Prawdziwą przyjemność ze strachu możemy czerpać tylko wtedy, gdy wiemy, że tak naprawdę nic nam nie grozi Prof. Paul Bloom – psycholog z Uniwersytetu Yale, autor książki „Przyjemność. Dlaczego lubimy to, co lubimy” Przeczytałam z uwagą pana książkę, w której zastanawia się pan, co daje nam w życiu przyjemność, radość i dlaczego lubimy to, co lubimy. Ale na liście powodów szczęścia nie znalazłam kilku bardzo istotnych. – Tak? Co pani ma na myśli? Chodzi mi np. o przyjemność wynikającą z bycia potrzebnym, z przynależności do grupy i wspólnego działania, z poczucia mocy, sprawczości, władzy, satysfakcję z ukochanej pracy albo realizowanej pasji. Zabrakło mi też uwzględnienia przyjemności, jaką wielu osobom daje zanurzenie w duchowości – kontakt z Bogiem, Siłą Wyższą, medytacja… – Postanowiłem nie pisać o wszystkim. Skoncentrowałem się na przyjemności, jaką czerpiemy z niektórych form działania i kontaktu z określonymi rzeczami. W książce omawiam pewną koncepcję przyjemności, jej istotę, a mianowicie to, że ma ona głębię. Znaczy to tyle, że przyjemność, jaką czerpiemy z danej rzeczy czy sytuacji, wynika przede wszystkim z tego, co sobie o niej myślimy. Nie do końca rozumiem… – Chodziło mi o pokazanie, jak nasza wiara w esencję jakiejś rzeczy wiąże się z przyjemnością, jaką z niej czerpiemy; jak nasze przekonania na temat tego, skąd coś się wzięło, z czym dana rzecz miała styczność, co w sobie zawiera i kto jej dotykał, czy jest to rzecz prawdziwa, czy sztuczna – wpływają na przyjemność odczuwaną z jej posiadania. Podaje pan mnóstwo przykładów, jaką to przyjemność mamy z obcowania z rzeczami ludzi sławnych, że niektórzy są w stanie wydać fortunę, aby mieć kawałek sukni ślubnej księżnej Diany czy autograf Neila Armstronga, pierwszego człowieka na Księżycu. – Bo przyjemność, jaką czerpiemy z posiadania różnych przedmiotów, ma związek z naszymi przekonaniami na ich temat, na temat ich historii. Z tego samego powodu cenne dla nas będą nie tylko buty znanej gwiazdy filmowej, ale i pierwsze buciki naszego dziecka, które przechowujemy i wyjmujemy co jakiś czas, aby nacieszyć nimi oko. Natomiast o wymienianych przez panią przyjemnościach piszę w innych książkach: „To tylko dzieci”, „Przeciw empatii” i w najnowszej, którą właśnie przygotowuję – o cierpieniu, gdzie szczególnie zajmuję się przyjemnością, jaką czerpiemy z moralności. Zgoda, że obcując z dziełem prawdziwego artysty, mamy większą przyjemność niż z kontaktu z falsyfikatem. Ale myślę, że jej powodem jest poczucie, że to coś, co zostało stworzone, a nie podrobione. Natomiast jeśli ktoś ceni jakiś obraz tylko dlatego, że został namalowany przez uznanego twórcę, to uważam, że wynika to ze snobizmu. – Bardzo dobrze zrozumiała pani moją teorię esencji, która wyjaśnia, skąd się bierze przyjemność. Ale nie zgadzam się z pani dalszym wywodem, że jeśli ktoś ceni obraz tylko dlatego, że został namalowany przez uznanego artystę, świadczy to o jego snobizmie, a nie wynika z teorii esencji. Zgodnie bowiem z moją teorią i eksperymentami, jakie robiłem, ma jednak dla nas znaczenie, kto ten obraz stworzył, inaczej go wtedy odbieramy, mamy inne odczucia. Być może obraz nie spodoba się pani dlatego, że namalował go Picasso, ale odczucie przyjemności będzie zależało od tego, czy pani coś wie na temat artysty, w tym przypadku Picassa. Jestem tego pewien. Ta koncepcja nie dotyczy zresztą tylko uznanych dzieł sztuki. Pokazuje to także zwyczajne życie. Powiedzmy, że pani dziecko coś narysuje i powiesi pani ten obrazek na ścianie – czy uczucia związane z tym rysunkiem nie będą głębsze, niż gdyby ten obrazek narysował ktoś obcy? Jednym słowem, czy nie będzie on cenniejszy? Tutaj przyznaję panu rację. Twierdzi pan też, że wino bardziej nam smakuje, gdy się dowiemy, że jest najwyższej jakości i dużo kosztuje. Może to i prawda… Ale czy wszyscy tak reagują? – Powiedziałbym tak: niewykluczone, że są osoby, którym to obojętne. Ale od razu dodam, że im nie wierzę. Kiedy mam okazję mówić o swoich badaniach na temat przyjemności, niektórzy podchodzą do mnie po wykładzie i mówią: „To niewiarygodne, że inne osoby oceniają smak wina, kierując się tym, skąd pochodzi i ile kosztuje. Ja tak nie postępuję”, „To bardzo ciekawe, że inni ludzie zwracają uwagę na to, kim jest artysta, który namalował obraz. Dla nas to nie ma znaczenia”. Moja odpowiedź brzmi wtedy: „A skąd wiecie, że tak jest?”. Jeśli nie przeprowadzi się