Serce trzeba wyłączyć

Serce trzeba wyłączyć

Nel Jastrzębiowska zawsze podkreśla: „Mieszkam w Oświęcimiu, pracuję w Muzeum Auschwitz” Ten kozak to dla mnie rewelacja! Prawdziwa skórka wężowa! Przepiękne! Tak jak to czółenko, z okrągłym skórzanym guziczkiem z boku – Nel Jastrzębiowska mówi zachwycona, jej oczy błyszczą. – Dla prawdziwej elegantki – ocenia. – A ten bucik, taki maleńki, a tak wykończony – czy nie jest śliczny? Czerwono-czarny bambosz z pomponem byłby idealny dla domatora, a taki półbut, podbity podkówkami, pewnie nie do zniszczenia na kamienistych drogach. Buty fascynują Nel. – Każdy z nich jest niepowtarzalny – ocenia profesjonalnie. Jego kształt, materiał, kolor. Ale nie tylko dlatego są one takie wyjątkowe. Buty mają twarz. Twarze ludzi, którzy zniknęli bez śladu, zostali wymazani z pamięci, tak jakby nigdy ich nie było. 80 tys. butów, 80 tys. twarzy z Auschwitz. Praca w życiu Nel ma stałe miejsce: od 7 do 15, od poniedziałku do piątku. Nie mniej i nie więcej. To niepisana zasada. Wcześniej i później Nel jest mamą, żoną, przyjaciółką albo graczem w kręgle. O swojej pracy mówi wtedy niechętnie, a już zupełnie nie lubi o niej rozmyślać. Praca zostaje w pracy. Nie, to nie jest tak, że Nel swojej pracy nie lubi. Tyle że nie jest ona dobrym tematem do zwykłej rozmowy. To temat, który rozmówcę zbyt często paraliżuje. Praca w byłym obozie koncentracyjnym. Nazwa, która równa się śmierci. Auschwitz. W 1940 r. w miasteczku Niemcy zbudowali KZ, Konzentrationslager, obóz koncentracyjny. Najpierw przywożono tu Polaków i radzieckich jeńców. Potem, kiedy dobudowano dalsze części, Birkenau i Monowitz, obóz stał się największą komorą gazową Europy. Zwożono tu przede wszystkim Żydów z całej Europy, całe ich transporty były od razu zagazowywane. Do 1945 r. zginęło tu ponad milion osób. Auschwitz stało się symbolem okrucieństwa i nieludzkości. Miejscem strachu. Właśnie tu pracuje Nel jako konserwatorka. Codziennie o siódmej rano Nel przychodzi do Auschwitz. le. – Do Muzeum Auschwitz, muzeum w Oświęcimiu albo do byłego obozu Auschwitz – podkreśla Nel. Tu, w muzeum, pracownicy są na właściwą nazwę wrażliwi. – Nie z obozu, tylko z muzeum albo z byłego obozu. I nie w Oświęcimiu, tyko w Auschwitz. Miasto nie ma nic wspólnego z obozem, to Niemcy go zbudowali, nie mieszkańcy – tłumaczy Nel. Wielu mieszkańców stało się nawet pierwszymi ofiarami obozu, bo przed wojną 60% z nich stanowili Żydzi. Oświęcimianom nie jest miło, gdy ich miasto kojarzone jest wyłącznie z obozem, zauważa Nel, która sama się tu przeprowadziła. Więc w rozmowie zawsze podkreśla: – Mieszkam w Oświęcimiu, pracuję w muzeum Auschwitz. W drodze do pracy Nel przechodzi obok bramy z napisem „Arbeit macht frei”. Czerwony ceglany budynek stoi zaraz obok ogrodzenia z drutu kolczastego, z boku od oznaczonej trasy dla zwiedzających. Szczelne, metalowe drzwi zamykają się za Nel z głośnym trzaskiem. Pomieszczenie laboratorium przypomina trochę szpitalną salę, sterylną i zimną. Halogenowe lampy, białe kafelki na ścianach, mikroskopy. Drażniący zapach chemikaliów unosi się w powietrzu. Pod oknem duży stół przykryty białą fizelinową płachtą. Przy stolikach młodzi ludzie w białych fartuchach. Niektórzy w gumowych rękawiczkach. Tylko drut kolczasty, który widać przez okna, zdradza prawdę o tym miejscu. Nel trzyma w ręku brązowy but. Jest drobna i dziewczęca. Nie wygląda na swoje 32 lata. Z jednej ręki ściągnęła rękawiczkę. Poprawia kasztanowe włosy, które spadają na oczy, kiedy pochyla głowę. Małym pędzelkiem usuwa kurz z powierzchni buta. – W pierwszej fazie buty są odkurzane. Najpierw powierzchniowo, pędzlem, potem dokładniej, biologicznym odkurzaczem. Później materiał jest przemywany odsączonymi wacikami. A na końcu w wilgotną skórę wcierana jest natłustka, mieszanka lanoliny i oleju kopytkowego w rozcieńczalnikach. Skóra wchłania tłuszcz najlepiej wtedy, gdy jest wilgotna – Nel wyjaśnia proces. Precyzyjnie i technicznie. – Nie, nie jesteśmy bez uczuć – wyjaśnia szybko, jakby chciała uprzedzić pytanie. – Nie jest łatwo pracować z takimi przedmiotami. Ale to nasza praca i musimy ją wykonywać. Kto nie potrafi stłumić emocji, może zwariować. Ponad 80 tys. butów (rozparowanych, podczas kilkuletnich prac udało się skompletować zaledwie dwie czy trzy pary), 3,8 tys. walizek, 12 tys. garnków, 460 protez,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2010, 2010

Kategorie: Reportaż