Ślepa miłość do Ameryki

Ślepa miłość do Ameryki

Polska zredukowała się do roli wasala USA Po kilkumiesięcznym zakazie wstępu do Białego Domu, wywołanym międzynarodowym skandalem wokół nowelizacji ustawy o IPN, Andrzej Duda zostanie znowu dopuszczony przed oblicze Donalda Trumpa. Prócz wyrzucenia kolejnych miliardów na zakup sprzętu wojskowego i gazu nie można wiele się spodziewać po rytualnej pielgrzymce wasalnej, ale przy tej okazji warto poddać ocenie stan relacji Polska-USA. Najważniejszy sojusznik Ameryki Dziennikarze najbardziej się ekscytują niezałatwioną od lat sprawą wiz turystycznych, których zniesienie obiecywali kolejni prezydenci i która jest afrontem wobec najgorliwszego sojusznika z Iraku i Afganistanu. Ponad 95% wniosków polskich obywateli kończy się wydaniem dziesięcioletniej wizy. Na tę małą liczbę (mniej niż 2%), o którą przekroczony jest trzyprocentowy próg odmów kwalifikujący państwo do programu Visa Waiver, administracja mogłaby więc machnąć ręką i zalecić służbom konsularnym mniej restrykcyjne podejście, a polski rząd ogłosiłby wielki sukces dyplomatyczny, choć kwestia ta nie miałaby żadnego wpływu na treść obustronnych relacji. Widocznie jednak Amerykanom bardziej niż na prestiżu Polski zależy na ok. 35 mln dol., które co roku zostawia w kasach placówek konsularnych ponad 200 tys. Polaków planujących wyjazd do USA (koszt wniosku wizowego to 160 dol.). Jednak tym, co w stosunkach polsko-amerykańskich rzuca się w oczy w pierwszej kolejności i czego tylko nasi zaślepieni prawicowi politycy i dziennikarze nie potrafią dostrzec, jest nie tyle ich treść, ile niedojrzała forma. Są wyraźnie niesymetryczne i korzystne dla jednej strony – niestety, nie dla polskiej. Stanowisko Polski w sprawach międzynarodowych, niezależnie od tego, czego dotyczyłaby dana kwestia, jest zawsze dla Amerykanów oczywiste i a priori proamerykańskie. Polsce nie trzeba zatem się rewanżować. Nie trzeba jej nawet pytać o zdanie. Wystarczą dyżurne slogany o wzajemnej przyjaźni, puste deklaracje w rodzaju „kochamy was” George’a H.W. Busha z 1987 r. i werbalne dowartościowanie naszych mitów historycznych, a będziemy gotowi na wszystko, łącznie z wysłaniem wojska na drugi koniec świata. Ten protekcjonalny ton pamiętamy co najmniej od czasów przywołanej tu wizyty w Polsce Busha seniora jeszcze w roli wiceprezydenta. Można go usłyszeć podczas każdej podróży amerykańskich dygnitarzy do Polski. Kulminacją tej polityki pustych gestów było wychwalanie przed Europą polskich dokonań historycznych w czasie nadzwyczajnie celebrowanych ubiegłorocznych odwiedzin w Warszawie obecnego lokatora Białego Domu. Z przemówienia na placu Krasińskich pamiętamy stworzony piórem bliskiego PiS autora widma i utrzymany w stylu budujących mitów IPN obrazek powstańczej barykady w Alejach Jerozolimskich jako miniatury Polski – przyczółka cywilizacji. Obrazek tak żywy, jakby to sam Trump układał tam worki z piaskiem. Publiczność, czyli przywiezieni autobusami na ten patriotyczny piknik szeregowi działacze PiS z całej Polski, oniemiała z zachwytu. Mogło to zrobić wrażenie tylko na zasłuchanej we własny głos polskiej klasie panującej. Nasza pozycja w Europie nie urosła od tej gadki ani o milimetr. Brak symetrii widać również w tym, że Ameryka traktuje Polskę instrumentalnie, podczas gdy nasi rządzący patrzą na Waszyngton przez pryzmat pobożnych życzeń i naiwnego idealizmu. Wydaje się im, że Polska to strategiczny partner USA, podczas gdy jest zaledwie jednym z wielu sojuszników, wcale nie najważniejszym. Niektórzy tak oderwali się od rzeczywistości, że zaczęli marzyć o Polsce, która po brexicie zastępuje Wielką Brytanię w relacjach transatlantyckich. Większość uważa, że potulność wobec Ameryki powinna wywindować pozycję Polski do roli europejskiego mocarstwa, które – stając na czele szeregu państw Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej – będzie w stanie stworzyć alternatywną orientację polityczną w Europie, zdolną przeciwstawić się wiodącej pozycji Niemiec i Francji. Mocarstwowe złudzenia U podstaw takiego myślenia, jako legitymizacja polityki mocarstwowej, leży przekonanie o specjalnych dokonaniach Polski na polu walki o wolność – przede wszystkim w okresie Solidarności, ale także w bardziej odległej przeszłości – za sprawą których Europa stała się jej dłużnikiem. W parze z tym złudzeniem idzie wiara, że Polska ma do przekazania Europie jakąś specjalną wiedzę. Nie jest to jedynie przykład megalomanii, z której Polska znana jest nie od wczoraj i którą kwitują uśmiechem w stolicach państw Europy Zachodniej. Pobrzmiewa w tym echo romantycznego mesjanizmu i prometeizmu, który we wschodniej części kontynentu wywołuje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 38/2018

Kategorie: Publicystyka