Oni się bali nie muzułmanów, ale Polaków

Oni się bali nie muzułmanów, ale Polaków

arch pryw

Kac po Brexicie. Kampania opierała się na straszeniu, kłamstwach i wzbudzaniu nienawiści. To nowy trend w Europie? Dominika Blachnicka-Ciacek – socjolożka, badaczka ruchów migracyjnych i uchodźczych, wykładowczyni Goldsmiths College na Uniwersytecie Londyńskim. Czy Anglia już wyszła z szoku po Brexicie? – Szok rozpoczął się 24 czerwca rano, tuż po referendum. I trwa. Staje się teraz taką operą mydlaną. Mamy polityczne trzęsienie ziemi i nie wiadomo, co dalej. Partia Konserwatywna jest pogrążona w chaosie po rezygnacji Davida Camerona. Wydawało się, że jego następcą będzie Boris Johnson, który wspierał kampanię na rzecz wyjścia z Unii Europejskiej. Tymczasem, zupełnie niespodziewanie, wbił mu nóż w plecy bliski współpracownik z kampanii referendalnej Michael Gove, zgłaszając swoją kandydaturę. To skłoniło Borisa Johnsona do rezygnacji. Powybijali się wzajemnie i na placu boju została Theresa May, minister spraw wewnętrznych. Dlaczego ona? I dlaczego tak szybko konserwatyści wybrali następcę Camerona? – Partia Konserwatywna bardzo często określa się mianem partii władzy, co oznacza, że chęć jej utrzymania oraz instynkt samozachowawczy są silniejsze niż podziały wewnętrzne. Theresa May uznawana jest za safe pair of hands – bezpieczny wybór na trudne czasy. Być może nie ma charyzmy Blaira ani PR-owej zręczności Camerona, ale jest doświadczonym i odpowiedzialnym politykiem. Co więcej, jest postacią, która może pogodzić popękaną partię. Choć opowiedziała się za pozostaniem w Unii, sama jest raczej intuicyjnie eurosceptyczna. W dniu ogłoszenia swojej kandydatury powiedziała, że „Brexit będzie oznaczał Brexit”, rozwiewając nadzieje części polityków, że wyniki referendum będzie można jakoś rozmydlić. Wydaje się, że brexitowcy, którzy po wygranej uciekli z placu boju, będą mieli panią premier, która weźmie się do sprzątania zrobionego przez nich bałaganu. Pytanie, jak długo Theresa May utrzyma się bez bezpośredniego mandatu od wyborców, czyli bez przyspieszonych wyborów. Corbyn wierny sobie Z jednej strony, wielki kryzys przeżywa Partia Konserwatywna, a z drugiej, mamy kryzys w Partii Pracy. Jej lider, Jeremy Corbyn, stracił zaufanie klubu parlamentarnego. – Corbynowi zarzuca się, że wprawdzie był za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii, ale nie całym sercem. Krytykowany jest za to, że nie zrobił w kampanii referendalnej wszystkiego, co należało, żeby Partia Pracy mówiła silniejszym i bardziej jednoznacznym głosem w sprawie UE. Na przykład nigdy nie zgodził się na wyjście ponad partyjne podziały i wspólne z Davidem Cameronem namawianie Brytyjczyków do pozostania w Unii. Za sprawą tej niezdecydowanej postawy i wyniku referendum stracił zaufanie swoich posłów. Tymczasem duża część tzw. partyjnych dołów, zwykłych członków Partii Pracy, nadal go popiera. Ugrupowanie w tydzień po referendum zyskało prawie 60 tys. nowych członków. Jest to wydarzenie absolutnie bez precedensu. Kiedy poszłam w poniedziałek na uniwersytet, kilka osób, które spotkałam na wydziale, powiedziało mi, że zapisało się do laburzystów, żeby nie dopuścić do usunięcia Corbyna. Dlaczego? – Duża część członków i wyborców Partii Pracy ceni go za to, że nie jest oportunistą, że trzyma się swoich wartości i przekonań. W ten właśnie sposób interpretują letnią postawę Corbyna w kampanii przedreferendalnej. Twierdzą np., że nie godząc się na wprowadzanie ograniczeń związanych z imigracją czy przyjmowaniem uchodźców, jako jedyny pozostał wierny swoim zasadom. Pamiętajmy, że przez kilka dekad kariery politycznej był w wewnętrznej opozycji wobec własnej partii, która pod przywództwem Tony’ego Blaira podążała w stronę liberalnego centrum. Był przeciwnikiem wojny w Iraku, był i jest zdecydowanym krytykiem polityki Izraela, upomina się o prawa człowieka wbrew kalkulacjom politycznym. Dla części Partii Pracy i jej zwolenników to on jest wyznacznikiem „prawdziwej lewicy”, która jest w stanie upominać się o swój tradycyjny elektorat klas mniej uprzywilejowanych, a nie – jak robili to Blair i Brown – poszerzać bazę poparcia, odwołując się do głosów klasy średniej. Jeremy Corbyn był postrzegany jako człowiek, który upomni się o ludzi mniej zarabiających, dotkniętych w sposób szczególny oszczędnościami w państwowych wydatkach wprowadzonymi przez rząd torysowski (tzw. polityka austerity), a także jako ktoś, kto stoi po stronie praw człowieka i nigdy w tej sprawie nie pójdzie na kompromis. Decyzja starszych Cofnijmy się o parę dni. Jak głosowali Anglicy? Jakie grupy były za wyjściem, a jakie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 29/2016

Kategorie: Wywiady