Zmęczeni Serbowie zaufali byłemu nacjonaliście, który obiecał, że będzie walczył z korupcją i poprawi standard życia Magdalena Herman-Milenkovska Korespondencja z Belgradu Zubożali i rozczarowani Serbowie dali szansę byłemu nacjonaliście Tomislavowi Nikoliciowi, który podczas kampanii wyborczej obiecywał, że jako prezydent będzie walczył z korupcją i poprawi standard życia w kraju. Czy z powodu tych niegdysiejszych powiązań Nikolić spowolni lub zablokuje procesy integracyjne Serbii? Czy popsuje poprawne stosunki z sąsiadami? Jedno jest pewne – przez jakiś czas europejscy politycy będą bacznie obserwować każdy jego ruch. Do trzech razy sztuka Maj był dla Serbów okresem ważnych politycznych decyzji. Na początku tego miesiąca wybrano parlament i przedstawicieli samorządów lokalnych oraz zdecydowano, kto będzie walczył o urząd prezydenta w drugiej turze. Dwa tygodnie później wybrano nowego szefa państwa – Tomislava Nikolicia, którego wygrana chyba nawet dla niego samego była dość nieoczekiwana. To było trzecie podejście Nikolicia do pokonania największego rywala na scenie politycznej Serbii – demokraty Borisa Tadicia. Po raz pierwszy spotkali się w drugiej turze wyborów w 2004 r., następnie w roku 2008. Teraz według planu mieli się skonfrontować w 2013 r., lecz kalkulacje wyborcze Tadicia doprowadziły do przedwczesnych wyborów. W marcu ustalono na 6 maja datę wyborów parlamentarnych. Sondaże wskazywały, że najwięcej głosów zdobędzie Serbska Partia Postępowa (SNS), której liderem był dotychczasowy opozycjonista Tomislav Nikolić. Zaraz za nią plasowała się Partia Demokratyczna (DS), czyli ugrupowanie Tadicia, który przez cały okres sprawowania urzędu prezydenta nie rezygnował z przewodniczenia partii (czasem nie było wiadomo, w jakiej funkcji występuje – szefa państwa czy partii). Chcąc więc, by DS zwyciężyła w wyborach, i będąc świadomym tego, jakie ma poparcie w społeczeństwie, prezydent podał się do dymisji, aby wszystkie głosowania odbyły się w tym samym terminie. Uzasadniał to potrzebą oszczędności czasu i pieniędzy. Komentatorzy polityczni byli jednak zgodni, że Tadić zrobił to, by zadziałała zasada głosowania symetrycznego. Powszechnie bowiem wiadomo, że większość wyborców zagłosuje w wyborach parlamentarnych na to samo ugrupowanie, jakie reprezentuje kandydat na prezydenta, przy którym postawią krzyżyk. Jeśli natomiast chodzi o wybory prezydenckie, to w poprzednich latach powtarzał się ten sam scenariusz – Nikolić zdobywał najwięcej głosów w pierwszej turze, po czym obywatele, nastraszeni przez demokratów powrotem do ery wojen i izolacji Serbii, mobilizowali się i w drugiej turze zwyciężał Tadić. Również tym razem spodziewano się podobnego scenariusza, ale mobilizacji zabrakło. Wyborcy nie do końca zadowoleni z dzieła demokratów, nie chcąc ponownie głosować na mniejsze zło, 20 maja do urn po prostu nie poszli. Frekwencja w drugiej turze wyborów prezydenckich wyniosła niecałe 47%. Serbowie chcą zmian Od razu pojawiły się pytania, co takiego się stało, że wygrał były nacjonalista. Czy Serbowie chcą powrotu do lat 90.? Oczywiście nie. Tadić rządził już od 2004 r. Jako polityk proeuropejski zmienił postrzeganie Serbii przez Zachód, miał swój udział w rozpoczęciu rozmów z Unią Europejską, a potem w otrzymaniu statusu kandydata do Wspólnoty. Znany jest jako polityk wykształcony i zrównoważony. Ten były piłkarz wodny, absolwent psychologii, który biegle posługiwał się kilkoma językami obcymi, reprezentował nową klasę polityczną. Jednak tym razem wygrał człowiek, którego wykształcenie jest sporne (został posądzony o kupno dyplomu ukończenia studiów) i który potrafi rozpocząć strajk głodowy, by prezydent rozwiązał parlament, a podczas debaty parlamentarnej ostro naubliżać przeciwnikowi politycznemu. Tadić w ostatniej kampanii powtarzał te same slogany, które wypowiadał w 2008 r. – zmniejszenie bezrobocia (obecnie wynosi ono 24%) i wejście Serbii do Unii. Ostrzegał też przed głosowaniem na Nikolicia, ponieważ jego wybór na prezydenta oznaczałby powrót do ciemnej, złej przeszłości. O Kosowie nie mówił. Ale – wbrew oczekiwaniom – nie mówił o nim dużo także uznawany za nacjonalistę Nikolić. Zasadnicza różnica między dwiema kampaniami polegała na tym, że Tadić zachęcał do głosowania na niego, by w Serbii zaistniała ciągłość polityczna, Nikolić zaś stawiał na zmiany. Okazało się, że Serbowie chcą zmian. „Tomek Grabarz” i jego przemiana Kim więc jest Tomislav Nikolić – człowiek, o którym piszą ostatnio wszystkie