Ślepy los ślepych

Nasz amerykański Wielki Brat celnie ocenił polską politykę. Zaproponował nam dostawę baterii rakiet Patriot. Nieuzbrojonych, czyli ślepych. Każdy, kto kiedykolwiek strzelał ze ślepej amunicji, wie, że taka robi dużo huku i kopci niemiłosiernie. Innych efektów kanonady nie ma, bo ślepak nie ma potrzebnego ku temu ładunku. Polska polityka, zwłaszcza zagraniczna, już od razu bije po oczach patriotycznym opakowaniem. Trwa obrona polskości, podejmowane są kontrofensywy polskości, naszym dalekosiężnym, strategicznym celem jest polskość. Trwa konkurencja w kategorii „Największy patriota”. Konkurenci polityczni stale monitorują się i oceniają poziom patriotyzmu u przeciwników. Pozytywnych efektów takiej walki też nie ma. Bo to są ślepe patrioty, takie jak obiecane Polsce przez USA rakiety. Zbliżają się do finału wybory do Parlamentu Europejskiego. Mam tu szansę na obserwację uczestniczącą, bo kandyduję z listy SLD-UP w Warszawie i gminach podwarszawskich. Tradycyjnie z ostatniego miejsca na liście. I narzucony przez obóz rządzący, zaakceptowany przez prorządową opozycję, styl kampanii jako żywo przypomina mi podarowane przez sojuszników rakiety. W walce o obsadzenie miejsc w europejskim parlamencie konkurujące ugrupowania prześcigają się w dowodzeniu swego ortodoksyjnego patriotyzmu. W licytowaniu, kto ile z Unii Europejskiej wyciągnie. Jak można sprytnie tych bogatych Europejczyków oszukać. Bo to nam, jako poszkodowanym przez Europę podczas ostatniej wojny światowej, zwyczajnie się należy. Trwa też licytowanie się na „oryginalność”, „polskość” prezentowanych programów. Za brak takiej „patriotyczności” obrywam w kampanii, nawet od konkurencyjnej centrolewicy. Za to, że przyjęliśmy jako program Manifest PES, zamiast wymyślić coś naszego, patriotycznego, zaznaczającego swą odrębność. Drugim uchem cały czas słyszę, że w Parlamencie Europejskim liczy się tylko gra zespołowa w największych frakcjach. Skoro tak, to czemu koalicja SLD-UP jest krytykowana za przyjęcie Manifestu PES jako swej konstytucji wyborczej? Przecież bracia odłączeni z SdPl, jeśli zdobędą mandaty, to zasilą frakcję PES w europarlamencie, co w kampanii deklarują. Czyli będą realizować nasz wspólny program. Albo w tej frakcji nie będą i tym skażą się na margines polityczny, czyli nieskuteczność. Podobnie inni „patrioci”. Nawet ci z radykalnej prawicy. W tej kampanii rządowy obóz ogłosił już swe zwycięstwo i nawet obsadził swymi ludźmi stanowiska w Brukseli. Kandydaci z PO podzielili już zaszczyty, słodkie miejsca na tamtejszych salonach. Kiedy deklaruję, że wybieram się do Brukseli do pracy, często budzę zdziwienie słuchających. Do Komisji Petycji? Do Komisji Kultury i Nauki? Czemu do takich poślednich? Czemu nie do Komisji Zagranicznej? Kiedy tłumaczę, że można też tam pracować w grupach bilateralnych, np. UE-Chiny – reakcje są podobne. Bez wysokiego huku kandydat się nie liczy. Grupa trzymająca aktualnie władzę w RP uznała, że eurowybory powinny być prawyborami zbliżających się krajowych. Po co zawracać głowę wyborcom problematyką europejską, skoro można skupić się na walce z PiS-owską opozycją. Arcyprorządową, bo swym istnieniem utrzymującą wysokie notowania PO. W efekcie patriotycznej, lecz nieuzbrojonej w intelektualne ładunki kanonady zostanie wybrana podobna amerykańskim rakietom reprezentacja RP do ważnego, wspólnego parlamentu. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 22/2009

Kategorie: Felietony