Śledzik a sprawa polska

Naród, a zwłaszcza jego przedstawiciele w osobach dziennikarzy interesowali się ostatnio chemiczno-metafizycznym zagadnieniem: dlaczego śledzie kupione w pewnym supermarkecie świecą? A było tak: pewna kobieta nabyła śledzie, które zostawiła w kuchni na stole. Gdy zbudziła się w nocy (dlaczego wstała, o tym prasa milczy, a warto by sprawę wyjaśnić do końca, może zajmie się tym minister Kaczyński), ujrzała śledzie, od których bił nieziemski blask, jak – nie przymierzając – od zaatakowanych przez UFO ludzkich szczątków w “Archiwum X”. Jeśli moi czytelnicy nie oglądają tego rodzaju filmów, wyjaśniam, że truchło osoby mającej za życia kontakt z kosmitami fosforyzuje na zielono. Przerażona kobieta zbudziła męża, znieśli śledzie do piwnicy, gdzie świecenie się powtórzyło. Nie wymieniamy tu nazwy owego supermarketu, bo uboższa część ludności, na przykład pielęgniarki, których pensje nie wystarczają na uiszczenie opłat za prąd, mogłaby rzucić się na te czysto polskie ryby, by oświetlić nimi mieszkanie, co mogłoby okazać się tańsze niż blask z żyrandola. O postpegeerowskich biedakach mających jak raz świecącą zagrychę nawet nie wspomnę, wspominając zresztą. Zaraz też różni fachowcy zaczęli dociekać, co oznaczają świecące śledziki. Jakiego rodzaju substancje powodują wokół nich aurę. Biologowie, którzy prace na temat gnijących ryb pisali, opowiadali coś na temat bakterii gnilnych, świecących jak świetliki. Ponieważ rzecz miała miejsce w czasie nieustającego, rozwlekłego jak flaki z olejem okresu świątecznego, a do tego jeszcze wszyscy zwariowali w związku z Nowym Wiekiem i Nowym Tysiącleciem, przypuszczam, że śledź świecący jest złowróżbnym znakiem. Śledź, jak wiadomo, jest rybą, ryba zaś psuje się od głowy. Czy zepsuty, a do tego świecący śledź nie oznacza, że nadszedł czas, by przyśpieszyć wybory, bo coś się już tak bardzo zepsuło, że aż zaczęło świecić? Ja nie wiem, ja się tylko zastanawiam, interpretuję zjawisko nadprzyrodzone jak jakaś Pytia siedząca na trójnogu w Świątyni Apollina w Delfach, plotąca trzy po trzy, bo tak właśnie wyglądało wieszczenie, a więc bredzi sobie Pytia: śledź, blask, kobieta, supermarket, bakterie, wybory, prawica, lewica… Dopiero z tych elementów elemeledutków wtajemniczony, jak zawsze, kapłan-prorok układał odpowiedzi. Kto chciał się czegoś dowiedzieć od superwróżki, przynosił fanty, stąd też wzięło się olbrzymie bogactwo świątyni. Nie mam pojęcia, czy w znanych na świecie i n n y c h przepowiedniach, trzymanych przed maluczkimi w tajemnicy, było coś na temat świecącej ryby, czy nie, bo ryba jest także, proszę szanownych czytelników, symbolem… Nie, nie przejdzie mi to przez komputer, boję się po prostu powiedzieć, czego jest ona symbolem, bo mogę zostać uznana za heretyczkę obrażającą najwyższe wartości, jak również autorytety, choć jako żywo nie jest to moim celem. Według mnie bowiem, każdy może sobie głosować na autorytet, jaki chce. Ja się tylko panicznie boję posłów: Złej Nowiny-Konopczyny, jak również, a może wręcz zwłaszcza, owego sygnatariusza Tomczaka, co w “Kropce nad i” Moniki Olejnik oblicze swe impregnowane, nieprzemakalne, a świecące w ciemności objawił. Tomczak ludzi za mniejsze niż herezja przewinienia za karę do Izraela wysyła. Tenże spowodował konfuzję pani redaktor, bo nijak nie mogła mu wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. Ni tak, ni siak, ni inaczej. Ani wprost, ni przez kwiatek, ani też na odlew, aż dziwowali się telewidzowie i ekrany przecierali, czy to możliwe, by ów wybrany przez naród poseł pojąć nic nie mógł i podejrzenie straszne w głowach się zrodziło, że biedaczysko pojąć nie może, o czym się w Sejmie rozprawia. Ja Ojczyznę moją kocham nad życie i nigdzie się stąd nie ruszę, tym niemniej strach mnie obleciał, że może karnie będzie się jednostki aspołeczne wysyłało, więc domyślności czytelników pozostawiam śledzia świecącego pomiędzy wierszami: kto rybę dwa tysiące lat temu na piasku narysował? Kto rybę za symbol wziął? A ta ryba teraz świeci! Czy aby nie oznacza to, że posłowie niektórzy, bakteriami gnilnymi jak śledzie świecący, powinni się nad pogłębieniem wiary chrześcijańskiej zastanowić, miast paszporty w jedną stronę wydawać? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2001, 2001

Kategorie: Felietony