Każdego roku wiele osób traci kończyny w tragicznych okolicznościach i nie stać ich na porządne protezy. Za najlepsze trzeba zapłacić tyle, ile za dobry samochód. Michał Mroczek ma 31 lat, żonę i czteroletnią córeczkę. Mieszka w Warszawie. Z wykształcenia jest cukiernikiem, ale pracował w masarni. – Moja nieuwaga, rutyna w pracy – mówi zapytany o zdarzenie sprzed dwóch lat. – Wpadłem do maszyny. W szpitalu dawano mu 1% szans na przeżycie. – Czyli nic – podsumowuje Michał. – Ale chyba jeszcze nie chcieli mnie zabierać tam, na górę. W każdym razie stwierdzili, że mam tu coś do zrobienia. Wie jednak, że z robieniem czegokolwiek będzie trudniej niż wcześniej. W wypadku stracił obie nogi na wysokości ud. Mieć szczęście i niskie dochody Chodzi na protezach, które nie umożliwiają mu pełnej aktywności. Musi do nich używać kul. To dla niego za mało, nie potrafi siedzieć w domu i nic nie robić. Chciałby znów pracować. Wie, że są protezy, które umożliwiają aktywne życie. Kosztują jednak tyle, ile nowy samochód dobrej klasy. Zdaniem mgr. inż. Marka Pękali, protetyka z 30-letnim stażem, prezesa firmy Mark-Protetik z Konstancina, proteza umożliwiająca aktywne życie musi kosztować. – To nie jest robienie opon, których z jednej formy wyskakuje 100 tys. Każda proteza jest robiona indywidualnie – tłumaczy. Proteza jest dopasowywana do masy ciała oraz do stopnia aktywności jej użytkownika. Najważniejszy jest lej, czyli ta część, która przylega do kikuta i jest odzwierciedleniem jego kształtu. Lej robi się z włókna węglowego, by zwiększyć jego wytrzymałość, a dla poprawy komfortu sam kikut pokrywa jeszcze silikonowa wkładka. Te dwa elementy łącznie kosztują nawet 6 tys. zł. Do tego dochodzi stopa, którą można kupić za 200 zł, ale i za 30 tys., gdy chce się mieć elektroniczną. Na dobrą, z włókna węglowego, trzeba wydać 5 tys. zł, a na bardzo dobrą – 12 tys. Osobom po amputacji w obrębie uda niezbędne będzie także kolano. Jest najdroższe w całej protezie, dobre kosztuje kilkanaście tysięcy złotych, a najlepsze, elektroniczne, niemal 100 tys. – W granicach 25-30 tys. zł można już zrobić niezłą protezę – podsumowuje inż. Pękala. Jego zakład robi takich ledwie trzy-cztery w miesiącu. Najwięcej zamawianych protez jest na kwotę do 7 tys. zł. Nie pozwalają one na pełną aktywność, ale takie pieniądze można uzyskać od państwa. Narodowy Fundusz Zdrowia na protezę udową daje 2,8 tys. zł. Jeśli ma się trochę szczęścia i odpowiednio niskie dochody, Centrum Pomocy Rodzinie ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych dołoży 150% tej kwoty. To razem 7 tys. zł. – W Czechach za protezę uda państwo płaci w przeliczeniu 25 tys. zł – porównuje Marek Pękala. – U nas od 10 lat nie były podnoszone limity NFZ na protezy. A przecież jeśli ludziom zrobiłoby się dobry sprzęt ortopedyczny, poszliby do pracy i zapomnieli o swoim nieszczęściu. A tak muszą żebrać, aby uzbierać na przyzwoitą protezę, która pozwoli im wrócić do normalnego życia, bo państwo ich lekceważy. Według analiz Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Wyrobów Medycznych POLMED, w Polsce wydatki państwa na zaopatrzenie w przedmioty ortopedyczne i środki pomocnicze to w porównaniu z refundacją leków ledwie 1:14,5. W Czechach jest to 1:7, na Węgrzech 1:8, a na Słowacji 1:9. Ministerstwo Zdrowia pracuje obecnie nad nowymi przepisami, ale mało kto liczy na zmianę jakościową. Kolano z sieci Ludzie więc radzą sobie, jak mogą. 33-letniemu Pawłowi Kwaśniewskiemu z Krzeszowic proteza jest niezbędna do pracy w dziale elektrycznym marketu budowlanego. Nogę stracił w wypadku 12 lat temu, właśnie jest na etapie wymiany starej protezy, w której popsuło się kolano, a jego naprawa się nie opłaca. Protetyk wyliczył, że nowa proteza będzie kosztować 46 tys. zł. Niestety, z NFZ i PFRON Paweł dostał w sumie tylko 5,7 tys. zł. Skorzystał więc z rady protetyka, jak zaoszczędzić. – Staw kolanowy kupiłem na amerykańskim eBayu – tłumaczy. – To używane kolano. Normalnie jego koszt wynosi 30 tys. zł, a ja kupiłem je za grosze, czyli za 2 tys. Koszt protez, w tym przypadku rąk,
Tagi:
Tomasz Przybyszewski