Skąd się bierze czekolada?

Skąd się bierze czekolada?

MATERIAŁY PRASOWE

Tutaj przemyt to nie nowość. Zaczęło się od szmuglowania kawy i papierosów z Gibraltaru. Przerzucanie haszyszu z Maroka wpisuje się w lokalną tradycję Korespondencja z Campo de Gibraltar Szeroka plaża gdzieś między Marbellą a Kadyksem. Świta. Nagle w ciszę wwierca się ryk skutera wodnego, który podpływa do brzegu tak blisko, jak to możliwe. Podbiega bosy mężczyzna w krótkich spodenkach i kominiarce, łapie dwie owinięte plastikiem walizki i gna do zaparkowanego przy plaży samochodu czekającego z otwartym bagażnikiem. Wrzuca walizki, wraca pędem do skutera, chwyta kolejne dwie walizki i cwałuje przez plażę. Gdy tylko opada klapa bagażnika, samochód odjeżdża na pełnym gazie wąską uliczką andaluzyjskiego miasteczka. Wszystko trwa trzy, może cztery minuty. Po chwili znów zapada cisza, na plaży nie widać żywego ducha. To, co przed chwilą miało miejsce, to tzw. ekspresowy rozładunek. W 30-kilogramowych paczkach przypominających walizki przypłynął właśnie do Europy marokański haszysz. Czekoladowy szlak Przemytnicza terminologia czerpie z codzienności, przyswaja określenia swojskie i niewinne: czekolada, guma, cukierek, przedszkole. Czekolada to zwyczajowa nazwa haszyszu. Dzięki uprawie cannabisu tysiące marokańskich rodzin mają na kuskus i harirę. To, według różnych źródeł, od 750 tys. do miliona osób. Czekoladowy szlak zaczyna się w górach Rifę na północy Maroka. W tym najuboższym marokańskim regionie warzywa i owoce rosną słabo, za to konopie indyjskie udają się znakomicie. Tak się składa, że odległość od hiszpańskiego wybrzeża to tylko 14 km morza i wiatru. Dochodzi do tego fakt, że prowincja Kadyks jest jedną z najbiedniejszych w Hiszpanii, a bezrobocie wśród młodych ludzi sięga tu 40%. W niektórych miejscowościach szybuje do 70%. To równanie w zasadzie pozbawione jest niewiadomych. Z Maroka sprasowany towar wędruje do hiszpańskiej Andaluzji. Hurtowo, w paczkach takich jak te, które odjechały z plaży kradzioną toyotą, lub na mniejszą skalę, w postaci 10-gramowych owalnych cukierków, zwanych żołędziami, przemycanych w żołądkach i waginach. A guma? To ultraszybka pontonowa motorówka, do której można załadować dwie, a nawet trzy tony towaru. Wyładowane paczki lądują w przedszkolach – tajnych magazynach rozsianych po nadmorskich miasteczkach. Tam leżakują (znów to słownictwo!), dopóki nie zostaną odebrane przez kolejną grupę specjalizującą się w transporcie towaru do Francji, Niemiec, Holandii… Najgorętszym punktem na przemytniczej mapie jest miasto La Línea de la Concepción, region: Campo de Gibraltar, prowincja: Kadyks. Lista płac Jest ósma wieczorem. W grudniu to już po zmierzchu. Nad plażą koło Sanlúcar de Barrameda krąży helikopter. Jego reflektory oświetlają młodych ludzi, którzy wyciągają paki z motorówki. Helikopter ląduje obok, wyskakuje z niego policjant celny. Na plażę przybiega coraz więcej ludzi. Gromadzi się ich około setki. Okrążają policjanta, ciskają kamieniami w helikopter. Wykrzykują obelgi. Są tam całe rodziny, może nawet więcej kobiet niż mężczyzn. Dzieci rzucają się do pomocy w dźwiganiu paczek. Osaczony policjant ucieka do helikoptera, ten odlatuje. Maszyna zniża się kilka razy, próbując przepędzić tłum, ale kamienie cały czas fruwają w powietrzu. Pilot rezygnuje. Mężczyźni na plaży kończą rozładunek kilkuset kilogramów haszyszu. Następnego dnia zjawiają się dziennikarze. Nie usłyszą słów potępienia od mieszkańców rybackiego miasteczka: – Święta się zbliżają, będą ludzie mieli na prezenty dla dzieci. Czekoladowy biznes gwarantuje dużo większe pieniądze niż te potrzebne na kupno bożonarodzeniowych prezentów. Najniżsi w hierarchii, zwani punktami – puntos – zajmują się w zasadzie podpieraniem ścian. Obserwują ulice, skrzyżowania i ronda w dniu, gdy kolejna guma ma przybić do plaży. Gdy widzą policyjny patrol lub samochód Gwardii Cywilnej, wyciągają telefon i dzwonią. Hasło: agua (woda), jak z klasycznego kryminału, wstrzymuje akcję. Za każdy dyżur punkt inkasuje do tysiąca euro. Dla policjanta to trzy czwarte miesięcznej pensji. Punktem może być każdy. Od tego stanowiska zaczynają karierę nastoletni chłopcy z Atunary, kiedyś rybackiego portu, dziś dzielnicy La Línea de la Concepción. W ciągu dnia widzę, jak wysiadują na murku nadmorskiej promenady i plują łupinami słonecznika. Gadają, śmieją się, popisują, komentują mecze Primera División, trochę popalają. – Mogliby pracować legalnie na budowie w Gibraltarze, uczyć się albo wyjechać. Ale jeśli mając 18 lat,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2020, 2020

Kategorie: Obserwacje