Słowiańską jedność można włożyć między bajki Ostatnie wydarzenia na Ukrainie wywołały gorącą dyskusję na temat relacji między Słowianami. Zewsząd słychać, że Rosjanie nigdy się nie pogodzą z utratą tych terenów, gdyż to właśnie w Kijowie miała się narodzić ich cywilizacja. Apele o solidarność Słowian rozbrzmiewały także podczas konfliktu w byłej Jugosławii. Czy faktycznie wspólne etniczne korzenie rzutują na współczesne stosunki między państwami i narodami? „Słowianie będą ukochani przez Boga za to, że do końca zachowają prawdziwą wiarę w Pana. I otrzymają od niego wielkie dobrodziejstwa w postaci królestwa rosyjsko-słowiańskiego. Rosja zleje się w jedno wielkie morze z innymi ziemiami i plemionami słowiańskimi, stworzy olbrzymi ocean narodów”. Czy ta przepowiednia prawosławnego świętego z początku XX w. może się ziścić, czy raczej historyczne zaszłości i waśnie między Słowianami, których jest 280 mln, czynią ją nierealną? Panslawizm nie jest zjawiskiem nowym. Narodził się w XIX w. w Czechach, wchodzących wówczas w skład imperium habsburskiego. W idei zjednoczenia Słowian widzieli Czesi szansę na rozwój własnej kultury i tradycji, tłamszonej przez żywioł niemiecki. Na ten sam okres przypadł rozwój iliryzmu – idei połączenia Słowian południowych. Ponieważ panslawizm znalazł wsparcie w Rosji, sprzeciwiali mu się Polacy, nad Wisłą bowiem sojusz Słowian pod przewodnictwem cara odbierano jako koniec szans na własne niepodległe państwo. Niechęć Polaków do panslawizmu podsycana była jeszcze obawą przed prawosławiem. Nie oznacza to bynajmniej, że w Polsce nie było zwolenników panslawizmu. Do entuzjastów zjednoczenia Słowian zaliczał się książę Adam Czartoryski. Inny Polak, Julian Lubliński, stanął na czele Stowarzyszenia Zjednoczonych Słowian, pierwszej organizacji otwarcie głoszącej ideę panslawizmu. Za słowiańską wspólnotą opowiadali się zarówno konserwatyści spod znaku obozu narodowego, jak i niewierzący czy wręcz neopoganie. Podziały w rodzinie Teoretyczne założenia panslawizmu zweryfikowała rzeczywistość. Zaczęło się optymistycznie – w październiku 1912 r. przeciwko imperium osmańskiemu zawiązała się szeroka koalicja Słowian południowych, obejmująca Bułgarię, Czarnogórę, Serbię, przy wsparciu Grecji. Trwający niespełna rok konflikt zakończył się wyparciem Turków z Półwyspu Bałkańskiego. Nie przypieczętował jednak słowiańskiej jedności. Zaledwie kilka miesięcy później wybuchła druga wojna bałkańska, w której naprzeciw siebie stanęły Bułgaria i Serbia wraz z sojusznikami. Osamotnieni Bułgarzy szybko poprosili o rozejm, oddając Serbii część Macedonii. Słowianie znaleźli się po dwóch stronach okopów także podczas I wojny światowej. Słowiańscy mieszkańcy Austro-Węgier i Rzeszy Niemieckiej musieli walczyć tak, jak zadecydowali ich niesłowiańscy władcy. Zgody nie było i wśród państw rządzonych przez samych Słowian. Rosja i Serbia znalazły się w entencie, razem z Wielką Brytanią i Francją; Bułgaria natomiast wolała zawiązać sojusz z Habsburgami i Hohenzollernami. Podział w łonie „wielkiej rodziny Słowian” stał się jeszcze bardziej widoczny w latach II wojny światowej. Związek Radziecki zajął wschodnie tereny II Rzeczypospolitej pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa ich słowiańskim mieszkańcom. Sama Polska również nie miała oporów przed zajęciem Zaolzia w 1938 r., kiedy „bratnia” Czechosłowacja padała ofiarą polityki Hitlera. II wojna światowa obudziła skrywane animozje między Słowianami. Wołyńskie ludobójstwo pozostaje cierniem w stosunkach polsko-ukraińskich. Trudno bowiem przejść do porządku dziennego nad wymordowaniem dziesiątków tysięcy osób, w tym kobiet i dzieci. Równie makabrycznych zbrodni dopuszczali się chorwaccy ustasze, realizujący własną politykę czystek etnicznych na Bałkanach. Ich ofiarami byli głównie prawosławni Słowianie, a skala i metody zbrodni bulwersowały nawet niemieckich żołnierzy. Ukraińcy i Polacy oraz Chorwaci i Serbowie to tylko dwa przykłady tego, jak narodowe urazy brały górę nad słowiańską jednością. Nacjonalizm położył kres idei panslawizmu, o czym przekonaliśmy się nie tylko w czasie II wojny światowej, ale i całkiem niedawno. Na początku lat 90. wystarczyła iskra, aby narody Jugosławii po raz kolejny pogrążyły się w morderczym konflikcie. Solidarność Słowian była już wtedy pustym hasłem, choć odwoływały się do niej wszystkie strony. Co ciekawe, nawet polska publicystyka – zazwyczaj niechętna wszelkim odwołaniom do słowiańskich korzeni – pisała o wojnie domowej czy wręcz o wojnie bratobójczej w Jugosławii. Łagodne animozje Można powiedzieć, że podziały w słowiańskiej rodzinie to nic zaskakującego.
Tagi:
Krzysztof Wasilewski