Single – samotni z wyboru?

Single – samotni z wyboru?

5 mln młodych osób żyje w Polsce w pojedynkę. Jedni miłość nazywają pułapką, drudzy budzą się po trzydziestce z paniką Wnoszę pudła z rzeczami do pierwszego własnego mieszkania. – A mąż to gdzie? Lewe ręce? – pan Tadzio wychyla nos ze stróżówki. Pan Tadzio ma jedno wyobrażenie na temat tego, co czyni kobietę szczęśliwą – MĄŻ. Podobnie jak ciotki, które życzą przy wigilijnym opłatku „żebyś dziecko znalazła KOGOŚ”. Jedyna samotność, jaką akceptują ciotki, to samotność wdów i zakonnic. Kiedyś była przywilejem gejzerów intelektu, filozofów i społeczników. Teraz bycie w pojedynkę spowszedniało. Wiek XXI w. zapowiada się jako cywilizacja samotnych. Eurostat podaje, że w Europie jest ich 160 mln, najwięcej w Szwecji (co czwarty), w Irlandii i Finlandii ponad połowa, we Francji 8 mln, w Ameryce 40%. Ostatni Spis Powszechny podaje, że polskich pojedynczych w wieku 25-40 lat jest prawie 5 mln (mężczyzn o 32%, kobiet 38% więcej niż w 1988 r.). Do 2030 r. liczba wzrośnie jeszcze o 2 mln. Mówi się o nich single. Żadni obleśni panowie, oblani litrami wody kolońskiej, ani panny, które ominął „traf”. Singiel brzmi zupełnie inaczej niż stary kawaler, tak jakoś szlachetnie. Są zaradni, niezależni, lubią sporty, znają języki. I mieszkają w mieście. Singiel z Warszawy, stara panna z Dębicy W co trzecim mieszkaniu w Warszawie ktoś żyje sam. Singiel to produkt dużych miast. Nikt nie powie o 35-letnim rolniku czy hydrauliku z Dębicy – singiel. – To zależy od środowiska i statusu – mówi Bartłomiej Dobroczyński, psycholog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Nikt w grupie copywriterów z Warszawy nie nazwie 38-letniej atrakcyjnej kobiety starą panną. A w Dębicy, Radomiu czy Przeworsku tak. Tam 26-latka wracająca po studiach bez chłopaka już wypadła z rynku. Bycie singlem jest wygodne, pod warunkiem że jest się dobrze sytuowanym i mieszka w Poznaniu, Gdańsku czy Wrocławiu. Na prowincji to większy problem dla kobiet. Tam mężczyzna będzie oceniany jako męski za to samo, za co kobietę ocenią jako „puszczalską”. Gdy on jest sam, to jego sprawa, gdy ona, to znaczy, że jest brzydka i mało warta. W Polsce życie kobiety jest bardziej publiczne, mężczyzna ma większe prawo do prywatności. Jedna na cztery mieszkanki dużych miast to singielka. Choć nie mają już tych drobnomieszczańskich lęków przed staropanieństwem, trzykrotnie częściej chodzą do kina i trzy razy w tygodniu uprawiają seks, według psychologów gorzej znoszą samotność. Jeśli nie mają dzieci, zaczynają panikować po trzydziestce. Jedno z okien w bloku na Żoliborzu. Już niedzielne południe, ale Beata Igielska (33 lata, dziennikarka) nie wstaje z łóżka. Niedziela jest inna u ludzi bez rodziny, nie ma obiadów o 14 i herbatek u teściów. Jak zechce, może „pożreć” książkę, iść na obiad do znajomych albo ostatnie pieniądze wydać na teatr. Bo życie singla pozwala na improwizację. Małe mieszkanie, o którym mówi „azyl”, jest zarzucone gazetami, zdjęciami z podróży, płytami z jazzem (singiel preferuje jazz, podają sondaże). Beata nie lubi tego przymiotnika – „samotny”. W końcu notes ma wypełniony telefonami. Dopiero była świadkiem na ślubie, a już będzie chrzestną. Prawie rodziła z przyjaciółką, nie, wózki z dziećmi nie kłują jej w oczy. – Kiedyś marzyłam, żeby mieć parkę słodkich dzieci. Wiem, że mogę nie zdążyć, ale skończyło się już parcie rodziny i szukanie kawalerów na siłę przez życzliwe ciotki – mówi. Szuka, lecz bez tego polowania na wszystko, co nosi spodnie, jak niektóre znajome w jej wieku. – Jestem otwarta na przypadek (czy opatrzność?). Że gdzieś za rogiem skrzyżują się nasze spojrzenia, choć będą szły tysiące ludzi… Ten ktoś nie musi godzinami dyskutować o Dostojewskim, wyczuję porozumienie dusz. Na razie oswoiłam samotność. Czasem tylko wydaje mi się, że ciągle towarzyszę cudzemu życiu. Wtedy całe wieczory gadam przez telefon. Ale szybko wracam do równowagi… Według GUS, w 2004 r. powstało zaledwie 192 tys. nowych związków, ponad 3,5 tys. mniej niż w 2003 r. Liczba stale maleje. Od niedawna singlom przypatrują się socjolodzy. Krzysztof Tymicki z Instytutu Statystyki i Demografii SGH zrobił analizę osób, które do 35 lat nie znajdują drugiej połowy. Bo po tej cezurze „paruje się” jedynie 5%

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 49/2005

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Edyta Gietka