Telewizyjne tasiemce lansują aktorów skuteczniej niż teatr i kino Grali w teatrach, pojawiali się na dużym ekranie, ale to nie wystarczyło. Dopiero angaż do telewizyjnego serialu uczynił ich rozpoznawalnymi. – Nawet nie przypuszczałam, że seriale dają aktorom taką popularność – wzdycha dzisiaj Magdalena Kumorek, do niedawna jedna z wielu absolwentek szkoły aktorskiej. Teraz miliony widzów znają ją z roli w nadawanej w Polsacie telenoweli „Samo życie”. – Z pewnością widzowie przez pewien czas będą mnie rozpoznawać jako doktor Wojciechowską z „Plebanii” – przyznaje Sylwia Wysocka. Aktorów wywindowanych na szczyty kariery dzięki szklanemu ekranowi jest w Polsce wielu. Seriale stały się dla nich trampoliną do kariery. „Plebania” przyniosła popularność Karolinie Muszalak i Sylwii Wysockiej. „Lokatorzy” przyczynili się do sukcesu Agnieszki Michalskiej, Olgi Borys i Michała Lesienia. „M jak miłość” zaowocowało karierą Joanny Koroniewskiej, Kacpra Kuszewskiego i Małgorzaty Pieńkowskiej, a „Na dobre i na złe” – Pawła Wilczaka i Katarzyny Bujakiewicz. Joanna Brodzik, choć wcześniej jej nazwisko przewijało się w prasie, zagościła tam na dobre, gdy wcieliła się w rolę trzpiotki w „Kasi i Tomku”. Niektórzy długo i cierpliwie musieli czekać na swoją szansę. Paweł Wilczak przez kilka lat po ukończeniu szkoły aktorskiej bezskutecznie poszukiwał pracy w zawodzie. Pukał do drzwi firm organizujących castingi. Na darmo. Zatrudnił się jako kelner, potem był kierowcą, pracował w agencji reklamowej. W końcu wyjechał do Holandii, by zbierać warzywa. Los uśmiechnął się do niego po powrocie. Reżyser Wojciech Wójcik zatrudnił go do roli ochroniarza Nadieżdy granej przez Marię Pakulnis w „Ekstradycji”. Wypowiadał się o nim w samych superlatywach. Dalej wszystko poszło jak z płatka. Aktor dostał rolę Mareczka w „Na dobre i na złe”, zagrał też w serialach „Sfora” i „Przeprowadzki”. Ostatnio na antenie TVN podbija publiczność w serialu „Kasia i Tomek”. Trafił też na duży ekran. – Niepewność jest wpisana w tę pracę – przyznaje Paweł Wilczak, ale jednocześnie podkreśla, że zawsze liczył się z koniecznością długich poszukiwań. Bezczynnie nie czekał również Bartłomiej Topa, z pochodzenia góral z Podhala, z którym Wilczak pracował w restauracji jako kelner. Topa zagrał w kilku filmach fabularnych, ale widzom zapadł w pamięć dzięki roli Zenka w serialu „Złotopolscy”. – Ja nie wierzę w brak możliwości – zapewnia i dodaje, że w tym zawodzie trzeba być cierpliwym. Sam postanowił stworzyć swoje miejsce pracy i wraz ze wspólnikami otworzył firmę realizującą projekty filmowe oraz teatralne. Smak rozczarowania poznała już także Agnieszka Michalska z „Lokatorów”. Na czwartym roku studiów zagrała gościnnie w dwóch spektaklach Teatru Dramatycznego w Radomiu. Jan Jakub Kolski zaproponował jej role w dwóch filmach: „Grającym z talerza” i „Szabli od komendanta”. Zagrała też w Teatrze Telewizji u Piotra Szulkina i epizod w debiucie reżyserskim Krystyny Jandy, „Pestce”. Potem zapadła cisza. – Próbowałam umawiać się na spotkania z dyrektorami warszawskich teatrów, ale udało mi się spotkać tylko z Jerzym Grzegorzewskim, który poprosił o cierpliwość. Trwałam więc w swej cierpliwości dwa lata. Przyłączyłam się do grupy młodych ludzi tworzących studio produkcji filmów reklamowych. Pracowałam po drugiej stronie kamery. W pewnym momencie zdecydowałam się na wyjazd z kraju. Wróciłam po roku z ogromną potrzebą powrotu do aktorstwa. Po dwóch tygodniach zaproszono mnie na casting do „Lokatorów” – opowiada. Bogdan Brzyski, grający młodego wikarego w „Plebanii”, najpierw zdał do warszawskiej szkoły teatralnej, ale został z niej wydalony. Jego opiekun roku stwierdził, że Brzyski nie dojrzał do zawodu. Jednak młody aktor nie poddał się. Poszedł do studium aktorskiego w Gdyni, potem do krakowskiej szkoły teatralnej. Postawił na swoim. Teraz musi zmagać się z efektami popularności. Gdy kupował mamie torebkę na urodziny, zaczepiła go starsza pani, mówiąc: „O, gra pan wikarego w „Plebanii”, ale wcale pan do tej roli nie pasuje”. Brzyski zapytał ją, dlaczego tak uważa. „Ksiądz z taką urodą? Przecież to niemożliwe. Nie wytrwałby pan w celibacie”, odparła starsza pani. – Dzięki tej roli spełniło się jedno z moich autentycznych marzeń. Ilekroć w szkole teatralnej pytano mnie, kogo chciałbym zagrać, mówiłem, że księdza. To oczywiście bardzo miłe, kiedy ktoś prosi o autograf. Ale nie umawiam się ze swoimi fankami na kawę. W dalszym ciągu
Tagi:
Idalia Mirecka