Sezon łowiecki

Sezon łowiecki

Teatr gruziński zerka na Europę, a wśród najmłodszych reżyserów trwa wyścig o miano twórcy narodowego Tomasz Miłkowski Korespondencja z Tbilisi Markę teatrowi gruzińskiemu wyrobił Robert Sturua, którego żywa obecność ze spektaklami Teatru im. Rustawelego na wielu scenach Europy, a także prace reżyserskie w licznych teatrach poza Gruzją były świadectwem rosnącej pozycji. Wielkim triumfem zakończyły się pamiętne występy jego trupy w Warszawie w roku 1983 z Brechtowskim „Kaukaskim kredowym kołem” i „Ryszardem III” Szekspira. Aktorzy gruzińscy udowodnili wówczas, że wszystko potrafią: tańczyć, śpiewać, operować głosem, grać ciałem, a przede wszystkim mówić sensownie. Po latach bez mała 30 Robert Sturua i jego teatr nadal wywierają przemożny wpływ na kształt życia teatralnego w Gruzji. Być może jednak to się zmieni, niekoniecznie z pożytkiem dla kraju. Sturua poza teatrem? Kilka tygodni przed festiwalem w Tbilisi i przeglądem najlepszych spektakli minionego sezonu władze niespodziewanie odwołały artystę ze stanowiska dyrektora artystycznego Teatru im. Rustawelego. Jak głosił komunikat, dlatego że reżyser ksenofobicznymi wypowiedziami na temat Ormian sam miał podważyć sens sprawowanej funkcji. Ta pośpieszna decyzja, dość wątle umotywowana fragmentem wypowiedzi reżysera w wywiadzie prasowym, łagodzonej potem wyjaśnieniem, że artyście nie chodziło o to, aby kogokolwiek obrażać, wygląda na pretekst. Sturua zawsze był niewygodny, rogaty, nie liczył się z opiniami zwierzchności, a przynajmniej próbował się z nimi nie liczyć, łamał zasady poprawności politycznej, ale niezmiennie pozostawał artystą prowokującym widzów do myślenia. Posypały się protesty i listy. Także Komitet Wykonawczy Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych, który obradował w Tbilisi podczas wspomnianego festiwalu, wystosował oświadczenie solidaryzujące się z artystą. Wydaliśmy je po spotkaniu z reżyserem, który nie krył zmęczenia tą sytuacją, rozgoryczenia, ale i zdumienia, że posądzono go o ksenofobię. – Czy dlatego, że Szekspir napisał „Kupca weneckiego”, ktoś uważa go za antysemitę? – pytał. Przypomniał zresztą, że i w jego najbliższej rodzinie są Ormianie. Protesty zapewne na niewiele się zdadzą, ale i tym razem podczas festiwalu w Tbilisi to Sturua wyznaczył poziom, do którego inni próbowali równać. W czasie tej imprezy odbyła się premiera sztuki Tamaza Chiladzego „The Hunting Season” („Sezon łowiecki”) w jego reżyserii – opowieści o gruzińskim społeczeństwie zainfekowanym amerykanizacją. Bohaterka sztuki, niczym Disneyowska Królewna Śnieżka (notabene cytowana na ekranie telebimu) w otoczeniu siedmiu krasnoludków wyglądających na pielęgniarzy albo upadłe anioły, marzy o szczęściu. I ciągle to szczęście potyka się o gotowe wzorce podsuwane przez kulturę masową. Przede wszystkim amerykańskie. Nie kryjąc ironii, Sturua ukazuje tęsknotę do ostatecznego przezwyciężenia historii (kłaniają się pomysły Francisa Fukuyamy), którego dokonać może wszechwładny prezydent Stanów Zjednoczonych, jednym cięciem rozwiązujący wszelkie kłopoty świata. – To naturalne myślenie – komentuje Robert Sturua – w kraju, w którym pierwszą ulicą, na jaką trafia cudzoziemiec wsiadający do taksówki na lotnisku, jest ulica imienia prezydenta George’a W. Busha. Stylistyka, w której Sturua utrzymuje spektakle, narodziła się już pod koniec lat 70., wtedy silnie zanurzona w poetyce jarmarku, dzisiaj może bardziej w poetyce postmodernistycznej. Wiele tu cytatów, sporo cyrku, kabaretu, ironii, cudzysłowu. Publiczność chętnym uchem łowi aluzje, podteksty, odniesienia do współczesności. Owacje na stojąco po premierze to norma – i tym razem tak było. Śmiech wyzwalający Obok, trochę w cieniu, ale coraz wyraźniej, dochodzi do głosu pokolenie następców. Lewan Tsuladze wystawił na kameralnej scenie Teatru Miejskiego im. Kote Mardżaniszwilego dwuosobową komedię „University of Laughs” („Uniwersytet śmiechu”), której autorem jest popularny japoński dramaturg i scenarzysta Koki Mitani, a która w Japonii doczekała się także wersji filmowej. Opowieść o cenzorce i komediopisarzu wiodących spór w czasie II wojny światowej to przede wszystkim komedia, ale o odniesieniach uniwersalnych, a w wersji gruzińskiej nasycona także groteską. Schemat fabularny jest prosty, ale siła komedii kryje się w wydobytych na scenie niuansach. Do cenzorki puka komediopisarz, aby uzyskać zgodę na wystawienie nowej sztuki. Sprawa nie przedstawia się dla niego dobrze, cenzorka (do czasu) wydaje się nieprzejednana i zupełnie impregnowana na śmiech, a potem śmiechem przerażona. Reżyser zastosował oryginalny zabieg – widzów posadził na scenie, tę z kolei zawiesił z przodu nad widownią, posługując się regałem wypełnionym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 43/2011

Kategorie: Kultura