SKOK na bank

– To jest napad! Wszyscy na podłogę! Kto się ruszy, zafarbuje posadzkę! – wrzeszczy bandyta w czarnej kominiarce. Wrzask bywa niekiedy podstawą sukcesu. W wojsku kapral wrzeszczy na rekrutów. Komandosi wyważający drzwi, by ująć bandytów, ryczą jak lwy. Oczywiście w takich przypadkach nie ma dyskusji. Ci, co leżą na podłodze, klienci banku, posiadacze kont, drobni i więksi ciułacze, są dla gangsterów frajerami, których można bez dania racji ograbić. To ciemna masa, harująca w pocie czoła, żeby odłożyć trochę grosza na czarną godzinę. Żeby ich dobrze nastraszyć, ten w kominiarce strzela z kałasza kupionego na bazarze. Najpierw w powietrze, potem do tego, kto podnosi głowę. Rzeczywiście ofiara, jak na filmie, puszcza czerwoną farbę. Z tą różnicą, że to jest prawdziwa, żywa krew. Czarna godzina dla ciekawskiego już nadeszła. Teraz nikt już gangsterom nie podskoczy. Reszta gangu ma zamaskowane twarze, ostatnio w modzie są maski kaczorów, jak również innych przedstawicieli fauny, jest podłużna maska końska, jest pawian i królik. Z krainy baśni mamy karzełka oraz chłopczyka w okularkach, o niewinnym wyglądzie Piotrusia Pana. Groźny Kaczor bierze jedną z kasjerek jako zakładniczkę, przykłada jej lufę do skroni i trzyma tak, dopóki reszta jego załogi nie upora się z pakowaniem szmalu do plastikowych toreb. Kiedy worki są pełne, chłopaki zmywają się, strzelając za siebie. Przed bankiem czeka na nich auto, które potem w podmiejskim lasku podpalą i przesiądą się do świeżo ukradzionego bmw. Gang, o którym mowa, jest podczas SKOK-u reprezentowany wyjątkowo licznie, zwykle wystarcza trzech bandziorów i kierowca, żeby wziąć zakładników, dostać się do sejfu, zabrać kasę i odjechać z piskiem opon. Ten SKOK jest bardzo starannie przygotowany, chyba równie starannie jak bitwa pod Kurskiem przez wielkiego stratega tamtych czasów, Soso Dżugaszwilego. Każde czasy mają swojego stratega. Najpierw genialny strateg wybrał cel. Nie jest to zwykły sobie oddział banku, to nie jest pospolity bank państwowy czy prywatny. Tu chodzi o grubszą forsę, bo do obdzielenia jest duża liczba krewnych i znajomych Królika. Poszukiwaniem obiektu zajęły się wyspecjalizowane ekipy. Kolega Mech jest wybitnym specjalistą od szmalu, został więc oddelegowany na przeszpiegi. Ma poparcie samego Boga, bo należy do organizacji, która imieniem boskim się posiłkuje. Opus Dei – brzmi jej dumna nazwa. Wybór padł na NBP. Narodowy Bank Polski! Jak dumnie to brzmi, na dodatek wiadomo, że to bank wypasiony, kasy tam jest od groma! Prezes ścibolił latami, to jest co brać! Genialny byt podwójny, w postaci dwóch osób, toczka w toczkę takich samych bliźniaków, wpadł na pomysł, żeby porządnie wszystkich najpierw nastraszyć, za uszy wytargać, żeby bali się pisnąć, chodziło zwłaszcza o węszących pismaków. Każdy widział, jak w westernach werbuje się rewolwerowców, ale to już nie czasy szlachetnych rzezimieszków, którzy pomagają biednym obronić się przed napastnikami, łupiącymi ich pola i kradnącymi bydło. Teraz zasady są inne. Hersztów jest dwóch, werbunek prowadzili w maskach kaczorów. Rozpuścili wici. Rozpoczął się casting. Na platformie przypłynęło kilku głośno śpiewających tenorów, po drodze część utonęła, ale jeszcze trochę zostało, znalazło się także kilka dam. Jedną na swoje nieszczęście chłopcy z platformy zepchnęli, przypłynęła więc wpław, a Kaczory dłoń pomocną do niej wyciągnęły. Czują jednak, że dama nie jest z ich bajki, potrzebują jej chwilowo, żeby wykonała dla nich zadanie, potem pozbędą się jej, winę na nią zrzucą i oddadzą szeryfowi. Rozmowy Kaczorów z platformersami na castingu toczyły się mniej więcej tak, jak odcięta głowa po torach, kiedy to pijany dróżnik zapomniał opuścić szlaban, a chwiejący się na nogach spacerowicz wracał do domu i żeby nie zabłądzić, trzymał kurs, idąc między stalowymi szynami. Płynący na platformie byli niezadowoleni, że dostają za mało, werbujący uważali, że tamci są zbyt sprytni. Podzielili więc miasto między dwie rodziny, żeby był spokój, ale wciąż w drogę wchodzą jedni drugim. Wiadomo, że jak rodzinie Soprano ktoś w drogę wejdzie, to buciki cementowe mu założą i kąpiel w głębokim jacuzzi zafundują. Kaczory na platformersów zakwakały i pokręciły łebkami: nie, nie, tych nie chcemy, z nimi nie będziemy się układać, bo nas wykiszkują.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2006, 2006

Kategorie: Felietony