Nasze życie zdominowane jest przez dwa wrogie plemiona polityczne, więc problemów naprawy państwa nie podejmuje się na poważnie Prof. Antoni Z. Kamiński – socjolog, kierownik Zakładu Bezpieczeństwa Międzynarodowego i Studiów Strategicznych w Instytucie Studiów Politycznych PAN, specjalizuje się w takich zagadnieniach jak instytucje polityczno-gospodarcze oraz studia strategiczne. W latach 1999-2001 prezes zarządu Transparency International Polska. Członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie. Autor książki „Dezercja elit. Konsolidacja ustroju politycznego w pokomunistycznej Polsce” (ISP PAN, Warszawa 2014).Polska z roku na rok lepiej wypada w rankingu Transparency International pod nazwą „Corruption Perceptions Index”. Mierzy on postrzeganie skali korupcji w poszczególnych państwach. W raporcie za 2015 r. zajęliśmy 30. miejsce na tle 168 krajów. Czy gdyby raport robiono dziś, w klimacie tzw. afery warszawskiej, nasza pozycja byłaby podobna? – Notowania mogą się pogorszyć nie z powodu wzrostu korupcji, ale dlatego, że pogorszył się wizerunek Polski na arenie międzynarodowej. I to niezależnie od zaangażowania obecnego rządu w rozliczanie poprzedników. W efekcie wiele afer zostanie ujawnionych. Proszę zresztą pamiętać: tzw. afera warszawska, związana z praktykami reprywatyzacyjnymi, była opisywana w prasie co najmniej od paru lat. Niestety, dotąd nic w tej kwestii nie zrobiono. Może to jest najbardziej symptomatyczne – brak reakcji powołanych do tego instytucji na sygnały o zjawiskach patologicznych. Brak tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej tłumaczono tym, że brakuje pieniędzy na zwrot mienia, że państwa na to nie stać. – Owszem, można to i tak tłumaczyć. Jednak, po pierwsze, Polska jest jedynym państwem naszego regionu, gdzie po upadku komunizmu nie przeprowadzono reprywatyzacji. Dlaczego więc inni mieli mieć niezbędne środki, a my nie? Po drugie, ukrócenie przekrętów nie wymagało ustawy, wystarczyły zmiana procedur i zaostrzenie kontroli. Po trzecie, nie wykluczam, że zaangażowani w roszczenia reprywatyzacyjne aferzyści okradli skarb państwa na większe sumy, niż kosztowałaby uczciwie przeprowadzona reprywatyzacja. Myślę, że brakowało wyobraźni i woli politycznej. Natomiast bez wątpienia była wola polityczna, by tolerować w tej dziedzinie jawne oszustwa. Jak można było temu zapobiec? – W przypadku warszawskim np. zakazując posiadania przez urzędników samorządowych prywatnych firm, co jest zupełnie oczywiste. Łączenie urzędów publicznych z działalnością biznesową to skandal. Takie praktyki obserwuje się nie tylko w samorządzie warszawskim. Zwłaszcza posiadanie firmy konsultingowej to znakomity instrument legalizacji środków z działalności przestępczej. Konsulting polega przecież na tym, że strony umawiają się co do ceny uzyskania opinii lub ekspertyzy. Ich wycena jest w znacznej mierze arbitralna i trudna do skontrolowania. Wszystko więc zależy od możliwości dobrania się do publicznych pieniędzy. – Takie możliwości zawsze istnieją, ale to, co tu umożliwiono, przekracza granice rozsądku. Powtarzam: urzędnik samorządowy w żadnym wypadku nie powinien być właścicielem lub udziałowcem w firmach prywatnych. Takie sytuacje powinny być zakazane przez prawo. Nie powinien też mieć powiązań z kancelariami prawnymi, których obszarem działania jest majątek w dyspozycji samorządów. Jak ocenia pan działalność instytucji odpowiadających za walkę z korupcją? Na przykład raport Fundacji Batorego zwraca uwagę, że z 15 kluczowych artykułów konwencji ONZ przeciw korupcji Polska wdrożyła tylko sześć. A konwencję ratyfikowaliśmy w 2006 r. Wśród najważniejszych zaleceń, do których się nie dostosowaliśmy, wymieniono ochronę osób sygnalizujących korupcję oraz wzmocnienie CBA, czyli uwolnienie go od ręcznego sterowania przez polityków, którzy akurat rządzą. – Sygnaliści, czyli osoby chcące poinformować swoich zwierzchników lub opinię publiczną o zjawiskach patologicznych w działaniu urzędu, w którym są zatrudnione, powinni mieć zapewnioną ochronę. W praktyce jest to skomplikowane. Przekazanie informacji o niewłaściwym postępowaniu bezpośredniego zwierzchnika lub kolegów z pracy na „wyższe szczeble” może mieć fatalne skutki dla sygnalisty, niezależnie od ochrony prawnej. Osoby będące przedmiotem doniesienia są często elementem wpływowych układów. Sygnalista może paść ofiarą ich zemsty. Układy korupcyjne mogą zaś sięgać bardzo wysoko w hierarchii urzędowej. Należy też pamiętać, że procedury „sygnalizowania” mogą być nadużywane przez intrygantów i fantastów, co nie sprzyja atmosferze w pracy. Niemniej jednak to ważny sposób walki ze zjawiskami patologicznymi w instytucjach publicznych. Co do pozostałych spraw, zaniedbania te dowodzą, że korupcja nie była priorytetem politycznym koalicji PO-PSL. Jak będzie teraz – zobaczymy. I być może właśnie brak realnej
Tagi:
Roman Wojciechowski