Nasza gospodarka kwitnie, rządzący się cieszą, a Polakom żyje się coraz trudniej Polski sukces gospodarczy zbiera bezprzykładne wręcz pochwały. To, że w latach 2008-2011 mieliśmy najwyższe w Unii Europejskiej tempo wzrostu produktu krajowego brutto: 15,5%, podczas gdy druga Słowacja nieco ponad 8%, powoduje wybuch entuzjazmu. Wprawdzie tylko wśród rządzących, ale zawsze miło posłuchać. Minister finansów Jacek Rostowski stwierdza więc: „Polska osiągnęła wyjątkowy sukces i to pomimo światowego kryzysu”. Premier Donald Tusk mówi wręcz o „polskim fenomenie”, który ma trwałe podstawy. I wyraża nadzieję, że może wreszcie nie będziemy słyszeć „tego zawodzenia”, że w Polsce nic nie może się udać. Oj, chyba będziemy. Rządzeni jakoś nijak bowiem nie chcą podzielać dumy i radości rządzących z powodu naszych osiągnięć. W najnowszym, marcowym sondażu TNS OBOP aż 71% badanych uważa, że sprawy w naszym kraju idą w złym kierunku. Odmienny pogląd wyraża tylko 22% respondentów, a 7% nie ma zdania. 68% pytanych ocenia, że nasza gospodarka jest w kryzysie. 51% spodziewa się pogorszenia sytuacji materialnej Polaków. Sondaż CBOS, też marcowy, pokazuje, że 45% Polaków źle ocenia gabinet (o 7% więcej niż w lutym). Zwolennicy to jedynie 31%. Pozostali są obojętni wobec rządu. Naturalnie jakiś wpływ na te wyniki ma zamiar zmuszenia ludzi do późniejszego przechodzenia na emeryturę czy niedawne problemy z wykupywaniem leków. To jednak tylko krople przelewające kielich. Przede wszystkim chodzi o to, że wzrost gospodarczy nie przekłada się na wzrost jakości i poziomu życia Polaków. A powinien, jeśli przyjmiemy oczywiste przecież założenie, że gospodarka jest dla ludzi, nie ludzie dla gospodarki. Tymczasem w bardzo wielu obszarach mamy do czynienia ze stagnacją bądź regresem. Rządzący udają, że tego nie widzą, co przychodzi im tym łatwiej, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Rządzeni – niestety – czują na własnej skórze to, co mówią statystyki i badania. Im lepiej, tym gorzej Polska gospodarka rośnie – ale bezrobocie też. W lutym 2009 r. wynosiło jedynie 6,7% (według metodologii unijnej). W lutym 2012 r. – już 10,2% (2,12 mln ludzi) – i po zakończeniu Euro 2012 będzie rosnąć nadal. Polscy bezrobotni z zazdrością mogą patrzeć na inne kraje, mające słabsze od naszego tempo wzrostu PKB. Np. na Niemcy (bezrobocie 5,7%), Czechy (6,8%) czy Rumunię (7,1%). W Polsce pracy nie ma prawie 25% młodych ludzi do 25. roku życia. Ten wskaźnik byłby znacznie wyższy, gdyby nie przyrost liczby studentów. To jednak przekłada się na niespotykany wcześniej wzrost bezrobocia wśród ludzi z wyższym wykształceniem. Pracy nie ma już ponad ćwierć miliona z nich. Bezrobocie to u nas najkrótsza droga do nędzy. W 14% gospodarstw domowych, w których jedna osoba jest bez pracy, wszyscy żyją w skrajnym ubóstwie. W gospodarstwach, gdzie nie ma bezrobotnych – 5,7%. To aż 2,17 mln Polaków, których konsumpcja, jak mówi oficjalna definicja skrajnego ubóstwa, jest na tak niskim poziomie, że prowadzi do biologicznego wyniszczenia. Ubiegłoroczny raport GUS, z którego pochodzą przytaczane liczby, stwierdza, że na ograniczenie takiego ubóstwa może wpłynąć nawet niewielki ogólny wzrost dochodów. U nas nie wpływa. Choć mamy najszybszy w UE wzrost gospodarczy, to w 2008 r. w skrajnym ubóstwie żyło 5,6% Polaków, czyli nawet mniej niż w 2010 r. W miastach jest nieco lepiej, tam zakres skrajnego ubóstwa wynosi 3,4%. Na wsi – aż 9,4%, z tym że dotyczy to głównie ludności pozarolniczej. PSL-owski koalicjant dba o swój elektorat: rolnicy są grupą notującą najszybszy wzrost dochodów, 13,2% w 2010 r. Ciągle utrzymuje się różnica między wschodem i zachodem: w województwie lubelskim wskaźnik zachorowań na gruźlicę (symptom biedy) jest trzy razy większy niż w lubuskim. Lider nędzy to województwo warmińsko-mazurskie (9,8% ludzi w skrajnym ubóstwie). Na drugim biegunie jest opolskie (3,5%). Generalnie w Polsce im więcej dzieci, tym biedniej. W skrajnym ubóstwie żyje 9,8% małżeństw z trójką dzieci (w 2009 r. – 9,3%) i aż 24% małżeństw z czwórką i więcej dzieci (w 2009 r. – tylko 21,3%). Dobrze to pokazuje, jak naprawdę wygląda polityka prorodzinna w naszym kraju. Raport GUS podkreśla: „W Polsce zagrożenie ubóstwem dzieci i młodzieży jest znacznie silniejsze niż dorosłych (…). W 2010 r.
Tagi:
Andrzej Dryszel