Silna armia, której „nie ma”

Silna armia, której „nie ma”

Japonia żegna się z pacyfizmem Gdy informacja o postrzeleniu byłego japońskiego premiera Shinzo Abego pojawiła się w agencjach prasowych, wielu specjalistów od Dalekiego Wschodu założyło, że zamach miał związek z polityką obronną państwa. A ściślej – z remilitaryzacją Japonii, do której doszło za rządów Abego. Część Japończyków nie akceptuje odwrotu od ideologii państwowej opartej na pacyfizmie – i w tym doszukiwano się motywacji zamachowca. Polityk zmarł w szpitalu 8 lipca, a jego zabójca, 41-letni Tetsuya Yamagami, przyznał, że działał z pobudek osobistych. Matka Yamagamiego, skaptowana przez religijnych fanatyków, podarowała cały majątek Kościołowi Zjednoczeniowemu, szerzej znanemu jako sekta Moona. Zabójstwo Abego – rzekomo związanego z moonistami – było zatem aktem zemsty za wymuszenie finansowe. Nie ma pewności, czy ta wersja potwierdzi się w śledztwie, niemniej jasne jest, że zwolennicy uczynienia Japonii „normalnym państwem” stracili ważnego rzecznika. Były szef rządu z powodów zdrowotnych zrezygnował z aktywnej polityki latem 2020 r., nadal jednak udzielał się publicznie, wspierając inicjatywy Partii Liberalno-Demokratycznej. Także te zmierzające do zwiększenia roli polityczno-militarnej Japonii, „stosownie do jej potencjału gospodarczego i demograficznego”. Kraj ten nigdy nie rozliczył się z wojennej przeszłości. Nie było publicznych przeprosin Chińczyków, Koreańczyków czy mieszkańców wysp Pacyfiku. Brutalne okupacje kosztowały życie milionów ludzi, lecz specyficzne japońskie poczucie honoru nie pozwala przyznać się do winy. W kulturze zachodniej taki gest nie jest niczym złym, ba, uchodzi wręcz za akt odwagi. W Japonii przynosi ujmę, stąd próżne oczekiwania na dalekowschodni odpowiednik niemieckiego rozliczenia się ze zbrodni popełnionych podczas II wojny światowej. Co więcej, o ile w Niemczech za niedopuszczalne uznano składanie hołdu żołnierzom z tamtego okresu, o tyle w Japonii jest to stały element politycznego rytuału. Wizyty w świątyni Yasukuni – poświęconej poległym japońskim żołnierzom – co rusz wywołują protesty Pekinu i Seulu. W chramie czci się pamięć wymienionych w specjalnej księdze 2,5 mln wojskowych, pośród których znajduje się ponad tysiąc zbrodniarzy wojennych. Jednocześnie w kraju obowiązuje konstytucja z 1946 r., której art. 9 mówi o wyrzeczeniu się prawa do wojny. Pacyfistyczna nomenklatura Z drugiej strony mamy rzeczywistość wyspiarskiego państwa, dla którego zabezpieczenie szlaków żeglugowych to sprawa życia i śmierci. Japońska strefa wyłączności gospodarczej obejmuje 4,5 mln km kw. (siódma pod względem wielkości na świecie, odpowiadająca 14-krotnej wielkości Polski). Łączna długość wysp (z północy na południe) przekracza zaś 3 tys. km. Na północy Japonia graniczy z Rosją, z którą formalnie pozostaje w stanie wojny. Stosunkowo wąskie Morze Japońskie odgradza ją od Korei Północnej, a Morze Wschodniochińskie od Chin. Oba deklaratywnie komunistyczne kraje dysponują arsenałami jądrowymi i rakietowymi, lecz o ile państwo Kimów nie rzuca otwartego wyzwania Japonii, o tyle najludniejszy kraj świata dąży do regionalnej hegemonii kosztem swoich sąsiadów. To realia ostatnich trzech dekad – wcześniej zagrożenie dla Tokio stanowił przede wszystkim ZSRR. Amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa pozwoliły Japończykom na nieprawdopodobny rozwój gospodarczy, jednak związana z nimi obecność sił zbrojnych USA miała ograniczony wymiar. Dziś w Japonii stacjonuje 56 tys. Amerykanów, na utrzymanie których japońscy podatnicy wydadzą w ciągu najbliższych pięciu lat średnio 2,7 mld dol. rocznie. Ale to nie zagraniczni wojskowi decydują o jakości japońskiego potencjału odstraszania, lecz powołane do życia w 1954 r. Siły Samoobrony, będące obecnie piątą siłą militarną świata (według 2022 Military Strength Ranking portalu Global Firepower). Formalnie nawet nie mówimy o żołnierzach, ale o umundurowanych cywilach. Lecz za pacyfistyczną nomenklaturą kryje się potęga nie tyle liczna (250 tys. ludzi), ile wyposażona w doskonały sprzęt i broń, których pozazdrościć mogą Japończykom przedstawiciele sił zbrojnych większości krajów świata. Najliczniejszy pozostaje komponent lądowy (150 tys. wojskowych), za to Morskie Siły Samoobrony (jap. Kaijo  Jieitai) mają najbardziej imponujący arsenał. Składają się na niego cztery niszczyciele śmigłowcowe, osiem większych i 31 mniejszych niszczycieli rakietowych. Zastosowane nazewnictwo jest znamienne, w pierwszym przypadku mówimy bowiem o jednostkach będących w istocie lotniskowcami (których formalnie Japonia posiadać nie może). Przy tym dwa, typu Izumo, zostały dostosowane do przenoszenia samolotów F-35 (morskiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 30/2022

Kategorie: Zagranica