Skrzywdzeni przez system
Prison guard escort arrested inmate through jail corridor
Nie da się tak po prostu oszacować, ile osób w polskich więzieniach odsiaduje wyroki za nie swoje winy – A to pani nie zna mojej historii? – Detektyw Marek Bartos dziwi się, kiedy pytam o jego policyjną karierę. Okazuje się, że na początku lat dwutysięcznych sam został niesłusznie oskarżony, o czym było głośno w Polsce Zachodniej i nie tylko. Prokuratura zarzuciła jemu i jego koledze wiele przestępstw, w tym korupcję, czerpanie korzyści z nierządu, obrót fałszywymi pieniędzmi. Groziło im po 10 lat odsiadki. – Przestępcy tak pana urządzili? – pytam. – Nie, prawnicy. Zaczęło się od tego, że zgarnęliśmy trzech sędziów za łapówki. Szybko okazało się, że kolejni będą prokuratorzy, którzy zamiast szukać dowodów, umarzali sprawy. Uknuli więc spisek, żeby nas wyeliminować. W CBŚ Bartos ścigał gangi za handel narkotykami, porwania i handel ludźmi. Zajmował się również agencjami towarzyskimi. Odwiedzali je z kolegą często, bo mieli tam swoje źródła informacji. Czasem nawet pili z właścicielem wódkę, żeby wyciągnąć od niego jeszcze więcej. – Wyszło tak, że kolega w jednej z dziewczyn się zakochał – opowiada detektyw. – Gdy zdecydowali się na ślub, zwolnił się z policji, a ona została w agencji barmanką. On tam cały czas przesiadywał, więc po jakimś czasie szef przybytku zaproponował mu pracę ochroniarza. Na kanwie tej historii zbudowano teorię, że jesteśmy skorumpowani i za darmo korzystamy z usług tych dziewczyn. Znaleźli gangstera, który zeznał, że wzięliśmy z kolegą od właściciela po 40 tys. zł w zamian za ochronę przed odpowiedzialnością karną. Dzięki swoim informatorom Bartos z rocznym wyprzedzeniem wiedział, że będzie miał sprawę, i kiedy zabrano go na przesłuchanie do Poznania, nie był nawet zdziwiony. Wygarnął prokuratorom, co wiedział. Nikt nie odważył się wsadzić go do aresztu mimo tak poważnych zarzutów. Jednak kolega trafił za kraty na 20 miesięcy. Bartosa zawieszono w obowiązkach. Były naciski z góry, żeby go zwolnić z pracy, ale szef Bartosa się nie zgodził. (…) W okresie zawieszenia powinien był dostawać połowę pensji, ale ponieważ wiedział, co się święci, zdążył się ubezpieczyć. Przez kilka lat, aż do ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy w sądzie, ubezpieczalnia wypłacała mu brakującą połowę. Gdyby został skazany, musiałby zwrócić pieniądze, ale nie miał wyboru, musiał zaryzykować. Bartos przyznaje, że momentami wygrana wydawała mu się niemożliwa. – Miałem przeciwko sobie prokuraturę, adwokatów, sędziów, Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, a nawet Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przeciwnicy jeździli po moich informatorach, namawiali na złożenie obciążających mnie zeznań – wspomina. Sprawa trwała cztery lata. Tylko ze wskazania prokuratury w sprawie Bartosa zeznawało 76 osób. Żadna z kobiet pracujących w agencji nie potwierdziła, że świadczyła usługi seksualne detektywowi albo jego koledze. – Pracowałem dużo, ale uczciwie. Wsadziłem do więzienia setki osób i nigdy nikt nie miał do mnie pretensji – mówi Bartos. – Co więcej, to przestępcy mnie później wybronili. Był taki Czapa, którego wsadziliśmy z kolegą na sześć i pół roku za narkotyki. Uciekł, więc ścigano go listem gończym. Nagle patrzę, a on wchodzi na moją rozprawę jako świadek. Dzwonię do kolegów, żeby przyjechali go zgarnąć, a oni, że list został cofnięty. No to pomyślałem, że mu uchylili w zamian za to, że mnie obciąży. A gościu staje przy barierce i mówi, że nic nie wie o żadnych łapówkach i nie wierzy, żebyśmy cokolwiek wzięli. I odpowiada, jak pewien pseudodetektyw z Zielonej Góry – nigdy nie miał licencji i koncesji – zorganizował spotkanie z nim i kilkoma gangsterami i namawiał ich na złożenie obciążających nas zeznań. On się na to nie zgodził. Zostałem uniewinniony w Wigilię 2007 r. Prokuratura się nie odwołała, bo sąd nie zostawił na niej suchej nitki, ale odszkodowania żadnego nie dostałem. Uznano, że nic mi się nie należy, bo jestem policjantem, a policjanta można pomawiać, opluwać i niesłusznie oskarżać. – A sprawa korupcji wśród prawników? – Upadła. Przekonali jednego ze świadków, żeby wycofał zeznania. Jedna osoba miała sprawę karną, ale też została uniewinniona. Prokuratorzy się wyślizgnęli. – Jak pan to wszystko zniósł psychicznie? – Kończyłem szkołę oficerską, więc mam dobre przygotowanie. Im więcej stresu, tym lepiej działam. (…) Ale kariera się skończyła, choć wcześniej miałem szanse na awans. Popracowałem jeszcze trzy lata i stwierdziłem, że to już nie jest moja policja. Statystyka wygrywała z normalną robotą. Już w styczniu
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety