyńczycy (których też nie ma, są tylko „Arabowie znad Jordanu”, co ogłosił Wolniewicz, również filozof; jak my jesteśmy „Słowianami znad Wisły”). Czyżby miał rację prosty lud, że filozofia to jeden kant? Ażeby Polacy szczerej ekspiacji dokonali i zasłużyli na względy „starej Europy”, potrzebny im jest rzetelny wykład z historii i politologii. Zacznijmy od polskich wyobrażeń o Niemcach. To wątek nieco drażliwy dla najstarszej generacji, która ma im za złe pewne niestosowne zachowania w trakcie II wojny światowej. Spuśćmy wreszcie kurtynę niepamięci na ten epizod dziejowy! W naszych wzajemnych stosunkach były także okresy dobrosąsiedzkie. Za pierwszych Piastów głównie Niemcy zakładali u nas klasztory – rozsadniki kultury i postępu ekonomicznego, a teraz wypłacają niektórym skrzywdzonym staruszkom godziwe odszkodowania – i to w euro! Niemcy są pozytywnie zmutowani, prawie jak Japończycy, więc cenić ich powinniśmy. Obecnie są gołębiami liderami, z oliwną gałązką w dzióbkach, chrońmy się pod ich opiekuńcze pazurki! Dołączmy do milionów demonstrantów na całym świecie, wołających: NO WAR! Ręce precz od Iraku! Bądźmy z Niemcami – piewcami pokoju, nie z Amerykanami – siewcami wojny. Rosjanie też są w gruncie rzeczy dobrzy. Puszkin przyjaźnił się z Mickiewiczem, a Sołżenicyn chyba z Michnikiem. No, młodzież w szkołach powinna dowiedzieć się co nieco o trzech rozbiorach i nożu w plecy, wbitym nam 17 września przez Stalina – o Katyniu też – ale niech i tego się dowie, że nasz hetman Żółkiewski i królewicz Władysław z Wazów dali nieźle popalić moskwiczanom. A książę Jarema Wiśniowiecki nie był pobłażliwy dla ruskiej czerni. Kiedy sowieckie Imperium Zła pruło
Tagi:
Wojciech Giełżyński