Chłopak dostaje w posagu od rodziców karuzele, żeby mieli z czego żyć, a dziewczyna kamper, żeby mieli gdzie mieszkać Przyjechali do stolicy dwa tygodnie przed początkiem roku szkolnego. Kalkulowali, że warszawiacy zaczną wtedy zjeżdżać z wakacji i będzie ruch. W piątek, 17 sierpnia, przywieźli na Targówek sprzęt i kampery. Kilka dni rozkładali urządzenia, dłużej niż normalnie, bo był upał i metalowe części bardzo się nagrzewały. Ludzie z daleka widzieli, że znów są. W czwartek otworzyli lunapark. Pogoda była nie najlepsza, frekwencja też. Liczyli na sobotę, ale już przed południem zaczął padać deszcz. A jak pada, klient nie przyjdzie do lunaparku, nawet na autodrom, choć jest pod dachem. Dopiero przed wieczorem, kiedy się rozpogodziło, zaczęli się schodzić amatorzy zabawy w wesołym miasteczku. Przed zmrokiem pojawiły się grupy nastoletnich fanów samochodów i ekstremalnych doznań, czyli wahadła Rolling Stones. Ale prognozy na niedzielę mówiły, że to będzie porażka. Od rana miało lać. I lało. Navratilovie wiedzieli, że nie zarobią ani złotówki. Z dziada pradziada Co roku na wiosnę zjeżdżają do Polski, a jesienią wracają do siebie, do Czech. Ponad 30 czeskich lunaparków związało się z naszym krajem. Wśród nich jest wesołe miasteczko, które prowadzą Navratilovie. Vlasta gotuje obiad. To ona została wytypowana przez rodzinę do rozmowy, choć wszyscy dobrze mówią po polsku. Z wyjątkiem dzieci Vlasty i Aloisa, bo Vlasta juniorka ma zaledwie rok i osiem miesięcy, a Alois junior jest o rok młodszy. Kiedy na wiosnę lunapark przyjechał do Polski, maluch miał zaledwie dwa miesiące. Córka Vlasty jest niesforna i ciekawska. Dlatego na czas rozmowy tata zabiera ją ze sobą do pracy, czyli do lunaparku oddalonego o kilkanaście metrów od miasteczka kamperowego. Zjawia się za to teściowa Vlasty – Ivane Navratilova. Choć w swoim 55-letnim życiu nigdy nie rozmawiała z dziennikarzem, zapewne uznała, że Navratilovie, karuzelnicy z dziada pradziada, mają czym się pochwalić. Kamper Vlasty i Aloisa ma w drodze 2,5 m szerokości i 9 m długości. W drodze, bo na postoju powiększa się do ok. 45 m kw. Ściany salonu, który jest jednocześnie sypialnią, rozsuwają się na boki: 1,5 m część z kanapą, 0,9 m część z meblościanką i telewizorem. Kuchnia w aneksie, łazienka z małą wanną. Pokój dla dzieci wysuwa się z tyłu kampera. Mieszczą się w nim piętrowe łóżko i niemowlęce łóżeczko dla Aloisa juniora. Kiedy maluch podrośnie, zajmie miejsce na łóżku piętrowym, więc w łóżeczku niemowlęcym zwolni się miejsce dla kolejnego potomka. – Vlasta powiedziała, że następne dziecko planują dopiero za jakieś pięć lat – wyjaśnia Ivane. – Teraz postanowili zrobić przerwę. Ale na pewno będą mieć trzecie, bo starsi bracia Aloisa mają po troje. Karuzelnicy z Czech zwykle wiążą się z dziewczynami z rodów karuzelników. Taka tradycja. A może po prostu łączą ich doświadczenia życia w drodze? Trzej synowie Ivane poznali swoje żony na weselach. Bo wesela i inne ważne wydarzenia rodzinne przekłada się na czas, kiedy karuzelnicy zjeżdżają do Czech. Żeby wszyscy mogli się spotkać i wspólnie świętować. Tylko pogrzebów nie da się przełożyć, a wielka lunaparkowa rodzina musi na nich być. Najstarszy syn Ivane, 35-letni Marcel, który imię dostał po ojcu – taka tradycja, że pierwszy syn i pierwsza córka muszą mieć imię ojca i matki – wziął za żonę Anetę ze znamienitego rodu karuzelników. Potem 32-letni Hynek ożenił się z Edytą z równie znanego rodu karuzelników, a na koniec 26-letni Alois wziął za żonę Vlastę Spilkovą, z rodu lunaparkowców od pokoleń. – Wśród karuzelników jest taka tradycja, że chłopak dostaje w posagu od rodziców karuzele, żeby mieli z czego żyć, a dziewczyna kamper, żeby mieli gdzie mieszkać – mówi Vlasta. – Ja dostałam w posagu większy kamper niż ten, w którym teraz mieszkamy. Tata sam go zrobił, bo karuzelnik musi umieć zrobić wszystko. Ale Alois i ja postanowiliśmy w tym roku kupić nowe urządzenie – wahadło Rolling Stones. Było drogie, ok. 190 tys. euro. Musieliśmy mieć część pieniędzy na zakup, żeby w banku dostać kredyt. Dlatego sprzedaliśmy tamten kamper i kupiliśmy mniejszy. Teściowej Vlasty jest przykro, że przez cały rok