Śladami Ossendowskiego – rozmowa z Witoldem Szirin Michałowskim

Śladami Ossendowskiego – rozmowa z Witoldem Szirin Michałowskim

Jestem chyba pierwszym obywatelem III RP, któremu udało się przeprowadzić kwerendę w archiwach na Łubiance Witold Szirin Michałowski – (pseudonim Michał Bereha) pisarz, dziennikarz, podróżnik i publicysta, absolwent Politechniki Warszawskiej. Zajmował się budową rurociągów m.in. w Iraku, Nigerii i w Kanadzie. W 1968 r. został wydalony z PZPR, stracił szansę na karierę naukową, wtedy zaczął pisać. W 1992 r. założył Fundację Odysseum – Ośrodek Dokumentacji Dokonań Polaków w Świecie. W 1999 r. pojechał jako korespondent wojenny do Czeczenii. Autor m.in. książek „Wyprawa do pięciu bogów”, „Testament barona”, „Szamańskie safari: Przez Wielki Step, Kaukaz i Bieszczady”, „Tajne służby w rurach”. Pański dom w podwarszawskim Michalinie to prawdziwe muzeum podróżnictwa, w którym najwięcej eksponatów wiąże się z innym podróżnikiem, Antonim Ferdynandem Ossendowskim. – Obiekt przypominający chińską świątynię, nazywaną kumirnia, z przeznaczeniem na prawdziwe muzeum wybudowałem obok, ale nie mam środków na jego utrzymanie. Niestety, Ministerstwo Kultury także ich nie ma, a może nie chce mieć. Co do Ossendowskiego – od lat próbuję przywrócić do świadomości kulturalnej naszego narodu postać tego pisarza i podróżnika. Podążając szlakiem Ossendowskiego przez dawny Kraj Urianchajski, obecnie Republikę Tuwy, dotarłem nawet do Wrót Agharty. Wśród książek w izbie pamięci, którą pan urządził, najczęściej powtarzający się tytuł to „Lenin”. – To liczne wydania jednej z najbardziej znanych na świecie książek Ossendowskiego, która pierwszy raz w Polsce ukazała się w 1932 r. i doczekała się licznych przekładów, włącznie z japońskim, urdu i szwedzkim. Ostatnio poznańskie wydawnictwo zwróciło się do mnie z prośbą o napisanie przedmowy do kolejnego „Lenina”. Zrobiłem to z dużą satysfakcją, bo wiele wysiłku włożyłem w badanie życia autora tego ongiś bestselleru. Materiały do jego biografii zbierałem różnymi sposobami, docierając nawet do archiwów CIA i FSB na Łubiance. ZACZĘŁO SIĘ OD RUROCIĄGU Robi się trochę gorąco. – Zacznijmy od początku. Od 18 już lat wydaję i redaguję fachowe czasopismo „Rurociągi” (www.rurociagi.com). Znając się na spawaniu rur, pracowałem przy nadzorze budów i różnego rodzaju instalacji w wielu krajach. Zaczynałem od rurociągu „Przyjaźń”. Byłem też na kontraktach w Iranie, Iraku, Kanadzie, USA i Nigerii. Nieco wcześniej, bo w 1967 r., prowadziłem pierwszą polską wyprawę w góry Tabun Bogdo. Przy okazji poznałem nieźle całą Mongolię, a w następnych latach Syberię, Chiny i Daleki Wschód. W latach 90. byłem korespondentem wojennym w Czeczenii i konsultantem ds. rurociągów prezydenta Maschadowa, który w czasie pobytu w Polsce zadedykował mi nawet swoją książkę. Zaprzyjaźniłem się też z Szamilem Basajewem, u którego ojca w Wiedieno przeżyłem razem z Mirosławem Kulebą atak rakietowy. Zachowałem do dziś fragmenty rakiety, która miała nas zlikwidować. Moje kontakty z pewnością nie uszły uwadze rozmaitych służb interesujących się sytuacją w rejonach obfitych w źródła surowców energetycznych. Stąd liczne możliwości, które się przede mną otwierały. Zwykle dokonywaliśmy barterowej wymiany informacji. Co mogło tak bardzo interesować CIA, że udostępniono panu wyjątkową bibliografię, która znalazła się w aneksie do wydanej w 2000 r. książki „Testament barona”? – Mogę się jedynie domyślać. Miałem pewną wiedzę uzyskaną swego czasu w archiwach mongolskich i radzieckich oraz u rodziny barona Romana Ungerna von Sternberga w Finlandii na temat, nazwijmy to, broni psychotronowej. Interesowali się nią i gen. Ungern, i Włodzimierz Lenin, i carska ochrana. Myślę, że także Ossendowski, który w czasie wojny domowej w Rosji doradzał admirałowi Kołczakowi. Ja zaś chciałem jak najwięcej wiedzieć o Ossendowskim. Jestem chyba pierwszym obywatelem III RP, któremu udało się przeprowadzić kwerendę w archiwach na Łubiance. Rosja za prezydentury Putina zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Mówił pan, że wiadomości otrzymywał w wyniku wymiany barterowej, ale trzeba było coś płacić także dodatkowo. Widzę przecież pokwitowanie na kwotę 22 tys. rubli, wystawione przez Sąd Najwyższy ZSRR. Czy to dużo? – Sporo, ale i tak się opłacało. To, co uzyskałem, poważnie wzbogaca naszą wiedzę o nas samych. Okazało się, że Ossendowski w okresie I wojny światowej był współpracownikiem kontrwywiadu carskiej Rosji. Bardzo utalentowanym. Ujawniał w swoich publikacjach działalność wywiadu niemieckiego i zbrodnie, których Niemcy dopuszczali się na froncie. Zawsze mieliśmy szczególne układy z Rosjanami. Naszym rodakom powierzano często

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 38/2012

Kategorie: Wywiady