Dzisiejsze dziennikarstwo albo władzę sprawuje, albo o nią walczy Daniel Passent – publicysta, dyplomata W dziennikarstwie najgorzej być letnim. Słusznym, ale nudnym. – Są tacy, którzy może nie mają takiego temperamentu, nie mają pióra… Ale tacy w naszym zawodzie też są potrzebni, bo wypełniają 90% pisma. A pan jest zadziora! – Owszem, byłem trochę zadziorny i złośliwy. I Rakowski, z którym się przyjaźniłem, nieraz na korytarzu redakcyjnym pytał mnie: „No, Passent, kogo dzisiaj opluwasz?”. On to mówił z ironią. Bo szczypałem w felietonach. Byłem ambitny zawodowo, podejmowałem się różnych rzeczy – że pojadę do Wietnamu, kiedy bombardowano Wietnam Północny. Że zrobimy z Marianem Turskim pierwszą w polskiej prasie rozmowę z dziećmi. Że gdzieś pojadę za jedną dietę, byle coś zobaczyć. Miałem żyłkę dziennikarską. (…) Dziennikarzowi trudno uniknąć złych tekstów. Przy tej liczbie… – Może… Ale musi być także mądry, przyzwoity, dojrzały. Gdyby młodość wiedziała, a starość mogła! Pewnych rzeczy bym nie napisał. Ale zostałem felietonistą i spełniło się moje marzenie. Wtedy, kiedy startowałem, felietoniści odgrywali w czasopismach ważną rolę. Słonimski, Kisiel, potem byli Toeplitz, Urban, Hamilton, czyli Słojewski, Andrzej Dobosz, Janusz Głowacki. Ludzie ich czytali, oni mieli bardzo dobry kontakt z czytelnikami, uchodzili za autorytety. Bardzo mi to imponowało, bardzo kusiło. Taką pozycję chciałem osiągnąć. I to się stało. – Można powiedzieć, że jestem spełnionym dziennikarzem. Dziś dziennikarstwo jest łatwiejsze niż w czasach Polski Ludowej? – Trudno powiedzieć, czy jest łatwiejsze, czy trudniejsze, bo jest inne. Na przykład dziennikarstwa śledczego za moich czasów nie było. Nie było też dziennikarstwa sponsorowanego. W tamtych czasach dziennikarstwo było upartyjnione w inny sposób. A właściwie mniej upartyjnione niż dzisiaj. Dlatego że tamto dziennikarstwo zależało tylko od PZPR, ogólnie – od władzy. A dzisiejsze dziennikarstwo albo władzę sprawuje, albo o nią walczy. Temperatura wcale nie jest niższa. Dziennikarstwo w służbie polityki nadal istnieje. To widać na każdym kroku. Niech pan weźmie krytykę filmową. Wtedy przez partię atakowane były filmy Wajdy – „Człowiek z marmuru”, „Popioły”. Atakowane było kino moralnego niepokoju. A teraz atakowane są „Pokłosie”, „Ida”, „Twarz” Szumowskiej… Czytam w prasie prawicowej bardzo krytyczne o nich uwagi, przecież nie tyle z artystycznego, ile politycznego punktu widzenia. Że mają wymowę antypolską. Kościotrupy moczarowców wyskoczyły z szaf i klekoczą. – Także dziennikarstwo historyczne, z powodu polityki historycznej, jest zatrute. Sprawa „żołnierzy wyklętych”, „polskich obozów koncentracyjnych”… Sprawa, która mnie bardzo osobiście przejmuje – stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny. Takie wybielanie, egocentryczny patriotyzm lansowany przez obóz władzy, to liczenie, ilu myśmy uratowali, wymyślanie Janowi Grabowskiemu za „łajdacką robotę”. Zaangażowanie polityczne jest dziś nie mniejsze, niż było! To jest błędne koło. Z jednej strony my, jako dziennikarze, chcemy być obywatelami, którzy o coś walczą. Ale z drugiej – bez przerwy toczyć wojnę? Całe życie toczy pan tę samą wojnę. – Ale wydaje mi się, że jak na człowieka, który toczy wojnę, jestem mało agresywny. Za bardzo skrępowany. Na przykład nigdy nie byłem człowiekiem wierzącym. A na temat roli i miejsca religii i Kościoła w Polsce może mógłbym to i owo napisać. Ale ja tej tematyki w ogóle nie ruszam. Trochę może ze względu na swoje pochodzenie. Przyjąłem, że to jest wewnętrzna sprawa katolików i nie pasuje, żebym ich pouczał. Pamiętam też, że jako felietonista unikałem pewnych tematów jako zbyt wielkich. Na przykład stosunków polsko-niemieckich. To jest tak ogromna dziedzina i w redakcji „Polityki” jest tak wspaniały autor jak Adam Krzemiński, że w ogóle na to poletko nie wchodziłem… Ale tematów nie brak, oby tylko starczyło sił. To łagodne określenie – nie brak… Życie publiczne buzuje! – Buzuje, ponieważ oni nie chcą nas zostawić w spokoju. Wyprawiają niestworzone rzeczy, robią, co chcą, trybunały nie trybunały, sądy nie sądy, fundacje nie fundacje. Czego pan dotknie, wszędzie wpychają swoje łapy. I w dodatku się śpieszą. Wiedzą, że nie będą przy władzy wiecznie, i chcą jak najwięcej zmienić w jak najkrótszym czasie. Kłamią w żywe oczy! Kłamią w sprawie tego, jak wyglądała historia Polski w czasie okupacji, jak wyglądała po okupacji. I w PRL. Kłamią w sprawie stanu Polski w ruinie. Obiecują jakieś niestworzone rzeczy
Tagi:
Adam Krzemiński, Andrzej Dobosz, Antoni Słonimski, Daniel Passent, debata publiczna, Donald Tusk, dziennikarstwo, dziennikarze, Holocaust, Ida, Jan Grabowski, Janusz Głowacki, Jerzy Urban, kościół w polsce, liberalizm, liberałowie, Marian Turski, Mateusz Morawiecki, Mieczysław F. Rakowski, moczarowcy, neoliberalizm, PO, Pokłosie, Polityka (pismo), polska dyplomacja, polska polityka, PRL, PZPR, stan wojenny, wojna w Wietnamie, Żołnierze Wyklęci, Żydzi polscy