Jeszcze nigdy za Odrą nie było tak wielu singli do wzięcia Telefon komórkowy Arianny to swoiste archiwum miłosnych wspomnień. Młoda Niemka nie skasowała zdjęć swoich wielbicieli. Na jednym były amant z długą, stylową brodą patrzy tajemniczo w lustro, na drugim jakiś inny leży na portugalskiej plaży, a na trzecim policjant po czterdziestce wysyła buziaka. Arianna nie potrafi dokładnie powiedzieć, ilu mężczyzn ubiegało się o jej względy. Ostatni chłopak, którego puściła kantem, postawił miażdżącą diagnozę. 29-letnia agentka biura podróży choruje na uczuciowe ADHD. – Uważał, że jestem niezdecydowana i nie potrafię się skoncentrować na jednym facecie – śmieje się Arianna. Ich związek rozpadł się dwa lata temu. Odtąd jest sama i – jak utrzymuje – kocha swoją wolność. W tygodniu pracuje, a w weekendy spotyka się z koleżankami lub chodzi na randki. Udane rendez-vous jest dla Arianny jak haust świeżego powietrza. Młoda berlinianka nie rezygnuje jednak z marzenia o własnej rodzinie. – Chciałabym oczywiście kiedyś wyjść za mąż, mieć dzieci. Ale nie mogę znaleźć odpowiedniego partnera – dziwi się. Jej przyszły mąż powinien być wrażliwym wegetarianinem, mieć silną osobowość i nie interesować się piłką nożną. Ma natomiast lubić psy. – Właściwie to nie mam większych oczekiwań – podsumowuje. Brak pewności siebie Nadmiar ofert w internecie sugeruje, że od wyboru wymarzonego partnera dzieli nas jedno kliknięcie. Krzyczące witryny obiecują udane randki w ciemno, a samozwańczy konsultanci żyją z udzielania porad zdesperowanym klientom, którzy nie mogą znaleźć drugiej połowy. Atrakcyjna Arianna mogłaby więc w wirtualnym świecie szybko trafić na swojego miłośnika zwierząt, przeciwnika mięsa i sportu. Zmaga się wszak z problemem typowym dla jej rówieśników w większych niemieckich miastach. Z jednej strony, nie chce stracić niezależności, a z drugiej, po każdym obejrzeniu komedii romantycznej fantazjuje, że „gdzieś tam” w Berlinie czeka na nią jej przyszły mąż. Rzeczywistość w metropoliach za Odrą nie wygląda jednak tak różowo. Liczba singli w wieku ok. 30 lat nigdy nie była tak duża jak dziś. Tęsknota za stabilnym życiem rodzinnym rośnie, ale coraz więcej związków się rozpada. Z badań niemieckiego socjologa i filozofa Svena Hillenkampa wynika, że w ostatnich 20 latach młodych singli zrobiło się więcej niemal o połowę. Podczas gdy w 1995 r. 23% Niemców w grupie wiekowej 25-35 lat nie miało stałego partnera, w 2015 r. przyznało się do tego już 35%. Hillenkamp powołuje się m.in. na ustalenia Federalnego Urzędu Statystycznego (Destatis), który stwierdził, że najwięcej singli żyje w wielkich miastach: Berlinie, Hamburgu, Kolonii czy Monachium. W każdym większym mieście, w którym mieszka co najmniej pół miliona osób w wieku powyżej 15 lat, 37% preferuje samotność. Zdaniem Hillenkampa głównym kłopotem singli jest nie tyle brak partnera, ile brak pewności siebie. – W latach 80. i 90. samotność wśród młodych była raczej powodem chluby. Dziś niechęć do związków częściej bywa potępiana, pod tym względem staliśmy się bardziej konserwatywni. Paradoksalnie problemy młodych ludzi się zwiększyły – wyjaśnia niemiecki socjolog. Słowem – w oczach większości Niemców życie singla budzi współczucie, a ci, którzy są dotknięci „słodkim koszmarem samotności” (Gombrowicz), cierpią i użalają się nad sobą najbardziej. Jeszcze kilka lat temu godnym naśladowania wzorem była bohaterka serialu „Seks w wielkim mieście”, rezolutna dziennikarka Carrie Bradshaw, hołdująca zaletom nowojorskiego single life. Jej niemieckim odpowiednikiem jest Michael Nast, którego książka „Generation Beziehungsunfähig” („Pokolenie niezdolne do związków”) przez kilka tygodni gościła na pierwszym miejscu listy bestsellerów „Spiegla”. O ile Bradshaw i jej koleżanki czerpały ze swojej samotności radość i energię, o tyle Nast pławi się w męczeństwie, uznając swoją niezdolność do bycia w związku za chorobę. I nie potrafi zaproponować lekarstwa. – Młodzi ludzie żyją w ciągłym poczuciu niepewności. Najpierw długo studiują, a później siedzą na umowach śmieciowych, zmieniając często pracę. To się odbija na naszych związkach. Kłopot wynika nie z tego, że nie możemy znaleźć partnera, lecz z faktu, że brakuje nam stabilności w życiu – uważa Nast. 41-letni berlińczyk przez długi czas żył w podobny sposób jak