Z dwojga złego wolę chamstwo niż traktowanie mnie jak przygłupiego dzieciaka – mówi Marta Wyrzykowska, mistrzyni świata we florecie Kiedy się poznali, nie miał pojęcia, kim ona jest. To właśnie czar Internetu: zamiast pokazać człowieka, uchyla tylko rąbka tajemnicy. Zafascynowało go, że nowa znajoma wyczynowo trenuje szermierkę, jeździ na olimpiady. W odróżnieniu od innych internautek raczej uciekała od bezpośredniego kontaktu, mimo że tak fajnie im się gadało. To działało na niego jak płachta na byka. Postanowił spotkać się z Martą. Ona jednak odwlekała termin spotkania. Kiedy obejrzał w telewizji pożegnanie ekipy szablistek jadących na mistrzostwa Europy i nie znalazł tam żadnej Marty, wykręciła się, mówiąc, że tak naprawdę to jest florecistką. Dopiero dwa dni przed ich pierwszym spotkaniem napisała: „Adam, jestem niepełnosprawna. Czy nadal chcesz się spotkać?”. Terapia dla duszy Marta Wyrzykowska zajmuje pierwsze miejsce na światowej paraolimpijskiej liście rankingowej w szpadzie i florecie. Była najlepszą zawodniczką w Sydney: złoty medal indywidualnie we florecie w kategorii B, złoty medal indywidualnie w szpadzie w kategorii B oraz dwa złote medale drużynowe. Jest polską faworytką na najbliższe zawody Pucharu Świata, które odbędą się pod koniec lipca w Warszawie. Kategoria B, w której walczy Marta, to – według kodeksu – „paraplegicy (osoby z bezwładem kończyn dolnych), z wyróżniającym się znacznym inwalidztwem, po urazie rdzenia kręgowego”. Kiedy Marta była malutka, lekarze zdiagnozowali zrost w piersiowej części kręgosłupa. Po otwarciu pleców okazało się, że zrostu nie ma. Ale po operacji Marcie zrobiło się zdecydowanie gorzej. Okazało się, że już nigdy nie będzie chodziła. Dziś takie rzeczy sprawdza się prześwietleniami, ale Marta urodziła się 26 lat temu. Wczesne dzieciństwo spędziła wożona w spacerówce. Chociaż od kiedy tylko mogła, jeździła sama, pierwszy porządny wózek dostała dopiero po maturze. Dziś są specjalne wózeczki inwalidzkie dla dzieci; kiedy Marta była małą dziewczynką, mogła sobie co najwyżej narysować taki wózek. Od początku jednak lubiła ruch. Zanim zdecydowała się na szermierkę, chodziła na taniec na wózkach. Tyle że do tańca potrzebne są dwie osoby. Żeby nie uzależniać się od humorzastych partnerów, wybrała szermierkę. Zamiłowanie do tańca pozostało jej do dziś, jednak w Warszawie nie ma miejsc, w których można by wybawić się na wózku. Nawet gdy dostosowany jest wjazd do lokalu, często „zapomina” się na przykład o toaletach, umieszczając je w piwnicy. W Warszawie z Adamem najbardziej lubią Mibelle na Żoliborzu, a gdy robi się zielono, wybierają się do Ogrodu Saskiego. Tam są szerokie asfaltowane alejki. Jeśli idzie do kina, to ma do wyboru Muranów, Atlantic i Cinema City na Bemowie. Do innych, jeśli w ogóle, można wnieść wózek tylnym wejściem. Marta nie rozmyśla nigdy, jak by to było, gdyby mogła chodzić, bo nigdy tego nie doświadczyła. Często jednak zastanawia się, co może ze sobą zrobić „wózkowicz” w małej mieścinie, skoro nawet w największych miastach jest tak mało dostępnych miejsc. Kiedyś w Krakowie razem z koleżanką postanowiły wybrać się „w miasto”. Żadna dyskoteka nie przewidywała inwalidów. Niewiele instytucji zbudowano z myślą o tych, którzy nie potrafią samodzielnie pokonać schodów. Problemem jest pójście do dentysty, wizyta u lekarza, wysłanie listu. Z tego względu Marta miała indywidualny tok nauczania w podstawówce – szkoła nie była przystosowana dla niepełnosprawnych. Dlatego też musiała zrezygnować ze studiowania biologii. Nieprzystosowany budynek i zajęcia w terenie wykluczały ją. Zamiast tego wybrała filozofię przyrody na ATK. Jednak nawet gdyby było dużo lokali dla inwalidów, nie miałaby czasu na zabawy. Jeśli do sportu podchodzi się poważnie, trzeba mu poświęcić dużo czasu i liczyć się z kontuzjami. Sport wyczynowy to terapia raczej dla duszy niż dla ciała. Przed mistrzostwami Europy w 1999 r. Marcie wysiadły przedramię i kręgosłup. Szermierka na wózku wymaga bardzo silnych pleców – zawodnik musi balansować ciałem. Wypady, uniki – to wszystko trzeba zrobić, nie ruszając się z miejsca. Poza tym, mając sprawne nogi, można uciec, a siedząc na wózku, nie da się wycofać – trzeba walczyć i już. – Jestem po raz trzeci na szczycie, bracia żartują ze mnie, że jestem jak Małysz, tyle że w szpadzie i florecie –