Dzieje darowizn na rzecz Kościoła są jeszcze mało zbadane Prof. Janusz Tazbir – historyk, badacz dziejów kultury staropolskiej oraz reformacji i kontrreformacji w Polsce, członek Polskiej Akademii Nauk, w latach 1983-1990 dyrektor Instytutu Historii PAN. Rozmawia Paweł Dybicz Gdy zapytałem dwójkę młodych ludzi, czy wiedzą, skąd Kościół ma majątek, odpowiedzieli: „Jak to skąd? Najpierw dawał Watykan, a teraz ludzie”. Porozmawiajmy, panie profesorze, o tym majątku. Bo kiedy Mieszko I wprowadzał chrześcijaństwo, Kościół nie przyszedł tu z inwestycjami, tylko były to nadania władców. – W czasach piastowskich biskupów i biskupstwa obdarowywali głównie monarchowie. I od razu trzeba powiedzieć, że były to duże nadania, biskupi zaliczali się do największych posiadaczy ziemskich. Były też nadania możnowładców, w następnych wiekach nadania szlacheckie. Czyli, mówiąc krótko, nadania władców to nadania państwa. Od czasów jagiellońskich Rzeczpospolita była państwem wielowyznaniowym. – W zasadzie była już wcześniej, po przyłączeniu Rusi Czerwonej przez Kazimierza Wielkiego. Często myli się to pojęcie z wieloreligijnym, nie rozumiejąc, że prawosławie jest wyznaniem chrześcijańskim, poza niedużą grupą Tatarów to ta sama religia. KOŚCIÓŁ PREFEROWANY Czy Jagiellonowie i królowie elekcyjni tak samo traktowali w nadaniach prawosławie i katolicyzm? – Oczywiście, że nie. Kościół prawosławny posiadał majątek jeszcze z okresu istnienia samodzielnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Później uzyskiwał nadania magnatów i szlachty wyznających prawosławie. Ale bezwzględnie Kościół katolicki był preferowany, zarówno przez królów, jak i arystokratów. Trwało to do końca I Rzeczypospolitej? – Nie. Im było bliżej jej końca, tym nadań królewskich było mniej, a nawet można powiedzieć, że prawie ustały. Z wielu powodów, choćby ze względu na szczupłość kasy państwowej. Co nie oznacza, że nie powiększał się majątek Kościoła. Szlachcic, gdy wstępował do klasztoru, musiał wnieść w wianie niemały majątek. Panny, które szły na zakonnice, musiały mieć posag. I posag ten wynosił nieraz więcej niż jedną wieś. To zależało od hojności taty, ale jemu i tak bardziej się to opłacało niż trzymanie córki w domu, bo wypychając ją do klasztoru, jednocześnie nie uszczuplał majątku, który powinien był przypaść jego synom. Jacy władcy byli najhojniejsi dla Kościoła? – Trudno powiedzieć. Nie mamy tego uchwyconego pod względem liczbowym. Są obliczenia, choć historycy się spierają i nie chcą podać dokładnych liczb, że w XVI w. ziemie kościelne obejmowały 9-11% wszystkich gruntów uprawnych. W Królestwie w rękach szlacheckich było 81% ziemi, a na Litwie 62%. Natomiast duchowieństwo miało tam odpowiednio 11% i 9%. To są przybliżone dane; arcybiskup gnieźnieński w 1512 r. miał 292 wsie osiadłe i 13 miast, biskup krakowski – 230 wsi i też 13 miast. A dobra pięciu najbogatszych biskupstw obejmowały 1,4 tys. wsi i 46 miast. Jak powiedziałem, w XVI i XVII w. Kościół katolicki posiadał 10-12% gruntów w Rzeczypospolitej, ale ten odsetek stale się powiększał, bo przybywało majątków klasztornych. A to dlatego, że jeżeli ktoś fundował klasztor, dawał też zaopatrzenie w postaci wsi. Jeżeli fundował parafię, to również fundował zaopatrzenie. I doszło do tego, że w 1635 r., a więc w okresie triumfującej już kontrreformacji, Sejm uchwalił zakaz zapisywania ziemi Kościołowi, a szlachcic, który wstępował do klasztoru lub posyłał tam córkę, miał obowiązek sprzedać komuś świeckiemu ziemię przekazywaną dotąd Kościołowi. Oczywiście na różne sposoby to obchodzono, również za staraniem duchownych. KONFISKATA NA POCZĄTEK Sejm nie chciał dalszego wzmocnienia władzy i majętności kościelnej? Wychodzi na to, że już wtedy istniał silny antyklerykalizm. – Oczywiście, że o to posłom chodziło. Przyjęli postawę antyklerykalną, bo drażniła ich sprawa bezwzględnie ściąganych dziesięcin. Wtedy też Sejm uchwalił nawet akt sui generis amnestii. Mianowicie jeżeli ród szlachecki przez parę pokoleń należał do obozu reformacji i nie płacił dziesięcin, to gdy wracał na łono Kościoła katolickiego, darowywano mu zaległe dziesięciny i musiał je płacić jedynie na bieżąco. Posłom nie podobały się sądy kościelne – z tej racji, że pociągano przed nie szlachtę. I wywalczyła sobie uwolnienie spod kościelnej jurysdykcji. Na sprawy fiskalne nałożyła się świadomość tego, że biskupi mają za duży wpływ na króla i jego otoczenie, jak również ingerują w różne sprawy państwowe. Pamiętano przecież, że papież wydał bullę potępiającą traktat toruński (1466 r.) z powodu szkodliwości dla zakonu krzyżackiego. Oprócz
Tagi:
Paweł Dybicz